[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ślałam, że nie lubi pan psów i nie toleruje ich w domu.
- Nie mam pojÄ™cia, skÄ…d ludzie czerpiÄ… te faÅ‚szywe wy­
obrażenia - odparÅ‚ lord niezbyt zgodnie z prawdÄ…, gdyż do­
skonale wiedziaÅ‚, skÄ…d Caroline braÅ‚a swoje. Nigdy nie pró­
bował ukrywać niechęci do rozpieszczonego, spasionego
mopsa lady Fanhope. Pies ów rzadko ruszaÅ‚ siÄ™ z najwy­
godniejszego fotela w salonie, budząc tym wyrazną niechęć
lorda, ilekroć odwiedzał Fanhope Hall. - To prawda, że nie
pozwoliłbym moim alzatczykom hasać samopas po domu,
nie widzę jednak nic niewłaściwego w obecności tej małej
psiny pod moim dachem.
- To ja odziedziczyłam po ojcu niechęć do psów, nie De-
verel - wyjaśniła Sarah - ale nie mam nic przeciwko Rosie,
zwłaszcza w obecnej sytuacji. To pies panny Milbank, jej
najświeższy nabytek.
133
- Czy panna Milbank nie zaszczyci nas dziÅ› swoim towa­
rzystwem? Mam nadzieję, że nie jest niedysponowana?
Wicehrabia przeszył Fanhopea badawczym wzrokiem.
Czy mu siÄ™ tylko zdawaÅ‚o, czy rzeczywiÅ›cie wychwyciÅ‚ faÅ‚­
szywÄ… nutÄ™ w jego niewinnym z pozoru pytaniu?
- Pozwól, że cię uspokoję, Charles. Panna Milbank ma
siÄ™ dobrze, lecz wÅ‚aÅ›nie towarzyszy pannie Marshal w kon­
nej przejażdżce.
W przeciwieÅ„stwie do brata Caroline wydawaÅ‚a siÄ™ bar­
dziej uradowana tą wieścią niż zaskoczona.
- Och, to cudowna wiadomość! CieszÄ™ siÄ™, że twoja ku­
zynka wzięła sobie wreszcie do serca moje porady i posta­
nowiÅ‚a znów pojezdzić konno. To jedyny sposób, by pozby­
ła się tych swoich głupich lęków.
Lord dyskretnie uśmiechnął się do siebie. Caroline
z pewnoÅ›ciÄ… miaÅ‚a dobre intencje, ale jeżeli wyobrażaÅ‚a so­
bie, że Louise mogłaby zrobić cokolwiek pod wpływem jej
perswazji, to była w wielkim błędzie. Owszem, był ktoś, kto
zdołał przełamać lęki jego małej kuzynki, lecz z pewnością
nie była to panna Fanhope.
Po wypeÅ‚nieniu obowiÄ…zków pana domu i zadyspono­
waniu poczęstunku lord rozsiadł się wygodnie w fotelu
i znad kieliszka zaczÄ…Å‚ uważnie obserwować goÅ›ci, a zwÅ‚asz­
cza Caroline.
Nigdy nie robił z tego tajemnicy, że ją podziwia, i to
z wielu powodów. Już jako dziecko była wybitnie ładna,
a upÅ‚ywajÄ…cy czas tego nie zmieniÅ‚. Nie brakowaÅ‚o jej rów­
nież inteligencji i nigdy siÄ™ nie baÅ‚a wyrażać gÅ‚oÅ›no swo­
ich poglądów, dzięki czemu odbyli wiele ożywionych, in-
134
teresującycłi dyskusji. Niestety zbyt długo przebywała pod
wpÅ‚ywem gÅ‚upiej, zadufanej w sobie matki, która przekaza­
Å‚a jej niezachwiane przekonanie o wÅ‚asnej wyższoÅ›ci, skut­
kiem czego Caroline zaczęła siÄ™ robić coraz bardziej zaro­
zumiała.
Czy to ta wÅ‚aÅ›nie skaza na jej charakterze, której po­
wolny rozwój od lat obserwowaÅ‚, sprawiÅ‚a, że wbrew po­
wszechnym oczekiwaniom nie był w stanie poprosić
Caroline o rÄ™kÄ™? PrawdÄ™ mówiÄ…c, nawet z tÄ… wadÄ… byÅ‚a­
by niewątpliwie idealną żoną właściciela ziemskiego. Jego
ojciec zdecydowanie sprzyjał temu mariażowi, co jednak,
jak przypuszczał, odniosło przeciwny skutek, podsycając
tylko jego własny upór. Przysiągł sobie bowiem nigdy nie
ustępować tylko po to, aby zyskać przychylność srogiego
rodzica. Co wiÄ™cej, nie zamierzaÅ‚ stać siÄ™ zadośćuczynie­
niem za złe porady, jakich ojciec udzielił kiedyś lordowi
Fanhopeowi, a które doprowadziÅ‚y barona na skraj finan­
sowej ruiny. Tu trzeba wspomnieć, że lord Fanhope, jako
dżentelmen o niezÅ‚omnych zasadach, nie winiÅ‚ nikogo in­
nego prócz siebie za chybione inwestycje.
Pogrążony w zadumie lord zaczął machinalnie głaskać
brÄ…zowo-biaÅ‚y, jedwabisty Å‚epek, który spoczÄ…Å‚ na jego le­
wym udzie. Myślał o tym, że był taki czas, kiedy poważnie
zastanawiał się nad ożenkiem z Caroline, jednak ten czas
bezpowrotnie minął i im prędzej ona się o tym dowie, tym
lepiej. Oczywiście ani przez moment nie przypuszczał, że
wyznaniem tym złamie jej serce. Wiedział, że przy wyborze
stosownej partii panna Fanhope nie bÄ™dzie braÅ‚a pod uwa­
gę czegoś równie wulgarnego jak miłość. Jej celem zawsze
135
będą pozycja społeczna oraz obowiązek względem rodziny,
uważała bowiem, i nie była w tym odosobniona, że roman-
tyczne uczucia należy zostawić tym, którzy mogą sobie na
nic pozwolić.
Mimo to długoletnia przyjazń oraz szacunek, jakim ją
obdarzaÅ‚, nie pozwalaÅ‚y mu z czystym sumieniem utrzy­
mywać jej w przekonaniu, że może liczyć na jego oświad-
czyny. WiedzÄ…c, jak siÄ™ sprawy majÄ…, bÄ™dzie mogÅ‚a pod­
­Ä…ć stosowne kroki w celu znalezienia innego kandydata
do swojej ręki. Sytuacja finansowa Fanhopeów musiała nie
być w tej chwili aż tak zła, skoro stać ich było na kosztowne
zachcianki Charlesa oraz jego częste wyjazdy. Czemu więc
nie mieliby sfinansować Caroline drugiego sezonu w Lon­
dynie, zanim osiągnie wiek, w którym przestanie się liczyć
jako kandydatka na żonę?
Lord wrócił myślami do chwili obecnej, szybko jednak
znudził się wymianą wzajemnych grzeczności i myśli jego
poszybowaÅ‚y ku wÅ‚aÅ›cicielce stworzenia, które przed chwi­
lÄ… miaÅ‚o czelność użyć jego uda jako poduszki. Bardzo ża­
Å‚owaÅ‚, że jej tu nie ma, gdyż samÄ… swojÄ… obecnoÅ›ciÄ… ożywi­
Å‚aby sztucznÄ…, monotonnÄ… konwersacjÄ™.
Nagle przyÅ‚apaÅ‚ siÄ™ na tym, że siÄ™ uÅ›miecha, co w ostat­
nich dniach zdarzało mu się coraz częściej. Jakże szybko
nauczyÅ‚ siÄ™ cenić jej szczerość oraz kÄ…Å›liwe poczucie hu­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \