[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tyle wysiłku w przygotowanie kolacji, żeby owa kolacja
wylądowała w kuble, jako zimna papka nadająca się tylko dla
świń.
Spojrzała w okno. W otwartych drzwiach szopy mignęło
światełko. Szybko zdjęła fartuch, rzuciła go na krzesło i
zdecydowanym krokiem pomaszerował ku drzwiom. Równie
zdecydowanie przemierzyła podwórko, otwarła drzwi szopy,
potem usta, żeby go zawołać i... głos uwiązł jej w gardle.
Rush z obnażonym torsem stał przed korytem. Wycierał
sobie twarz koszulą. Przy każdym ruchu mięśnie na plecach
pęczniały imponująco. Kropelki wody, ściekające z mokrych
włosów, spływały strumyczkami po karku i barczystych
plecach. Ten widok, z powodów absolutnie niejasnych, wydał
się Chloe po prostu fascynujący. Naturalnie, że chciała się
wycofać, a przynajmniej dać znać o swojej obecności. Były to
jednak tylko dobre chęci. Dalej trwała w progu nieruchomo i
milcząco, jak zahipnotyzowana.
A Rush powiesił koszulę na kołku, obok latarni, i chlusnął
sobie zimną wodą na pierś i ramiona. Wzdrygnął się i
wyciągnął rękę po koszulę. Musiał wykonać przy tym
półobrót. Wtedy ją zobaczył. Ręce mu opadły i znieruchomiał.
Spojrzenie Chloe przemknęło po jego szerokiej piersi,
barczystych ramionach i zatrzymało się na dużych, silnych
dłoniach, zaciśniętych w pięści. Wielkie nieba, czyżby Rush
był zagniewany?
Przeniosła wzrok na twarz o wyrazie, jak zwykle zresztą,
nieprzeniknionym. Chociaż nie, Rush sprawiał wrażenie,
jakby na coś czekał. Prawdopodobnie na to, że ona pierwsza
się odezwie. Czyli czekał na próżno, bo ona miała teraz w
głowie pustkę, nie była również w stanie wykonać żadnego
ruchu. W przeciwieństwie do Rusha, który ruszył się z
miejsca. Pomyślała wtedy, że po prostu minie się z nią w
progu i pójdzie do domu.
Ale nie. Stanął przed nią tak blisko, że czuła na policzku
jego oddech.
- Czy pani czegoś ode mnie sobie życzy, panno Faraday?
Drgnęła. Bo przez jej ciało w tym momencie przepłynęła
jakaś osobliwa, gorąca fala.
- Ja... ja przyszłam powiedzieć, że pańska kolacja...
stygnie.
Rush wcale nie pospieszył do domu na kolację, tylko
podniósł ręce i oparł je o drewnianą ścianę szopy, dokładnie
po obu stronach głowy Chloe. Kropelki wody skapywały z
jego ciemnych loków na czoło i spływały po policzkach. Kilka
kropelek spadło na Chloe, dokładnie w dekolt jej sukni i
spłynęło dołkiem między piersiami.
Chloe znów zadrżała, Rush dalej milczał, jakby na coś
czekał.
Na nią. Tak. Chloe czuła to, czuła, że on czekał na nią całą
noc.
Pochylił głowę i musnął ustami jej wargi, ustami
miękkimi i podatnymi jak aksamit. Natychmiast poczuła
delikatne mrowienie w całym ciele, zaczęło się gdzieś w
okolicy krzyża i przesunęło się w górę, odbierając jej oddech.
Była już całowana, kilkakrotnie, ale ten pocałunek przeszedł
najśmielsze jej wyobrażenia. Rush delikatnie gryzł jej wargi,
skłaniając je do rozchylenia, a kiedy je rozchyliła, wsunął do
środka język. Pieszczota w tym niebywałym miejscu była
czymś uniemożliwiającym stanie na własnych nogach. Kolana
uginały się, Chloe była bliska omdlenia, a przecież nie był to
jeszcze koniec tych nieprawdopodobnie przyjemnych doznań.
Bo pan Rush, oderwawszy usta od jej warg, przesunął
językiem po ścieżce wyznaczonej przez jedną z kropelek
wody. Od nasady szyi w dół, po wycięcie sukni. Chloe, nie
przygotowana na takie poufałości, krzyknęła cicho.
Rush oderwał ręce od ściany i gwałtownie się
wyprostował.
- Mam nadzieję, że jedzenie jeszcze nie do końca
wystygło - powiedział.
Wyminął ją w progu i szybko ruszył przez podwórko do
domu.
ROZDZIAA PITY
Anthony wcale nie był zdumiony, kiedy Chloe po chwili
również weszła do domu i nie odezwawszy się ani słowem,
podążyła na strych. Zdawał sobie doskonale sprawę, że
przekroczył pewne granice, ale kiedy w tej szopie ujrzał ją
nagłe w drzwiach, poczuł w sercu ukłucie. Jakież cudowne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]