[ Pobierz całość w formacie PDF ]

walczyć, wpatrując się w wilkołaka za mną. Wściekle rzucał się na ziemi, krzycząc z
bólu. Naturi puścił mnie i szarpnął rękę, uwalniając ją. Odsunął się ode mnie. Jego
szeroko otwarte oczy skakały po wilkołakach, które nas otaczały. Kiedy umierały,
przechodzili z powrotem do ludzkiej postaci a w tym samym czasie ich skóra pękała.
Wrząca krew płynęła dalej, sycząc gdy dotykała śniegu.
Kiedy ostatni wilkołak wyzionął ducha, puściłam Danausa. Aowca padł na
kolana, a jego oddech był nierówny i przepełniony cierpieniem. Korzystanie z takiej
mocy było wyczerpujące i nadmiernie obciążyło jego ciało po walkach które miał dzisiaj
za sobą. Moje własne kończyny drżały z bólu i zmęczenia, ale wciąż musiałam skończyć
z Rowe. Kusząca była próba zagotowania jego krwii, ale w dużym stopniu ta walka
koncentrowałaby się na jego energii, a nie na wilkołaków.
I prawdę mówiąc nie chciałabym zabić go w ten sposób. Rowe i ja mieliśmy
wspólną historię. Był na Machu Picchu, kiedy po raz pierwszy trafiłam do niewoli. Znał
mnie, kiedy byłam jeszcze człowiekiem. Gdybym zamierzała zabić Rowe, chciałabym
zrobić to gołymi rękami. To było coś na co oboje zasługiwaliśmy. Nie na śmierć przez
pozornie boskie moce które puściłam, a było to w pewnym stopniu nieodpowiedznie.
-Straciłaś swoją szansę.-powiedział Rowe, walcząc o złapanie oddechu.
Potrząsnęłam głową i przeniosłam ciężar na drugą nogę, aby odciążyć zranionął
łydkę. Krew wlewała się do mojego buta, a ból promieniował z całej mojej nogi.-Nigdy.
Rowe uśmiechnął się. Skoczył na mnie, z nożem skierowanym na moją pierś.
Uniosłam własne ostrze, niezdarnie potykając się. Nie stałam jeszcze stabilnie na obu
nogach, ze względu na lewą nogę. Ostrze o cal ominęło moje gardło, kiedy odwrócił się i
wyrzucił je w powietrze. Nóż przecią powietrze z zadziwiającą prędkością, aż w końcu
zatopił się w ciele Danausa. Krzyknęłam, patrząc jak kilkanaście metrów dalej, Danaus
upada na zakrwawiony śnieg.
Jednocześnie Rowe pobiegł przez małą polankę, wyrzucając swoje skrzydła.
Natychmiast chwycił wzmagający się wiatr i uniusł się w powietrze. Z jękiem
przepełnionym bólem, pokuśtykałam przez małą polanę, do miejsca w którym Danaus
powoli podnosił się na prawy łokieć. Rękojeść noża wystawała tuż pod jego
obojczykiem. Nie wbił się głęboko, ponieważ nóż został zatrzymany przez kilka warstw
grubej odzieży i skórzany płaszcz. Klęknęłam obok łowcy. Jedną ręką nacisnęłam ranę,
kiedy wyszarpywałam ostrze. Danaus tylko jęknął, ale nie mówił nic przez kilka sekund.
-Mogłaś zapytać.-powiedział cicho po długim milczeniu.
Skrzywiłam się, przegryzając dolną wargę. Zapach jego krwi wypełniał nocne
powietrze, budząc potwora mieszkającego w mojej piersi, który zaczął domagać się
świeżego posiłku. Czułam jego ciepłą krew na dłoni i ledwo opierałam się pokusie
oblizania palców. Nie pożywię się Danausem, nawet jeśli nie bezpośrednio. Chciałam by
pozostał nietknięty przez mój gatunek. Był ponad nami. Był ponad tym wszystkim.
-Nie mogłam zmarnować takiej szansy.-odpowiedziałam, kiedy wreszcie mogłam
skupić się na naszej rozmowie. Ból zaczął zwiększać moją potrzebę pożywienia się. Moje
ciało powoli naprawiało postrzępione ranę.- Było ich zbyt wielu i byłam uwięziona z
Rowe. Wilkołaki musiały być martwe.
-Więc wykorzystałaś mnie.
-Pokierowałam cię...
-Kontrolowałaś mnie!- poprawił Danaus.
-Mogłeś zobaczyć wszystkie wilkołaki otaczające nas. Ja nie byłam pewna gdzie
oni byli a nie mogłam ryzykować, szukając ich.
-A Rowe? Dlaczego go oszczędzilaś?
-Potrzebujemy go żywego.- Podniosłam ręce z jego ramienia i od razu wytarłam
je w śnieg, zmywając z nich krew, by nie ulec pokusie posmakowania jej. Uległam już
jednej pokusie dzisiejszej nocy.-Pomoże nam zbliżyć się do naturi z tego regionu. I jeśli
stanie się to konieczne, może wziąść mnie do Aurory.
-Jako jej więznia!
-Być może, ale to lepsze niż nic. Królowa musi zostać zniszczona, a nie wiemy
jak ją znalezć. Nawet na wygnaniu, nie mam wątpliwości że Rowe przez sen potrafi
odnalezć swoją żonę.
-To jest szalone.-powiedział Danaus, powoli wstając na nogi. Zamiast zrobić to co
on, odwróciłam się i usiadłam na zakrwawionym śniegu i błocie. Moja noga pulsowała,
ale w większości już wyzdrowiała. Pozostałe wilkołaki dzieliła od nas duża odległość, ale
nie byliśmy sami. Czułam jego energię przenikającą powietrze, wypełniając noc jak
ciężka, słodko pachnąca mgła. Jedynie Danaus był w błogiej nieświadomości i chciałam
by tak pozostało.
-Wróc na główną polanę, na której się spotkaliśmy. -powiedziałam.-Stefan i
Valerio mają tam z powrotem zaciągnąć Ferko.
-A co z tobą? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \