[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko wróci z tego przyjęcia.
- A więc nie masz zamiaru ujawnić żadnych sekretów?
- Absolutnie nie - odparÅ‚a Lacy z przesÅ‚odzonym uÅ›mie­
chem.
Rozległ się dzwonek telefonu.
- Och, niebo ci pomaga - Sue podniosła oczy do góry.
Lacy podeszła do telefonu i podniosła słuchawkę. Przez
chwilÄ™ sÅ‚uchaÅ‚a w milczeniu. Nagle upuÅ›ciÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™ i zÅ‚a­
pała się za żołądek.
- Lacy? Co się stało?
- To... to Joni - wyjąkała szczękając zębami.
- Co, Joni? - domagała się wyjaśnień Sue.
- Zaginęła.
- Jak to? Nic nie rozumiem.
- Och, Boże! - krzyknęła Lacy, tracąc panowanie nad
sobą. - Co ja tu jeszcze robię? Muszę tam jechać.
Sue nie pytała już o nic.
- ZamknÄ™ sklep i jadÄ™ z tobÄ….
Boothe! Gdzie jest Boothe? On jej pomoże, on będzie
wiedział, co robić.
- Nie, poczekaj. ZadzwoniÄ™ do Boothe'a.
Lacy siedziaÅ‚a sztywno wyprostowana w pÄ™dzÄ…cym samo­
chodzie, patrząc prosto przed siebie, tylko w żołądku wciąż
miaÅ‚a ten nieznoÅ›ny ciężar. CzuÅ‚a, że Boothe co chwila spo­
glÄ…da na niÄ….
- Spróbuj się rozluznić, dobrze?
- Nie mogÄ™ - odparÅ‚a przez zaciÅ›niÄ™te, pozbawione kolo­
ru wargi.
Bóg jeden wiedziaÅ‚, jak bardzo próbowaÅ‚a, ale byÅ‚a nie­
przytomna z przerażenia. Kiedy Marion, gospodyni przyjęcia,
powiedziała jej o zniknięciu Joni, pomyślała w pierwszej
chwili, że ktoś robi sobie niesmaczne żarty. Ale usłyszała
szloch Marion i nie mogła mieć na to nadziei.
Przez całe miesiące po odzyskaniu uprowadzonej córeczki
Lacy nie spuszczała jej z oka. Dopiero po przyjezdzie do tego
małego miasteczka poczuła się wystarczająco bezpiecznie
i rozluzniła nieco kontrolę. Teraz koszmar wrócił i myślała,
że tego już nie przeżyje. Przez gÅ‚owÄ™ przelatywaÅ‚y jej najgor­
sze przypuszczenia, które jeszcze wzmagały tortury. Mimo
wszystko próbowała być rozsądna. Przecież jej były mąż nie
mógł mieć nic wspólnego ze zniknięciem Joni - on nie żył,
już nigdy więcej ich nie skrzywdzi.
MiaÅ‚a ochotÄ™ krzyczeć z bólu, ale obecność Boothe'a po­
magała jej zachować spokój. Kiedy tylko powiedziała, że go
potrzebuje, przyjechał natychmiast. Jechali dopiero dziesięć
minut, ale Lacy wydawało się, że to już cała wieczność. Jej
dziecko! O Boże, nie pozwól, żeby jej się coś stało!
- Lacy?
- Co takiego? - spytała przytłumionym głosem.
- Powtórz mi, co ta pani powiedziała.
- Niewiele. Wiem tylko tyle, że nigdzie nie można było
znalezć Joni. I pomyśl, że o mało nie zabroniłam jej pójść.
- Dlaczego?
- Bo nie mogłam iść z nią. Ale płakała, a ja pomyślałam,
że przecież znam Marion, i zgodziłam się.
- Jak to się mogło stać? - odezwał się z gniewem. -
Gdzie, do jasnej cholery, byli dorośli?
- Nie wiem. - W słowach Lacy słychać było strach. Nie
mogła opanować drżenia całego ciała.
- Spokojnie. Znajdziemy jÄ….
- Jak możesz być taki pewny? A jeżeli...
- PrzestaÅ„ - powiedziaÅ‚ ostro. - Nie wywoÅ‚uj wilka z la­
su. Najpierw musimy poznać szczegóły. Na pewno nic się jej
nie stało.
Jego głos brzmiał tak pewnie, że chciała mu wierzyć.
Musiała mu wierzyć.
Boothe ostro zahamowaÅ‚ przed domem Marion Holt. Obo­
je z Lacy, wyskoczyli jak najszybciej. W progu czekała na
nich szlochajÄ…ca gospodyni.
- Lacy, przepraszam... tak mi przykro...
- Powiedz mi tylko, co siÄ™ staÅ‚o! - krzyknęła Lacy, za­
trzymujÄ…c siÄ™, chwytajÄ…c rozhisteryzowanÄ… kobietÄ™ i potrzÄ…­
sajÄ…c niÄ… mocno.
Osiągnęło to zamierzony efekt - Marion natychmiast się
uspokoiła.
- My... dzieci... bawiliÅ›my siÄ™ w chowanego. - Przerwa­
ła i pociągnęła nosem.
- Co dalej? - Lacy domagała się odpowiedzi.
- Wszyscy zostali odnalezieni... oprócz Joni. Nie... nie
możemy jej znalezć...
Boothe wymamrotał pod nosem przekleństwo. Z twarzy
Lacy odpłynęła cała krew, ale w jakiś sposób zdołała zapytać:
- Ile osób opiekowało się nimi?
- Dwie. SzukajÄ… teraz na zewnÄ…trz.
- Chodzmy - powiedział Boothe. - Proszę pokazać
nam miejsce, gdzie Joni była widziana po raz ostatni. Nie
mamy wiele czasu do stracenia. - PopatrzyÅ‚ na niebo. - Zapo­
wiadajÄ… nowe opady i wyglÄ…da na to, że nastÄ…pi to lada chwi­
la.
Lacy podążyÅ‚a wzrokiem za jego spojrzeniem i znów po­
czuła, że jej żołądek jest ciężki jak kamień. Boothe wziął ją za
rękę, jakby wiedział, co czuje. Byli w połowie pokrytego
śniegiem podwórza, gdy zza rogu wybiegła machająca rękami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \