[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjawić to, co wie, Armanowi, a jeśli tak, to kiedy i w jaki sposób.
- Przepraszam, \e cię nie słuchałam. Zawaliłeś ten test?
- Nie wiem, czy całkiem zawaliłem. Pomyliłem kilka dat. Mikayla uśmiechnęła się.
- Koszmar - powiedziała. - Jaka piękna mogłaby być historia, gdyby nie daty&
- Właśnie. Wiesz, czytałem kiedyś wywiad z profesorem historii w Oksfordzie i&
- Arman - przerwała mu Mikayla. - Boję się, \e znowu palnę jakieś głupstwo,
poniewa\ nie będę w stanie się skupić na tym, co mówisz. Opowiesz mi o tym kiedy indziej,
dobrze?
Patrzył na nią przez chwilę, zanim skinął głową.
- Dobrze. Masz jakieś kłopoty? - zapytał.
Ty je masz, chciała odpowiedzieć, ale zdała sobie sprawę, \e to nieprawda. Oboje
mieli kłopoty i obawiała się, \e to ona je na nich ściągnęła, pozwalając wierzyć Ryanowi, \e
Arman jest jej chłopakiem.
- Mo\e mógłbym ci jakoś pomóc?
Przyjrzała mu się uwa\nie, zastanawiając się, czy nie prowadzi z nią gry. Pewnie
doskonale zdawał sobie sprawę, o co jej chodzi, a udawał, \e nie wie. Ale w oczach chłopaka
nie było cienia fałszu i sprawiał wra\enie naprawdę zatroskanego.
- Arman, ja nie mogę przestać myśleć o tej obrzydliwej kartce na twojej szafce.
- Prosiłem cię, \ebyś do tego nie wracała.
- Nie mogę.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział cichym, ale zdecydowanym głosem. - Nie
ma o czym.
- Naprawdę chcesz to tak zostawić? Skinął głową, wziął nó\ i widelec i zaczął jeść.
- Myślałem wczoraj o tej wystawie w Muzeum Sztuki. - Widać było, \e chce jak
najszybciej zmienić temat. - Chciałbym ją obejrzeć jeszcze raz. Więc jeśli ty te\ miałabyś
ochotę się wybrać, to& to mo\e poszlibyśmy razem. Masz jakieś plany na jutro?
Mikayla uśmiechnęła się.
- Właśnie jutro zamierzałam na nią pójść. W następny weekend mój brat Matthew ma
uroczyste wręczenie dyplomu i lecę z rodzicami do Bostonu. Więc zostaje ten weekend, bo
wystawa ma być otwarta jeszcze tylko przez tydzień.
- To co, wybierzemy się razem?
- Arman, nie mo\emy udawać, \e nic się nie stało. - Mikayla podjęła jeszcze jedną
próbę skłonienia go do rozmowy o tym, co wydawało jej się teraz najwa\niejsze. Daremną.
- Pójdziemy?
- Dobrze. - Impresjoniści w tym momencie nie obchodzili jej ani trochę, ale dzięki nim
trafiła jej się okazja, by spotkać się jutro z Armanem. Wykorzysta ją i znajdzie jakiś sposób,
by porozmawiać z nim o Ryanie Barretcie. Miała całe dzisiejsze popołudnie, wieczór i noc,
by zastanowić się, co z tym wszystkim zrobić.
- Nie jesz? - spytał, widząc, \e nie ruszyła makaronu.
- Całkiem zapomniałam o jedzeniu - odparła Mikayla i spojrzała na talerz Armana.
Odło\ył widelec i nó\ w taki sposób, jakby ju\ skończył, choć zostało jeszcze ponad pół
porcji \eberek. - Nie smakują ci?
- Twarde jak podeszwa. Mikayla roześmiała się.
- Co cię tak rozbawiło?
- Dzisiaj zyskałam sobie kolejnego wroga w tej szkole?
- Przeze mnie?
- Nie przez ciebie, przez te \eberka - odparła Mikayla z uśmiechem, a kiedy
uzmysłowiła sobie, \e, mówiąc o wrogu, powiedziała  kolejnego , uśmiech zniknął z jej
twarzy.
Rozdział 9
Kiedy Mikayla po lanczu ustalała z Armanem godzinę spotkania, przypomniała sobie,
\e właśnie na tę sobotę planowały z mamą wyjazd do centrum ogrodniczego. Wprowadzając
się do domu w Oklahoma City, ona i jej matka wiedziały, \e pozostaną tu dłu\ej, i od samego
początku wynajęty dom, w którym zamieszkali, traktowały jak własny, a nie tymczasowe
lokum. A skoro wreszcie miały prawdziwy dom, to musiał być te\ ogród, prawdziwy ogród z
kwiatami, a nie tylko sterylnie przystrzy\one trawniki. Obie zapaliły się do tego pomysłu, a
mama musiała zadać sobie wiele trudu i skorzystać z całego swego daru perswazji, by
nakłonić właściciela domu do zaakceptowania zmian, które zamierzały wprowadzić. Mikayla
nie mogła więc jej teraz zostawić na lodzie.
Kiedy opowiedziała o tym Armanowi, wykazał zrozumienie, ale te\ zobaczyła w jego
oczach rozczarowanie.
- Moglibyśmy się wybrać któregoś dnia w przyszłym tygodniu zaraz po szkole -
zaproponował. - W poniedziałek, na przykład.
Nie chciała odkładać spotkania do poniedziałku, i to nie z powodu impresjonistów.
- Nie, poczekaj - poprosiła. - Myślę, \e mo\emy to zrobić jutro. Muszę się tylko
skontaktować z mamą i ustalić z nią, co i jak. - To mówiąc, ujęła z torby komórkę i,
korzystając z opcji szybkiego wybierania, spróbowała połączyć się z matką.
 Wzywany abonent jest poza zasięgiem sieci lub ma wyłączony telefon - usłyszała.
- Cała mama - zwróciła się do Armana. - Pewnie, jak zwykle, nie zauwa\yła, \e
wyładowała jej się komórka.
- Nie mo\esz zadzwonić na domowy telefon?
- Mogę, ale to nic nie da. Wiem, \e mama jest teraz u kosmetyczki i fryzjera.
- W takim razie mo\e zdzwonimy się po lekcjach - zasugerował, po czym dodał trochę
nieśmiało: - Jeśli dasz mi swój numer, zadzwonię i się umówmy.
Mikayla przez chwilę milczała, poniewa\ nad czymś się zastanawiała.
- Jest jeszcze inne wyjście. Mama ma mnie dzisiaj odebrać spod szkoły, więc jeśli po
lekcjach nie będzie ci się bardzo śpieszyć, mo\emy poczekać, a\ przyjedzie, ustalę z nią
wszystko, i wtedy będziemy mogli umówić się od razu.
Wyraz twarzy Armana zmienił się nieznacznie, ale Mikayla nie mogła nie dostrzec, \e
jest speszony. Domyśliła się przyczyny. Pewnie doszedł do wniosku, \e ona z jakiegoś
powodu nie chce mu dać numeru telefonu. Na jego miejscu te\ by tak pomyślała. Postanowiła
więc jak najszybciej naprawić swój błąd. Wyjęła z torby jedną z wizytówek, które niedawno
sama zaprojektowała i wydrukowała.
- Twój pomysł jest chyba lepszy. Po co masz tracić czas i czekać ze mną na mamę?
Zwłaszcza, \e ona mo\e się spóznić - powiedziała i wręczyła mu wizytówkę. - Tu masz
wszystko, mój adres, numer telefonu i adres mejlowy.
- Dzięki - rzucił, chowając wizytówkę do kieszeni. Na jego twarzy było widać ulgę. -
Ale chętnie poczekam z tobą na mamę. Nigdzie mi się nie śpieszy.
Umówili się przed głównym wejściem do szkoły. Mikayla, która jako ostatnia miała
biologię, w Sali znajdującej się przy samej szatni, dotarła do swojej szafki, jeszcze zanim
zrobiło się tu tłoczno. Tak było zawsze po lekcjach, zwłaszcza w piątki, kiedy to wszyscy
marzyli tylko o tym, by jak najszybciej opuścić szkołę.
Wyjęła kurtkę przeciwdeszczową, ale nie wło\yła jej. Przed godziną przestało padać, a
tu\ przed końcem lekcji do klasy wpadły pierwsze tego dnia promienie słońca. Gdy wyjrzała
przez okno, zobaczyła, \e na niebie nie ma ani jednej chmurki.
Poczuła radość; mo\e widok słońca tak poprawił jej nastrój, mo\e fakt, \e rozpoczynał
się weekend albo perspektywa jutrzejszego spotkania z Armanem, albo wszystkie te rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \