[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niech się stanie, bracie.
Kapłani nie odpowiedzieli na obrazliwe słowa Conana. Przeszli nad jego zakutym w
łańcuchy i bezbronnym ciałem, i uwolnili Kassara z jego tortury, a potem, zakutego w
kajdany, wyprowadzili z celi. Conan posłał za nimi zrozpaczony krzyk furii. Blask pochodni
zniknął, podobnie, jak odgłos stóp oddalających się ludzi. Nastała cisza, jeszcze gorsza do
zniesienia ni\ przedtem.
Gdy z ciemności dobiegł go szept, Conan nie odpowiedział. Pomyślał, \e była to tylko
jakaś iluzja jego umysłu, powstała w wyniku tej samotności. Ale ten sam głos ponownie go
dobiegł:
Conanie, teraz będzie twoja kolej. Słyszysz?
Barbarzyńca zaklął gwałtownie.
Słyszę, ty psie! Uwolnij mnie, Bourtai, Małpia Mordo! Kassar&
Nie, nikt nie mo\e pomóc Kassarowi szepnął słaby głos.
A ciebie te\ nie mogę uwolnić. Nawet, gdybym był w stanie rozerwać te zaklęte
kajdany, to ściany i tak są zbyt grube. Ale posłuchaj mnie, Conanie. Gdy wejdziesz na arenę,
poszukaj portalu ze stra\nikami odzianymi w szkarłat. Za nim będzie czekał szybki koń.
Sprawny i bystry skok cię uratuje.
Conan wpatrzył się w ciemność.
Najpierw mam do załatwienia rachunek z kapłanami odpowiedział twardo.
Rozległo się ciche echo chichotu Bourtai.
To będzie warto zobaczyć. Słuchaj, panie, oni cię wykiwają, bo jest napisane, \e jeśli
człowiek wygra bitwę ze zwierzętami i z ludzmi, to w bitwie z bogami kapłani mogą walczyć
przeciw tobie. A jeśli i tym razem człowiek zwycię\y&
Conan poruszył się niespokojnie, a jego łańcuchy wydały cichy, srebrzysty dzwięk. Zaklął.
Bądz przeklęty, szczurze! Mów, nawet, jeśli musisz przełamać swoją marną, szczurzą
odwagę! Jeśli człowiek zwycię\y bitwę z bogami, to co?
Zanim bóg zginie, to zadaj mu pytanie. Umierając bóg musi ci odpowiedzieć. Zapytaj
tak: Jak jeden człowiek mo\e rządzić Turghol?
Zaiste Conan zaśmiał się ostro. Zapytam się!
Gadanie złodzieja zabrzmiało słabo:
Ale mo\e będzie mądrzej po prostu dosiąść konia i uciec. W ciągu siedemnastu lat
\aden człowiek nie do\ył chwili, by móc zadać to pytanie, a było wielu, którzy próbowali
Strona 24
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher
swych sił w tych bitwach. Wielu, panie. O, wielu.
Conan zaklął ostro i zadał pytanie. Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Bourtai odszedł swoją
szczurzą drogą przez kanały pod miastem i nie pozostało nic oprócz czekania, cichej
ciemności i kapania wody. A Kassar& gdzie był Kassar? Nie było odpowiedzi na to pytanie,
ale w tej samej chwili z szuraniem obutych w sandały stóp i krwawym blaskiem pochodni,
wrócili kapłani siedmiu czarnoksię\ników. Ich przywódca, ubrany w szkarłat, podszedł, by
dotknąć łańcuchów i Conan poczuł, jak ich uścisk się rozluznia. Z wielkim wysiłkiem,
podniósł się na nogi, a usta jego wykrzywiły się w ponurym grymasie kpiny. Był wolny od tej
mokrej ziemi, ale nie był wolny od łańcuchów. Nadal krępowały jego nadgarstki i kostki, i po
raz kolejny uchwyt, do którego były przywiązane przesunął się po ziemi. Conan ruszył do
przodu.
Długo szli przez zatęchłe lochy. A Conanowi podró\ ta zdawała się nawet jeszcze dłu\sza.
Szedł lekkim krokiem, a jego ramiona zdawały się być czymś popychane. Słowa Bourtai
niemal całkowicie wyleciały mu z głowy. Wiedział tylko, \e ma przed sobą bitwę, i \e jeśli
prze\yje wystarczająco długo, dopadnie tych piekielnych kapłanów, którzy przyprawili
Kassara o takie tortury.
Po pewnym czasie upalny blask słońca uderzył oczy barbarzyńcy. Przyniósł ze sobą ból,
podobny do dotknięcia roz\arzonego \elaza, ale Conan powitał go z radością. Jego ciało
zdawało wsysać w siebie ciepło słońca; gorący odór krwi, rozlanej na spieczonym słońcem
piasku, zdawał się czysty w porównaniu z zaduchem celi. Tu\ za kamiennym portalem Conan
zatrzymał się, a jego zwę\one oczy usiłowały przyzwyczaić się do blasku, podczas gdy upał
miło koił ból w jego kościach. Z trudem mógł dojrzeć wielokolorowe tłumy, które teraz
powstawały, rząd po rzędzie, wokół areny. Było siedem wejść, oprócz tego, którym on wszedł
na arenę. Ka\de wejście ozdobione było herbami Siedmiu Czarnoksię\ników. Przed nimi
ustawieni byli kapłani i stra\nicy.
Uszy jego zaatakował wrzask dobiegający z wielu gardeł. Usta Conana gwałtownie
wykrzywiły się w bladym uśmiechu. ,,Witaj i \egnaj , mruknął. Tak, słyszał ju\ przedtem
takie krzyki na arenie w Angkhor! Jego oczy przeszywały tłumy w poszukiwaniu jakiegoś
śladu Kassara. Gdy go dostrzegł, gardło jego rozdarł krzyk, który zabrzmiał, jak spi\owy
dzwon. Na środku areny wzniesiony był ołtarz i właśnie na nim le\ał Kassar, jednak jego ręce
zwisały bezładnie, a jego skrzywiona twarz, zwisająca nad brzegiem ołtarza wskazywała, w
jaki sposób zginął.
Z dzikością i z wygłodniałymi ramionami wyciągniętymi do przodu Conan rzucił się w
kierunku kapłanów, ale oni zniknęli. Olbrzymie, kamienne drzwi się zatrzasnęły. Dopiero
[ Pobierz całość w formacie PDF ]