[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Za pięć minut odlatujemy do świata paralelnego.
To niemożliwe odpowiedział lekarz, jednocześnie podejmując akcję przywracania Kory
do życia. Na podkładzie flyera, kiedy odbywał się przelot do bazy zarządu, Kora została
wprowadzona w głęboki sen. Trzy sekundy takiego snu równały się dziesięciu minutom snu
zwykłego.
Póki spała, zostało wykonane całkowite przetaczanie krwi, zregenerowano komórki szpiku
kostnego i oczyszczono tkanki wewnętrzne z wirusa dwudniowej dżumy.
Kiedy doszła do siebie, przeświadczona, że spała co najmniej dziesięć godzin; głowa bolała ją
nie tyle z powodu dżumy, co wyczynianych nad nią egzorcyzmów medycznych, ale ogólnie choć
słaba, czuła się gotowa do każdego rodzaju walki o sprawiedliwość.
Podniosła się i usiadła na łóżku, lekarze cofnęli się, ponieważ sami nie byli przygotowani na tak
szybkie jej ozdrowienie, po piwnicach willi Ksenia przetoczyły się dzwonki i syreny, wzywające
do Kory komisarza Milodara i najmilszą ze staruszek, Ksenię Michajłowną Romanową, również
przygotowaną do ostatniej fazy operacji.
W porządku? Milodar wpadł do bunkra. Ubrany był dość dziwnie i jak dla Kory
niezwyczajnie. Nie będąc jeszcze etatowym pracownikiem Intergpolu nie podejrzewała, że każdy
agent, inspektor czy komisarz ma kilka mundurów na różne okazje. Teraz właśnie przyszło jej
zobaczyć komisarza Milodara w bojowym odświętnym mundurze, przywdziewanym tylko na
coroczną paradę organizacji w Centrum Galaktycznym, a symbolizującą zwycięstwo nad siłami
chaosu. Od jasnobłękitnego, częściowo tylko odbijającego światło, ciasno przylegającego do ciała
munduru ze wspaniałymi bufami, zdobionymi płonącymi, przelewającymi się barwami epoletami, aż
do wysokiego nakrycia głowy, mającego swój pierwowzór w trójnogu Napoleona, ale przybranego
białymi strusimi piórami i obficie wyhaftowanego złotą nicią, aż do ciężkich na oko wysokich butów
z wpasowanymi w podeszwy wysuwanymi brzytwami, mogącymi przepiłować stalowe drzwi, do
orderów i odznak, upiększających pierś komisarza, był ten mundur marzeniem żołdaka, bajką dla
nienasyconego w dzieciństwie zabawami feldmarszałka i zródłem drżenia dla tego, kto aż do
głębokiej starości pozostanie w duszy kapralem.
Idziemy powiedział Milodar do Kory. Póki jeszcze przejście jest otwarte. My im nie
przeszkadzamy. Lada moment zamierzają pchnąć przez przerzutnik swoje wojsko. Generał Lej na
białym rumaku już harcuje na placu po tamtej stronie.
A my dokąd? słabym jeszcze głosem zapytała Kora.
Przecież wiesz: uratować i okrutnie się zemścić! zakrzyknął Milodar, który też nie nabawił
się do syta w dzieciństwie.
Ach& Kora wstała i zachwiała się. Medycy podchwycili ją, a garderobiani, którzy
wbiegli za Milodarem wykorzystali tę chwilę. W dwie minuty Kora została wpakowana w uniform,
przypominający mundur Milodara, ustępujący mu co prawda w liczbie naszywek i błyskotek.
Szczupła, ze stromymi piersiami, postać młodej agentki przykuwała powszechną uwagę.
Koniec! krzyknął Milodar. Koniec! Lecimy!
Która godzina? zapytała Kora, ciągle jeszcze zdezorientowana i zmieszana. Ile czasu
minęło?
Od chwili, kiedy wróciłaś siedemnaście minut. Rozumiesz więc, że mamy bardzo mało
czasu.
Osiemnaście minut? Myślałam, że jakieś dziesięć godzin.
To efekt błyskawicznego snu wyjaśnił doktor.
Kora nie marnowała już czasu, a tym bardziej sił na rozmowy zrozumiała, że nie może, mimo
jej niezaspokojonego życzenia walnąć się w kilkudniowy sen, musi teraz iść i spełnić rozkazy
Milodara& Szczególnie, że i ona tego pragnie! Jeśli istniała choćby mała szansa na uratowanie
Miszy i przywrócenia go do życia, to musi z niej skorzystać&
Spójrz polecił Milodar, kiedy przechodzili obok lustra.
Kora zatrzymała się, zamarła, nie mogą pojąć, co to za bajeczne, rajskie ptaki i przy tym grozne
istoty patrzą na nią przecież to Milodar i ona& Milodar pociągnął Korę:
Tylko nie trać animuszu, kiedy już tam będziemy!
Weszli do kolejnej sali.
Przygotuj się powiedział Milodar.
Przed nimi stały dwa sarkofagi. Stały w pionie, na sztorc, i ponieważ tak nigdy nie stoją
Korze skojarzyło się to miejsce z jakimś muzeum w trakcie ewakuacji.
Pokrywy sarkofagów rozchyliły się.
No to idziemy powiedział Milodar.
Po co? zapytała Kora.
Czy ty myślisz, że udamy się tam w naturalnych postaciach, żeby jakiś porąbany pułkownik
mógł nas zastrzelić?
Milodar jako pierwszy wszedł do swojego sarkofagu. Korze nie pozostało nic innego, jak
starając się nie chwiać na nogach uczynić to samo.
I nagle z jej ciałem stało się coś dziwnego, coś, co było tak dobrze znane Milodarowi i niektórym
innym pracownikom Intergpolu, którzy zastępowali siebie podczas odpowiedzialnych i
niebezpiecznych misji własnymi hologramami. Dla Kory było to oczywiście nowe doświadczenie.
Rozumiała, że coś się z nią dzieje w tym ciemnym sarkofagu.
Jakby, niczym larwa, wyłaziła ze swojego twardego kokonu i nabierała motylej lekkości ruchów i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]