[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwłokach włóczęgi wsunął do rękawa, a ostatni wziął do ręki. Dopiero wtedy pan
Wołoski (co by nie mówić, nazwisko ma znane) zaszczycił nas spojrzeniem.
- No i? - mruknął ponurym tonem, postukując płaską stroną ostrza po dłoni.
- Dziękuję? - zapytałem niepewnie.
- Po jaką cholerę?! Po jaką cholerę szlajacie się nocą po mieście?!
- A co w tym złego? - Wowka zatrzepotał niewinnie rzęsami. - Zdaje się, że
jesteśmy pełnoletni. U was na Wołoszczyznie pełnoletność osiąga się po pięćsetce?
- Po pięćsetce nie osiąga się pełnoletności, tylko upojenie alkoholowe -
wymamrotałem pod nosem.
Oczywiście nikt nie zwrócił na mnie uwagi, za to Wowce bezczelność nie uszła
płazem. Drakula zerwał się z miejsca (pod jego podkutym butem zachrzęściły czyjeś
kości, ale nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia), chwycił Wowę za kołnierz i
wycedził:
- Posłuchaj mnie uważnie, pełnoletni. Jeszcze jeden taki komentarz i pożałujesz,
że się urodziłeś! Zrozumiałeś?!
Potem lekko go odepchnął. Zupełnie zdezorientowany Wowka stracił równowagę
i klapnął tyłkiem na ziemię. Wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłem
zareagować.
- Zrozumiałem - bąknął Wowka, wstając i pocierając poszkodowaną część ciała. -
Nie ma w tym nic skomplikowanego. Auuu, moja kość ogonowa...
- Cieszę się. - Drakula podszedł do martwego wampira, trącił go butem i zapytał: -
Powiedział wam coś?
- Nie. - Obaj z Wowką spojrzeliśmy po sobie. - Tylko syczał...
- Syczał?!
- No...
Wład Palownik przykucnął i ostrożnie, z lekkim obrzydzeniem, rozpiął kołnierz
koszuli trupa, odsłaniając cienki łańcuszek z okrągłym złotym medalionem.
Pogładził go palcami, chwycił i gwałtownym ruchem zerwał z szyi ofiary. Przez
chwilę patrzył w zamyśleniu na wygrawerowane litery (niestety, stałem zbyt daleko,
by móc je zobaczyć) i nagle uświadomiłem sobie, że mam omamy. Słuchowe. Choć
Drakula nie poruszał ustami, słyszałem jego głos - wyjątkowo jak na gościa łagodny,
tak na marginesie.
- Dokąd zaprowadził cię los i kto wypił twoją krew, Rollanie z rodu Klaris? Kiedy
się ostatnio widzieliśmy, miałeś dopiero dwieście lat.
Nagle coś go tknęło, potrząsnął głową i wszystko ucichło. Hej, czyżby to była
telepatia? Jakbym czytał w jego myślach. Drakula spiorunował nas wzrokiem.
- Co się tak gapicie?! Lepiej tu podejdzcie.
Spojrzeliśmy z Wowką po sobie, po czym spełniliśmy tę, nazwijmy to umownie,
uprzejmą prośbę.
- Jak wyglądał gospodarz domu, w którym was trzymali?
- No... - zacząłem. - Był młody, chyba niewiele starszy od nas.
- I co dalej? - niecierpliwie poganiał mnie Czarny Płaszcz, przesuwając palcami
prawej dłoni po policzku martwego wampira.
Tym razem odezwał się Wowka:
- Miał wysokie czoło, szare oczy i lekko garbaty nos.
Kiedy mówił, spojrzałem w dół i omal nie zemdlałem. Twarz Rollana z rodu
Klaris dosłownie rozpływała się pod palcami Drakuli, zmieniając wygląd. Nos przyjął
zupełnie inny kształt, pełne usta zrobiły się cieńsze, podobne do ust Drakuli
Pierwszego.
Drakula Drugi patrzył wszędzie, tylko nie na dzieło swoich rąk, jakby poruszał
palcami niezależnie od własnej woli. Na koniec szybkim pociągnięciem wykonał
ostatni sztych - długą szramę przecinającą całą twarz.
Ja cię sunę. Jak dwie krople wody!
- To on, prawda, Andriej?
- No - tylko tyle zdołałem wydukać, zszokowany całym zajściem. Jak on to
zrobił?!
- Rękoma - burknął Drakula, nadal nie patrząc na denata. - To potrafi każdy, jak
wy to mówicie, wampir. Po prostu bierze się umarlaka i zmienia mu twarz. Przecież
czasem trzeba jakoś wyjaśnić swoje zniknięcie z miasta.
Pomyślałem, że dopóki rozmawia z nami po ludzku, warto by wyciągnąć z niego
więcej informacji.
- A ile razy można zmieniać jedną osobę?
- Dwa, w tę i z powrotem. Tu chodzi o bezpośrednią ingerencję w strukturę kości.
Jeżeli spróbujesz coś zmienić po raz trzeci, czaszka po prostu się rozsypie - Drakula
chrząknął znacząco - a widok mózgu to niezbyt miłe doświadczenie.
Spojrzał na nasze przerażone oblicza i uśmiechnął się po raz pierwszy od czasu,
gdy go poznaliśmy. Dopiero wtedy skierował wzrok na wampira. Gdy to zrobił, z jego
twarzy natychmiast znikły wszelkie ślady wesołości. Zbladł jak ściana, choć i
wcześniej nie był zbyt rumiany.
W jego oczach dostrzegliśmy coś dziwnego, jakby zdziwienie zmieszane z
nienawiścią, a może nawet strachem.
- Jesteście pewni...
- %7łe to on? - dokończył Wowka. - Jasna sprawa. Na dwieście procent!
- W tej sytuacji sto to maksimum - pouczyłem kolegę.
- Powiedziałem tak dla większej dokładności. Sto w tę, sto we w tę.
Kiedy Drakula wstał, jego twarz nie zdradzała już żadnych emocji. W tej chwili
nawet kamień mógłby wyrazić ich więcej.
- W ciągu kilku najbliższych dni najlepiej w ogóle nie pokazujcie się na ulicy -
rzucił na odchodnym.
I rozpłynął się w mroku nocy, jak gdyby nigdy go tu nie było. Jedyne, co
świadczyło o tym, że jednak był, to zbroczone krwią ciała pięciu osób. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \