[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy nazwisku Czempiński wyświetliło się: uwaga, komunistyczny szpieg . Mimo trwającej
już od kilku lat przyjazni, dla amerykańskich komputerów Czempiński nadal był wrogiem!
%7łeby urzędnik imigration dał wreszcie za wygraną niezbędna była interwencja Departa-
mentu Stanu.
Mimo, że cała delegacja widziała, jak potraktowały Gromka apolityczne komputery, to i
tak wszyscy wiedzą, że jego stosunki z Amerykanami są bardzo dobre. Różnie się o tym mó-
wi. Koledzy Czempińskiego, jak on - oficerowie służb specjalnych - mają własne wytłuma-
czenie tej czułości. Przebąkują, że we właściwym czasie Gromek przeorientował się na
jankesów. On zna te opinie.
- Ja zawsze od nich odstawałem. %7ładen z nich jednak, nawet przed samym sobą, nigdy
nie przyzna, że jest od kogoś gorszy. Dla własnych niepowodzeń zawsze szuka się łatwych
usprawiedliwień. W naszym fachu najczęstszym tłumaczeniem jest - dał się przewerbować .
Niech im będzie. Nie mam zamiaru tłumaczyć, że żeby wywiezć z Iraku sześciu Amerykanów
musieliśmy sami narazić się na śmierć. I narazić na śmierć kilkunastu co najmniej ludzi. Od
tego momentu Amerykanie uwierzyli nam jako sojusznikom i uznali za partnerów w zawo-
dzie. To się w ich świecie liczy najbardziej - co umiesz i czy potrafisz być lojalny aż do
śmierci. Taka jest ta moja tajemnica.
A jednak aura czegoś niedopowiedzianego wokół Czempińskiego jest. Niby tego co
mówi słucha się dobrze, jego interpretacja jest wiarygodna, spójna, ma sens. Ale za chwilę w
innym miejscu, przy innej okazji, powie coś takiego, co przywołuje na pamięć fakty dwuzna-
czne, zdarzenia zmącone, niejasne. Jakby sam dbał o to, by ludzie po cichu myśleli, iż jego
stosunki z Amerykanami są rzeczywiście szczególne. Pozostańmy na chwilę przy tym Iraku.
Dziennikarz ANEKS-u pyta:
CIA zwróciła się bezpośrednio do Pana, wówczas zastępcy szefa wywiadu. Dlacze-
go?
- Amerykanom znany był polski wywiad, ja takie, choćby Z mojego pobytu w USA,
poza tym zajmowałem się sprawami operacyjnymi, znałem angielski, gdy szef akurat nie-
miecki. Rozmowa była między fachowcami, co do możliwości powodzenia przedsięwzięcia,
które co tu dużo mówić zapowiadało się jako bardzo ryzykowne, a nawet wręcz niemożliwe
do przeprowadzenia. W tym momencie nie chodziło o decyzje, ale o wstępna ocenę operacji,
naszych możliwości.
- Mimo wszystko była to niecodzienna sytuacja, rozmawiać tak bezceremonialnie, poza
decydentami służb...
- Amerykanie byli bardzo zdeterminowani, czas naglił, niezbędna była choćby wstępna
opinia fachowca. Tym bardziej, że inne, współpracujące z CIA służby odmówiły pomocy.
Gdyby moja opinia była negatywna, szukaliby pomocy gdzie indziej.
(ANEKS - pazdziernik 2000 r.)
Czempiński jest konsekwentny: Amerykanie docenili go jako fachowca, uznali klasę
dawnego przeciwnika, dla nich to się liczy najhardziej.
Stare szpiegusy przyjmują te tłumaczenia z przymrużeniem oka. Jakby chcieli powie-
dzieć: dobra, dobra - gadaj zdrów, to nawet niezła nawijka.
Rzeczywiście trudno nie być sceptycznym. Nie tylko Polska, ale i świat był w okresie
transformacji. Zimnowojenne podziały wcale jeszcze przecież nie znikły i nie było tak, że z
dnia na dzień wczorajsi wrogowie stawali się przyjaciółmi. Poza tym chodziło o życie amery-
kańskich agentów, których wojna ogarnęła w zajętym przez Irak Kuwejcie. Amerykanie nie
mieli podstaw by bezgranicznie wierzyć Polakom - z państwem Saddama od lat przecież
utrzymywaliśmy dobre stosunki. CIA miała wszelkie powody by zakładać, że przez te lata
przeniknęły się również służby specjalne Iraku i Polski. To zaś oznaczało, iż poproszenie
Polaków o pomoc w rozwiązaniu tak poważnego problemu, mogło dla Irakijczyków nie być
tajemnicą.
Ponadto - w codziennym zwyczaju służb jest podchodzenie pod obcych w celu zwerbo-
wania. W sprawach dla danej służby żywotnych, obcych o pomoc się nie prosi.
Krótko mówiąc - z tego, że Amerykanie, z pominięciem drogi służbowej, zwrócili się
właśnie do niego, Czempiński wytłumaczył się dziennikarzowi ANEKS-u dosyć marnie.
Na dodatek ma kłopot z pamięcią kolegów, w której zapisane są fakty znane tylko nieli-
cznym. Na przykład zawody balonowe w Chicago - wieczny temat wódczanych wspomnień
oficerów wywiadu.
Gromek bardzo chciał w nich wziąć udział. Jego lotnicze pasje były powszechnie znane,
poza tym naturalna okazja wjechania do Stanów kadrowego pracownika służb specjalnych
sama pchała się w ręce, więc - czemu nie? Można spróbować. Dostał zgodę. Polecono mu po
przyjezdzie nawiązać kontakt z rezydentem i w ramach rezydentury wykonać pewne zlecenie.
Gromek wyjechał, z kim miał kontakt nawiązać, nawiązał, poczym zniknął. Tłumaczył, że
latał. Możliwe. Ale, jak to mówią - na dwoje babka wróżyła. Wcale nie jest wykluczone, że i
Amerykanie potraktowali to balonowe latanie jako dobrą, bo naturalną okazję do nawiązania
kontaktu z najbardziej obiecującym polskim oficerem młodego pokolenia. Czy to jest takie
nieprawdopodobne? Mieli wszak do dyspozycji zbiegłego uczestnika pierwszego kursu z
Kiejkut. Gość na pewno opisał wszystkich kolegów, opowiedział na co którego stać, przeka-
zał ich pełne charakterystyki. Czempińskiego nie trudno było dostrzec - przystojny dryblas z
daleka rzucał się w oczy. Jeśli chcieli do niego podejść, to na pewno nie pomylili go z kim
innym.
W sumie wszystko się dla niego dobrze skończyło: coś tam sobie w Warszawie pomy-
ślano, ale nie było zahaczenia. Powiedzmy - wystarczająco silnego zahaczenia. W każdym
razie kariera Czempińskiego zaczęła toczyć się wartko, w tempie, które mu od początku
wróżono. Wyjechał do Stanów kolejny raz - teraz już na dłużej, bo do pracy . Wszelako jego
prawdziwym przeznaczeniem okazała się Genewa, gdzie był rezydentem. W Genewie poznał
młodego polskiego stypendystę, wcześniej lwa warszawskich klubów studenckich i diskdżo-
keja - Andrzeja Olechowskiego. Ich znajomość trwa do dzisiaj i do dzisiaj obfituje w spekta-
kularne przedsięwzięcia.
Z Genewą zresztą wiąże się kolejny tajemniczy przypadek w jego życiu.
* * *
Schyłek lat 80. Wiedeń. Koniec epoki socjalizmu było już widać gdzieś na horyzoncie,
ale wydawał się jeszcze daleko. W każdym razie wiedeńczycy mieli własne problemy i nie
bardzo interesowali się tym, co dzieje się za żelazną kurtyną . Aliści Wiedeń to nie tylko
stolica walca i ważnych konferencji, to również Mekka szpiegów i agentów.
Słynna kawiarnia Landtmann'a , tuż koło pierwszej austriackiej sceny - Burgtheater,
codziennie miała komplet gości. Tu właśnie wszyscy spotykali się ze wszystkimi .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]