[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naprawdę smucił się z powodu jej wypadku. Teraz nie mógł jej towarzyszyć w wycieczkach konnych i cały plan
ataku spełzł na niczym.
W ciągu następnych dni zjawiał się w pałacu codziennie rano, aby grać w tenisa z Zizi i Dalą. I w ten sposób
pocieszał się naprawdę, bo ta
serdeczna dziewczyna kazała mu zapomnieć o dumnej lady Crag. Jak uroczo potrafiła się Zizi śmiać, kiedy piłkę
wybijała w niebo, zamiast do celu. Ren patrzył w takich wypadkach wyłącznie w jej twarz i omijał Dalę silny
serwis.
Harisingh, partner jego, patrzył w takich przypadkach na niego, dopóki cierpliwość jego się wyczerpała:
 Markizie  gramy w tenisa! Lepiej proszę uważać, jak pan gra!
Ren zaś uśmiechał się i spoglądał uspokojony na szarfę Harisingha, za którą dzisiaj nie tkwiły sztylety.
*
* *
Nad płaskimi białymi dachami miasta świeciło tropikalne słońce. Wszystko spało. Nawet pszczoły zaprzestały swoją
pracę, czekając na chłodniejszy powiew. W oddali odezwały się mrukliwe ryki osłów, a gdzieś w pobliżu
wygrzewało się w słońcu kilka węży. Mary leżała! nadsłuchując szmerów. Nic! Głęboka cisza, żarzące słońce i
oszałamiający zapach rozkwitłych kwiatów.
Rene Olivier przysłał jej bukiet tuberoz i pompatyczny liścik. Maharadża ofiarował jej swoje najcudowniejsze
orchidee, a major Fisher czerwone i białe róże. Ciotka Lonny, Zizi i Dala odwiedziły ją, a markiza zabawiła ponad
godzinę. Tak, właściwie niezle jej się wiodło, aż do bólu nogi. Jakże interesująca potrafi być markiza! Jej dojrzały
rozum kobiecy, jej dowcip i humor. Ba, ona tak nie potrafi zabawiać Bharadvai. Cóż ona wie o świecie? Lub o
perwersyjnych ludziach, pikantnych historiach, politycznych złośliwościach i skandalach? Wiedziała tylko to, o
czym pisały gazety i, że życie było po to, aby je używać, każdy według własnego uznania. Była młoda i piękna,
zdrowa i bogata! Zwiat stał przed nią otworem, życie ze swoimi tysiącami pokus. Przygód, awantur, nie, nie, tego
nigdy nie pragnęła. Przed dwoma laty w czasie pełni księżyca stała na Akropolisie w Atenach, wówczas poczuła
głęboki szacunek i miłość dla ludzkości, która stworzyła ten zamek bogów. Razu pewnego wpadła jej w rękę brudna
książka, która nauczyła ją tak
nienawidzieć ludzi, że przez dłuższy czas starała się ich unikać. Stopniowo nienawiść ta blakła i pozostało tylko
piękno. O brzydocie już czytała, zaś piękne przeżyła! Los strzegł ją dobrotliwie przed każdą stycznością z podłością,
a symfonia Beethovena, postać Jeanne d'Arc lub miłość Romea i Julu potrafiły wypędzić z niej bez reszty myśli
nienawiści do ludzkości.
Wzrok jej pobiegł w kierunku orchidei stojących w sąsiednim pokoju, a które ujrzeć mogła, nachylając głowę nieco
w lewo. Zamykając oczy, widziała jeszcze barwy fioletowe i różowe, a potem piękne ręce maharadży
Tylko o jego rękach myślała? A nie o jego ciemnych, błyszczących oczach, pełnych charakteru ustach i
dystyngowanych manierach?
Zmieszne! Nie chciała o nim myśleć! To Hindus, Azjata należący do owej tajemniczej rasy, która odkryła tysiące
trucizn przeciw Europejczykom wymyślała najniemożliwsze idee w swoich łbach. Pomysły, na podstawie których
jedna część ich ludu kąpie się trzy razy dziennie w marmurowych basenach, a druga, większa część tarza się i
oczyszcza w świętych, brudnych kałużach. Rasa, która pali swoje wdowy na stosie wraz z nieżyjącym już mężem,
aby mu mogła dalej służyć na tamtym świecie Ta sama rasa, która pozwala żyć wszelkiemu robactwu, obwiązuje
sobie płótnem usta i nos, aby broń Boże nie połknąć przypadkowo najmniejszego stworzonka. Rasa żyjąca w
surowych, wprost o niewiarygodnej nienawiści, prawach kastowych modli się do świętej krowy, podczas gdy
pogardza kobietami! .....
Nagle opanowała ją niewysłowiona wściekłość.   Ci idioci, ci....  Ach było to wszystko dla niej tak
niezrozumiałe i obce, zwłaszcza ta pogarda dla kobiet. Jak mogą ci mężczyzni tęsknić za ideałem kobiety, nie
odczuwając duchowej łączności z nimi, a cóż dopiero kochać...! Ach ci wielbiciele małp, słoni, krów i bocianów!"
 I ona, Mary Crag, która entuzjazmowała się Atenami i grecką mitologią Rzymem i jego kościołami i
chrześcijaństwem, ona, Mary Crag miałaby tak nisko upaść i...! Co? Zmieszna myśl! Niech by ręce miał jeszcze
stokroć ładniejsze, przyniosą jej tylko rozczarowanie!" Zadzwoniła i wnet zjawiła się służąca.
 Sadie, wez te orchidee z kryształowej wazy i wynieś je na dół do pokoju Ekscelencji. Postaw je gdzieś tam i
przekaż Ekscelencji pozdrowienia ode mnie.
Brunatna dziewczyna w obcisłym sarongu pospieszyła do sąsiedniego pokoju, wzięła kwiaty i wyszła.
  Tak, już ich nie ma i będzie miała nareszcie spokój. Teraz będziemy o czymś innym myśleć, o czymś pięknym.
Gdzie leży ten ciekawy romans  Legendy o świętej", ach tam, ba, ale nie będzie mogła tej książki chwycić rękami. A
tu, gazeta ilustrowana z najnowszymi zdjęciami wykopalisk w Egipcie i reportaż dookoła świata".
Odwróciła się nieco na bok... wnet zauważyła na podłodze różową orchideę. Sadie musiała przy wynoszeniu zgubić.
Głupio! Zwykły przypadek! I Mary zapomniała o ilustrowanej gazecie, wszystkich wzniosłych myślach i odwróciła
się na bok, aby usnąć.
Czy nie patrzyła z wyrzutem tu na nią para oczu? Wtem wśród różowych orchidei ukazała się brunatna twarz i
skinęła na nią! Teraz znów odezwał się dzwięczny głos:
 Czynisz mi krzywdę, Mary Crag! Wszędzie są wyjątki! Nie widziałaś, jak delikatnie wziąłem ptaka w rękę?
Chodz! Pójdz ze mną do świątyni Buddy. Leży tam biały welon księżniczki Elidy! Pokażę ci, że ręce moje są
bardziej delikatne, aniżeli ten welon...
 Ależ ja nie mogę pójść  noga mnie boli!
 Twoja noga nie jest już chora, pogładzę ją, a będzie zdrowa!  i nagle Mary widziała Bharadvaję klęczącego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \