[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vicki zerknęła na nią kątem oka.
- Nie zwiedziesz mnie. Wcześniej coś już między wami zaszło.
Annie się zaczerwieniła.
- Tak... coś kompletnie szalonego, nieoczekiwanego i niestosownego.
- A teraz zmieniło się w coś cudownego, doskonałego i szczęśliwego dla was oboj-
ga.
- I powinnam być ci za to wdzięczna - rzekła Annie. - Chyba jednak w gruncie rze-
czy cię lubię.
- Nie jestem nawet pewna, czy ja siebie lubię - wyznała Vicki. - Może więc przy-
najmniej wy oboje mnie polubicie.
Przejrzyste oczy Katherine Drummond napełniły się łzami, gdy ujrzała czarę pu-
charu. Ciągle jeszcze słaba po przebytej tropikalnej chorobie, siedziała na krześle w sa-
lonie rezydencji swego syna na Long Island. Sinclair stał obok, obejmując ramieniem na-
rzeczoną, i również przyglądał się z uwagą temu przedmiotowi, który Vicki wyjęła z tor-
by.
L R
T
Zmatowiały i gdzieniegdzie pokryty jeszcze zaskorupiałym piaskiem, ten kawałek
metalu wyglądał całkiem niepozornie. Vicki nagle ogarnęły wątpliwości, czy to rzeczy-
wiście fragment tego kielicha. A jeśli nie będzie pasował i okaże się, że tylko zmarnowa-
ła czas?
- Vicki, kochanie - rzekła Katherine - nie mogę uwierzyć, że zadałaś sobie tyle tru-
du, by go odnalezć.
- To zasługa Jacka.
- Jak zdołałaś go namówić, aby ci pomógł? Ja nie potrafiłam skłonić go nawet do
tego, by odbierał telefony ode mnie.
- Musiałam tylko rozbudzić jego instynkt poszukiwacza skarbów. To w gruncie
rzeczy nie było trudne. Chyba powinniśmy sprawdzić, czy ta część pasuje.
Katherine wyjęła z leżącego przed nią na stole wyściełanego pudełka niepozorną
nóżkę kielicha.
- Wiem, że musimy jeszcze odszukać trzeci fragment, ale i tak mam wrażenie, że to
historyczna chwila.
Vicki wstrzymała oddech. Obawiała się rozczarowania. Katherine żywiła głęboką
nadzieję, że długi ciąg małżeńskich katastrof i osobistych tragedii w rodzinie Drummon-
dów zakończy się dzięki odnalezieniu tego zniszczonego pamiątkowego przedmiotu.
Vicki podniosła czarę, a Katherine wsunęła nóżkę kielicha w otwór w jej spodzie.
Rozległ się zgrzyt, gdy metal tarł o powierzchnię pokrytą warstwą skamieniałego piasku.
Vicki pożałowała, że nie oczyściła jej staranniej, ale chciała przyjechać tutaj jak najszyb-
ciej i odebrać nagrodę.
- Pasuje! - Katherine spojrzała na Vicki oczami lśniącymi od łez. - Spójrz, Sinclair.
- Uniosła w górę niekompletny kielich jak kapłan podczas mszy. - Ta legenda jest praw-
dziwa.
- To świetnie - rzucił beznamiętnie jej syn.
Vicki miała ochotę się roześmiać. Sinclair nie był kimś, kto ekscytowałby się za-
skorupiałym zabytkowym rupieciem, podobnie jak jego przyszła żona. Oboje całkowicie
pochłaniały plany Annie otwarcia sklepu z artykułami dekoracyjnymi dla domu i ogrodu.
L R
T
%7ładne z nich nie dbało o wpływ starożytnych klątw i legend na ich przyszłość. Katherine
obróciła kielich do światła.
- Zastanawiam się, czy mamy wypić z niego toast.
- Chyba powinniście zaczekać na odnalezienie trzeciej, ostatniej części - zasugero-
wała Vicki, przyglądając się kielichowi, któremu nadal brakowało stopki. - Czy udało ci
się w końcu skontaktować z przedstawicielem szkockiej gałęzi waszego rodu?
Katherine przecząco potrząsnęła głową.
- Niestety, nie. James Drummond przebywa głównie w Singapurze i nie wiem na-
wet, czy przesłano mu naszą wiadomość z jego szkockiej posiadłości. Przypuszczam, że
nie miałabyś ochoty pojechać go odszukać?
Vicki zamarła.
- Nie, przykro mi, ale naprawdę muszę już wrócić do mojego życia w Nowym Jor-
ku. Może powinnaś sama go odwiedzić?
- Lekarze nie pozwalają mi podróżować. Mój układ odpornościowy został tak osła-
biony, że powaliłoby mnie nawet zwykłe przeziębienie. Będę musiała po prostu nadal
dzwonić i wysyłać mejle do Jamesa Drummonda, aż w końcu się z nim skontaktuję. Ale
już teraz kamień spadł mi z serca. Wiem, że odnajdziemy również trzecią część kielicha.
Spójrz, jak szczęśliwy jest Sinclair - powiedziała, wskazując na swego wysokiego, po-
stawnego syna.
Serce Vicki też wezbrało radością.
- Jestem pewna, że ją odnajdziecie, ale chwilowo, niestety, już uciekam. Mam do
nadrobienia wiele zaległych spraw.
Liczyła, że nie będzie musiała przypomnieć Katherine o nagrodzie. Dotychczas
udawało jej się ukrywać swoją tragiczną sytuację finansową, lecz obecnie wręcz rozpacz-
liwie potrzebowała pieniędzy, gdyż musiała spłacić debety na wyzerowanych kartach
kredytowych.
- Szkoda, że nagroda trafi do ludzi tak majętnych jak ty i Jack - rzekła ze śmiechem
Katherine. - Zapewne oddacie te pieniądze potrzebującym?
Vicki zmusiła się do uśmiechu.
L R
T
- Oczywiście - skłamała, gdyż w rzeczywistości to ona potrzebowała obecnie środ-
ków na jedzenie i dach nad głową.
- Widziałam was oboje w telewizji - oznajmiła Katherine. - Stanowiliście uroczą
parę. Nie uważasz, że on jest bardzo przystojny?
- Owszem - rzuciła zniecierpliwiona Vicki, zastanawiając się, czy ma ją błagać, by
wypisała czek.
- Może znajdzie prawdziwą miłość teraz, gdy kielich jest już niemal kompletny.
Vicki poczuła mdłości.
- Boże, już jestem spózniona. Czy mogłabym dostać czek?
Vicki udało się wynająć niewielkie mieszkanko w Sutton Place, tuż przy East
River. Wprawdzie było na parterze, a okna wychodziły na ulicę, jednak znajdowało się w
snobistycznej dzielnicy i ilekroć chciała, mogła przejść spacerkiem do rzeki i wypić ka-
wę, przyglądając się wyspie Roosvelta.
Wypisała czek na dziesięć tysięcy dolarów i wysłała Jackowi. Jednak mijały dni, a
on wciąż go nie zrealizował. Zastanawiała się, czy czek na pewno do niego dotarł. A mo-
że Jack był zbyt zajęty i nie miał na to czasu? Albo dowiedział się, że ona potrzebuje
pieniędzy, i wielkodusznie postanowił zostawić jej całą nagrodę?
Zdobyła pierwszych dwóch klientów dzięki dekoratorce wnętrz poznanej na jakimś
party. Jednym był brazylijski producent obuwia, który chciał w ciągu sześciu tygodni,
czyli do przyjęcia zaręczynowego córki, zebrać w swoim nowym mieszkaniu na Park
Avenue kolekcję dzieł sztuki wyglądającą, jakby gromadził ją przez całe życie. Drugi,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]