[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wspinać. Rachel ruszyła za nim, choć posuwała się ze znacznie
większą ostrożnością. Nie chciała zniszczyć sobie sukienki.
Ojej, zapomniałam o rajstopach. Zmarszczyła brwi.
Podciągnęła się na rękach i usiadła na krawędzi otworu. Nogi
zwisały jej w powietrzu. W miejscu rozdarcia nylonowej pończochy
puściły oczka.
W ogóle nie powinnaś ich wkładać a zauważył Johnny
sugestywnym tonem.
Obejrzała się na niego. Siedział oparty o przeciwległą ścianę i
przyglądał się jej z figlarną miną, która była jeszcze bardziej
wymowna niż słowa. Powierzchnia platformy nie miała więcej jak
dwa na trzy metry, a wysokość otaczających ją ścian nie
przekraczała metra. Dach zastępowały splecione konary drzewa i
gęsty baldachim z liści, który niemal całkowicie przesłaniał błękit
nieba. Tutaj, w górze, jakieś sześć metrów nad ziemią, powiewy
wiatru były bardziej porywiste. Lecz w osłoniętym wnętrzu
kryjówki wydawało się im, że jest zacisznie. Tylko rozhuśtane
gałęzie trzeszczały i szeleściły liśćmi, które po kolei odrywały się z
wątłych zaczepów i wirując, spadały na ziemię. Pomimo wysokiej
jeszcze temperatury powietrza wyczuwało się już nieuchwytną woń
nadciągającej jesieni.
Rachel przyglądała się z uwagą Johnny'emu. Patrzył na nią, a
372
jego oczy były bardziej błękitne niż skrawki prześwitującego w
górze nieba. Po twarzy błąkał mu się uśmiech. Zciany kryjówki
sięgały mu zaledwie ramion, a zielonozłote liście powyżej tworzyły
niemal bajeczną scenerię. Johnny był przystojniejszy niż
kiedykolwiek przedtem. I w niczym nie przypominał
rozgoryczonego mężczyzny, który zaledwie kilka tygodni temu
wysiadł z autobusu.
Gdyby wtedy wiedziała, jak bardzo odmieni jej życie, rzuciłaby
mu się prosto w ramiona. Pewnie uciekłby w popłochu i z
powrotem szukał schronienia w więzieniu.
Rachel uśmiechnęła się, wyobrażając sobie reakcję Johnny'ego
na jej gorące powitanie.
Co cię tak śmieszy? spytał, unosząc w górę brwi. Pokręciła
przecząco głową.
Nic. Jestem po prostu szczęśliwa.
Ja też. Ale byłbym o wiele szczęśliwszy, gdybyś tutaj
podeszła i usiadła obok mnie. Sądzę, że musimy porozmawiać.
Porozmawiać?
Czy sądzisz, że mogłem mieć coś innego na myśli?
Audziłam się, że tak.
Roześmiał się i wyciągnął do niej rękę.
Chodz do mnie. Zobacz, co mam w kieszeni. Przyniosłem ci
prezent.
Naprawdę? uśmiechnęła się, zachwycona. Ucieszyła się
ogromnie, że Johnny pomyślał o tym, żeby jej sprawić radość. Był
to pierwszy podarunek od niego. Postanowiła, że będzie
przechowywać go niczym najcenniejszy skarb.
373
Przeszukaj moje kieszenie polecił, gdy posłusznie usadowiła
się obok.
Strasznie mi głupio protestowała, lecz w końcu dała za
wygraną i ze śmiechem wykonała polecenie. Pierwsza kieszeń, do
której zajrzała, była pusta. Lecz w drugiej znajdowało się niewielkie
pudełko. Rachel wyciągnęła maleńki pakunek i przez długą chwilę
uważnie mu się przyglądała. Leżał na jej dłoni owinięty w srebrną
folię i ozdobiony białą wstążką. Wyglądał bardzo elegancko.
Rachel spojrzała na Johnny'ego.
Jest śliczny.
Rozpakuj go!
W jego głosie pojawiło się lekkie napięcie. Z bijącym sercem
zsunęła kokardę i powoli zaczęła odwijać wierzchnie opakowanie.
Wiedziała już niemal na pewno, co pudełeczko zawiera, ale nie
chciała przedwcześnie robić sobie zbyt wielkiej nadziei.
Czerwony błyszczący kartonik był doskonały w swej prostocie.
Rachel uniosła przykrywkę i odkryła w środku małą jubilerską
szkatułkę.
Drżącymi dłońmi wydobyła twarde plastikowe pudełko i
otworzyła wieczko.
Wewnątrz znajdował się pierścionek z brylantem, który musiał
mieć co najmniej pół karata i był osadzony w białym złocie.
Johnny! Skąd wziąłeś na to pieniądze?
Czy to wszystko, co masz mi do powiedzenia? Nie ukradłem
go, jeśli to cię niepokoi. Towarzystwo kolejowe wypłaciło Sue Ann,
Buckowi i mnie siedemdziesiąt pięć tysięcy dolarów
odszkodowania za śmierć mojego ojca. Rodzeństwo postanowiło
374
przyjąć pieniądze, wobec tego ja również wyraziłem na to zgodę.
W oczach Johnny'ego pojawił się błysk humoru, gdy dodał: Ten
drobiazg kosztował mnie około jednej piątej mojego udziału.
Nie powinieneś tego robić!
Czy mogłabyś przyjrzeć się bliżej temu cholernemu
świecidełku?
Rozdrażnienie w jego głosie zdumiało Rachel. Uważniej
spojrzała na upominek. Na wąskiej białej wstążce do pierścionka
przywiązana była mała karteczka, zapisana równym pismem.
Rachel przechyliła pudełko i przeczytała: Wyjdziesz za mnie?"
Podniosła wzrok na Johnny'ego. Przyglądał się jej z dziwnym
wyrazem twarzy. W jego wyczekującym spojrzeniu malowała się
tkliwość i niepokój.
No i? spytał, gdy nie odezwała się ani słowem. Wyjęła
pierścionek z pudełka i nie odrywając etykietki wsunęła go sobie na
serdeczny palec lewej dłoni. A potem objęła Johnny'ego za szyję.
Być może powiedziała, całując go w usta.
Być może? Wydawało się jej, że jest urażony, ale gdy
bardzo sumiennie odwzajemnił pocałunek, nie była już tego całkiem
pewna.
Nie sądzisz chyba, że się zadowolę ową nędzną namiastką
oświadczyn? Jeśli chcesz, żeby cię poślubiła, musisz poprosić mnie
o rękę jak należy.
Johnny jęknął.
Powinienem był przyjść z kwiatami. Wiem o tym. Rachel
wymierzała mu kuksańca.
Przestań żartować. Mówię całkiem poważnie. Chwycił ją za
375
ramiona i nieco odsunął od siebie, by móc lepiej przyjrzeć się jej
twarzy. Klęczała przy jego wyciągniętych nogach, a jej
rozkloszowana spódnica przypominała kielich żonkila. Zaciskała
dłonie na jego rękach. Spojrzał na nią z rozdrażnieniem.
Ja też stwierdził.
A więc... ? Westchnął.
Zgoda. Niech i tak będzie. Wyjdziesz za mnie, Rachel? Nie.
Nie!?
Spróbuj jeszcze raz. To mnie nie zadowoliło.
Dobry Boże. Czy chcesz, żebym prosił cię na klęczkach?
To niezły pomysł.
%7łartujesz sobie ze mnie, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]