[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W budynku rozległy się odgłosy strzałów.
- Cicho - mruknął jej do ucha, po czym wstał, zasłaniając ją swoim ciałem.
Ktoś zawołał coś w miejscowym języku. Rafiq odpowiedział i mężczyzna ru-
szył w ich stronę. Wyjął nóż i podał Rafiqowi, a on przeciął więzy na jej nadgarst-
kach i kostkach.
- Jesteś teraz bezpieczna - powiedział, rozcierając delikatnie jej dłonie.
R
L
- Nic mi nie jest - mruknęła, nadal oszołomiona nagłym zwrotem wydarzeń.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy krew zaczęła wracać do jej dłoni i stóp.
- Nabrał mnie, że jest nieprzytomny. Powinienem był wykazać się większą
ostrożnością. Miał nóż i zakradał się w naszą stronę, kiedy jeden z moich ludzi go
zastrzelił. To była zbyt szybka śmierć dla takiego nikczemnika, niemniej dobrze, że
się tak stało. W przeciwnym wypadku musiałby trafić pod sąd.
Lexie domyślała się, dlaczego Rafiq tego nie chciał - szczegóły upadku jego
siostry stałyby się powszechnie znane. Musiał chronić jej reputację.
- Skrzywdził cię w jakiś sposób? - zapytał ostro.
- Z wyjątkiem uderzenia w głowę nie - odparła łamiącym się głosem.
Zaklął siarczyście, po czym zapytał:
- Byłaś nieprzytomna?
- Tak.
- Boli cię teraz głowa? - Pochylił się i uniósł jej powiekę, wpatrując się w zre-
nicę. - Nie wydają się rozszerzone, niemniej mogłaś doznać wstrząśnienia mózgu.
Siedz nieruchomo.
Lexie zmarszczyła brwi.
- Wcześniej rzeczywiście bolała mnie głowa, ale teraz czuję się dobrze.
- Adrenalina - powiedział, wstając.
- Powiedz mi, kto... jak ten, kto go zastrzelił, się tu dostał?
- Towarzyszą mi trzej wyszkoleni snajperzy. Plan był taki, że ja mam go
czymś zająć, gdy tymczasem oni się tu wślizgną, no ale ty go udaremniłaś swoim
kopnięciem.
- Rozumiem - powiedziała, krzywiąc się, gdy do stóp i dłoni boleśnie wracało
czucie. - Jak dostaliście się tutaj tak szybko?
- Wysłał wiadomość z helikoptera. Przyleciałem krótko po nim.
Podszedł do nich jakiś człowiek i coś powiedział. Rafiq pokręcił głową i wy-
dał krótkie polecenie, po czym wstał.
R
L
- Niedługo cię stąd zabierzemy - obiecał i odszedł bezszelestnie.
Lexie uświadomiła sobie, że cała drży. To szok, pomyślała. Kiedy wrócił Ra-
fiq, udało jej się odzyskać nieco kontroli nad własnym ciałem. Już tylko szczękała
zębami.
- Nie próbuj nic mówić - polecił, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do czeka-
jącego helikoptera.
W szpitalu okazało się, że nie ma wstrząśnienia mózgu. Dostała tylko za-
strzyk na wypadek infekcji, wywołanej otarciami na nadgarstkach i kostkach.
I co podejrzewała nazajutrz rano, budząc się na szpitalnym łóżku, jakiś silny
środek uspokajający, który zapewnił jej spokojną, pozbawioną snów noc.
Pózniej tego ranka pojechała do zamku limuzyną, w towarzystwie Cari i
ochroniarza.
Nie widziała Rafiqa przez dwa kolejne dni. Przysłał jej liścik z informacją, że
będzie zajęty i że chce, aby dużo odpoczywała.
Bardzo jej było smutno, ale powiedziała sobie stoicko, że potrzebuje czasu na
odzyskanie sił - sił do opuszczenia Moraze i Rafiqa, bez robienia z siebie idiotki.
Rano obudziła się i rzekła do Cari, która przyniosła do pokoju tacę ze śniada-
niem:
- Dzisiaj wstaję z łóżka.
- Tak, niedługo zjawi się lekarz, by sprawdzić, czy doszła pani do siebie.
Cari ostrożnie postawiła tacę na kolanach Lexie. Zamiast wyjść, pokojówka
stała z dłońmi ciasno splecionymi za plecami.
- Gdybym się choć trochę zastanowiła, wiedziałabym, że tego helikoptera nie
przysłał emir - powiedziała z przygnębieniem. - On by nigdy nie kazał lądować na
tarasie. - Przygryzła wargę, niespokojnie przyglądając się twarzy Lexie. - Uznałam
to za takie romantyczne. Bardzo, bardzo przepraszam.
R
L
- Nic się nie stało - odparła pospiesznie Lexie. - Skąd miałaś wiedzieć. Nie
przejmuj się, Cari. Z wyjątkiem guza na głowie nic mi się nie stało.
Ale kiedy została sama, odsunęła od siebie tacę ze śniadaniem. Choć podłość
Gastano okazała się dla niej szokiem, tak naprawdę wstrząsnęła nią zdrada Rafiqa.
Choć zawsze wiedziała, że jej nie kocha, bardzo bolała świadomość, że jego
postępowanie okazało się cynicznym aktem zemsty.
Wmusiła w siebie trochę jedzenia i przetrzymała lekarskie oględziny, które
wykazały, że nic jej już nie dolega. Uśmiechnęła się i podziękowała lekarzowi.
Pomyślała posępnie, że kiedy wróci do Nowej Zelandii, będzie mogła rozpaczać,
ile tylko będzie chciała, teraz jednak musiała zachować trzezwość umysłu.
Tego popołudnia przyszedł do niej Rafiq. Kiedy już odpowiedziała na jego
pytania dotyczące zdrowia, rzekła stanowczo:
- Jestem już gotowa na powrót do domu. Czy możesz mi polecić jakieś dobre
biuro podróży?
Zawahał się, po czym powiedział:
- Jest kilka spraw, które ci muszę wyjaśnić.
- To nie ma znaczenia - przerwała mu. - Rozumiem, dlaczego zachowałeś się
tak, a nie inaczej. Twoja siostra...
- Moja siostra umarła przez Gastana. Podejrzewam, że obrał ją za cel z tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]