[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jeśli popełniam błąd, mam odwagę przyznać się do
tego. Ale skoro reagujesz tak... - Dlaczego zawsze brak
jej odpowiedniego angielskiego słowa, kiedy jest zła?
- .. .arogancko? - zasugerował.
Podniosła brwi zdumiona.
- To ty powiedziałeś.
- Myślałem, że jesteś jedyną osobą tutaj, która ma się
do czegoÅ› przyznać. - Rozbawiony usiadÅ‚ na porÄ™czy bu­
janego fotela.
- Nie przerywaj mi.
Uniosła się, ale wciąż jeszcze panowała nad sobą. Jej
duma dorównywała temperamentowi. Powie, co ma do
powiedzenia, i czym prędzej o wszystkim zapomni.
- To, co mówiÅ‚am o tobie i twojej córce - zaczęła - by­
ło nieuczciwe i nieprawdziwe. Nawet jeśli... myliłam się
co do pewnych spraw, to nie powinnam byÅ‚a tego powie­
dzieć. Wybacz mi, proszę. Jest mi bardzo przykro.
- Widzę. - Kątem oka zobaczył jakiś ruch. Odwrócił
głowę. To Freddie przebiegła korytarzem. - Zapomnijmy
o tym.
Natasza podążyÅ‚a za jego spojrzeniem i od razu zÅ‚agod­
niała.
60 " & DRUGA MIAOZ NATASZY
- Ona jest naprawdÄ™ Å›liczna. Mam nadziejÄ™, że pozwo­
lisz jej przyjść od czasu do czasu do mojego sklepu.
Ton jej głosu sprawił, że popatrzył na nią uważniej. Czy
był w nim smutek, tęsknota?
- Wątpię, czy zdołałbym jej zabronić. Lubisz dzieci?
Nataszy udało się nie okazywać emocji.
- Tak, oczywiście. To konieczne w mojej pracy. Nie
bÄ™dÄ™ ci dÅ‚użej zabierać czasu, doktorze - dodaÅ‚a, wyciÄ…ga­
jąc do niego rękę.
- Spence - skorygował, delikatnie ściskając jej dłoń. -
A co do czego się myliłaś?
A wiÄ™c nie pójdzie jej tak Å‚atwo. Natasza znowu pomy­
ślała, że on zasługuje na trochę upokorzenia.
- SÄ…dziÅ‚am, że jesteÅ› żonaty, wiÄ™c byÅ‚am zÅ‚a i obrażo­
na, kiedy zaproponowałeś mi spotkanie.
- Ale wierzysz mi już, że nie jestem żonaty?
- Tak, sprawdziłam w leksykonie kompozytorów.
PopatrzyÅ‚ na niÄ… przeciÄ…gle, po czym rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ ser­
decznie.
- Boże, ależ z ciebie niewierny Tomasz. ZnalazÅ‚aÅ› je­
szcze coś ciekawego na mój temat?
- Tylko parÄ™ informacji dotyczÄ…cych życiorysu i twór­
czości, dopełniających twój wizerunek. Ale i tak wiem
swoje.
- Powiedz mi tylko, czy nie lubisz mnie w ogóle, czy
tylko dlatego, że myÅ›laÅ‚aÅ›, że jestem żonaty i nie powinie­
nem z tobą flirtować?
- Flirtować? - Aż ją zatkało. - Wiesz, jak na mnie
patrzyłeś? Jak gdybyś...
- Jak gdybyś... ? - podchwycił.
Jak gdybyÅ› już byÅ‚ moim kochankiem, pomyÅ›laÅ‚a, czu­
jąc, że się czerwieni.
DRUGA MIAOZ NATASZY " & 61
- Nie podobało mi się to spojrzenie - skwitowała.
- Bo myślałaś, że jestem żonaty?
- Tak. Nie - poprawiÅ‚a siÄ™, uÅ›wiadomiwszy so­
bie, dokąd może prowadzić ta rozmowa. - Po prostu mi
się nie podobało. - Spence pochylił się nad jej dłonią.
- Nie trzeba - rzuciÅ‚a, nie chcÄ…c, żeby caÅ‚owaÅ‚ jÄ… w rÄ™­
kÄ™.
- A jak powinienem patrzeć? - zainteresował się.
- Nie musisz w ogóle patrzeć.
- Ale patrzę. -1 znowu poczuł się tak, jakby za chwilę
miał eksplodować. - Jutro będziesz siedziała na wykładzie
naprzeciw mnie.
- Mam zamiar zmienić zajęcia.
- Nie zrobisz tego. - Dotknął palcem małego złotego
kółka w jej uchu. - Wiem, że interesuje cię mój przedmiot.
Widzę to po twoich reakcjach. A jeśli to zrobisz - ciągnął,
zanim zdołała cokolwiek powiedzieć - będę cię nachodził
w sklepie.
- Dlaczego?
- Bo jesteÅ› pierwszÄ… kobietÄ…, jakiej zapragnÄ…Å‚em od
bardzo długiego czasu.
W jego gÅ‚osie sÅ‚ychać byÅ‚o z trudem tÅ‚umione podnie­
cenie. Natasza nie byÅ‚a w stanie walczyć z wÅ‚asnymi my­
ślami. Zbyt żywe było wspomnienie ich pocałunku. Tak,
on jej pragnął. I ona, żeby nie wiem jak się przed tym
broniła, pragnęła jego.
Ale to był przecież tylko jeden jedyny pocałunek. Na
razie, pomyślała. Wiedziała aż nadto dobrze, dokąd może
ich zawieść pożądanie.
- To absurd - żachnęła się.
- To po prostu szczerość - zaripostował. - Myślę, że
należało sobie wszystko wyjaśnić. A teraz, skoro już
62 fr DRUGA MIAOZ NATASZY
wiesz, że nie jestem żonaty i że mi się podobasz, nie
powinnaś mieć mi tego za złe.
- Nie mam za złe - sprostowała. - Po prostu mnie to
nie interesuje.
- Zawsze całujesz mężczyzn, którzy cię nie interesują?
- Nie całowałam cię. To ty mnie całowałeś - żachnęła
się i cofnęła o krok.
- Możemy to naprawić. - Objął ją ramieniem. - Teraz
ty mnie pocałuj.
Powinna go odepchnąć. Obejmował ją, ale tym razem
czule, delikatnie. Jego wargi byÅ‚y miÄ™kkie, cierpliwe, wy­
czekujące. Czuła ciepło, które sączyło się w jej żyły jak
narkotyk. Westchnęła cicho i objęła go za szyję.
Spence miał wrażenie, że trzyma świecę i czuje wolno
roztapiający się wosk z gorejącym w środku płomieniem.
Czuł, jak jej usta powoli zapraszająco się rozchylają. Ale
nawet gdy poddawała się jego pieszczotom, jakaś jej część
stawiała opór. Nie chciała czuć tego, co czuła, nie chciała
okazać swoich uczuć.
Przyciągnął ją bliżej. Ich ciała zetknęły się. Odrzuciła
głowę, przymknęła oczy. Zapragnął czegoś więcej niż
uścisku.
Wreszcie jÄ… puÅ›ciÅ‚. BrakowaÅ‚o jej tchu. Z trudem odzy­
skała kontrolę nad sobą.
- Nie chcę się angażować - oświadczyła rzeczowo.
- Chodzi ci o mnie czy w ogóle?
- W ogóle.
- Dobrze. - PrzesunÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… po jej wÅ‚osach. - Posta­
ram się, żebyś zmieniła zdanie.
- Jestem uparta.
- Wiem, zauważyłem. Może zostaniesz na kolacji?
- Nie.
DRUGA MIAOZ NATASZY fr 63
- W porządku. A więc zapraszam cię na kolację w sobotę.
- Nie.
- Przyjadę po ciebie o wpół do ósmej.
- Nie.
- Chyba nie chcesz, żebym przyjechaÅ‚ do sklepu w so­
botę po południu i stał tam tak długo, aż ze mną wyjdziesz.
Tym razem ostatecznie straciła cierpliwość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \