[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i był dumny, że zaliczałem się do  największych przypadków" w ogóle. To
mi może nawet przedłużało życie.
Okłamywaliśmy się wzajemnie ze wszystkich sił, bezustannie, ale z
premedytacją. Ja o tym wiedziałem zawsze, on tylko czasem. Gdy jednak
kłamstwo było już jasne, przechodziliśmy nad nim do porządku za
milczącą zgodą. Myślę, że zależało mu nie tyle na stwierdzeniu prawdy, ile
raczej na tym, aby na jego  wielkim przypadku" nie zostało cienia.
Kija i żelaza nie uważał za jedyny środek przesłuchiwania. Lubił raczej
przekonywać albo groził, zależnie od tego, jak oceniał  swego" człowieka.
Mnie nie męczył nigdy, chyba tylko pierwszej nocy. Ale gdy mu tak
wypadło,  wypożyczał" mnie w tym celu innym.
Był stanowczo ciekawszy i o bardziej skomplikowanej psychice niż
wszyscy inni. Miał wyobraznię bogatszą i potrafił z niej korzystać.
Pojechaliśmy na fikcyjne spotkanie do Branika. Siadywaliśmy tam potem
często w restauracyjce ogrodowej i patrzyliśmy na ludzi tłumnie
przechodzących obok,
 Aresztowaliśmy cię  rozważał  a spójrz: czy się cokolwiek
zmieniło? Ludzie chodzą jak dawniej, śmieją się albo mają swoje kłopoty,
jak je mieli dawniej, świat idzie dalej, jak gdyby ciebie nigdy nie było. A na
pewno są między nimi i twoi czytelnicy; czy myślisz, że z twego powodu
zrobi się im choć jedna zmarszczka na czole?
Kiedy indziej po całodziennym przesłuchaniu wsadził mnie do auta i
zawiózł wieczorem przez Pragę na Hradczany nad ulicą Nerudową:
 Wiem, że lubisz Pragę. Patrz! Czyżbyś już nigdy nie chciał do niej
wrócić? Jaka piękna! I będzie piękna, nawet gdy ciebie nie będzie...
Dobrze grał rolę kusiciela26. Letni wieczór tchnął już na Pragę bliskością
jesieni, była sinawa i zamglona niczym dojrzewające winne grono i jak
wino upojna. Pragnąłbym na nią patrzeć aż do skończenia świata... ale
przerwałem mu:
 ...a będzie jeszcze piękniejsza, gdy was tu nie będzie, Zaśmiał się
krótko, nie złośliwie, raczej smutno, i rzekł:
 Jesteś cynik.
26 Porównanie z Ewangelią.
 77 
Powracał potem jeszcze nieraz do tego wieczoru:
 Gdy nas tu nie będzie... Więc ty jeszcze nie wierzysz w nasze
zwycięstwo?
Pytał, ponieważ sam nie wierzył. I uważnie słuchał, gdy mówiłem mu o
sile i niemożliwości pokonania Związku Radzieckiego. Było to zresztą
jedno z moich ostatnich  przesłuchań".
(SZELKI  INTERMEZZO)
Obok drzwi przeciwległej celi wiszą szelki. Zwykłe męskie szelki.
Rzecz, której nigdy nie lubiłem. A teraz spoglądam na nie z radością, gdy
się tylko otwierają drzwi naszej celi: widzę w nich odrobinę nadziei.
Gdy cię zamkną, mogą cię zatłuc nawet na śmierć, ale przedtem zabiorą
ci krawat, pasek czy szelki, abyś się nie mógł powiesić (aczkolwiek na
prześcieradle się równie pięknie wisi). Owe niebezpieczne zaś narzędzia
śmierci leżą w kancelarii więzienia, dopóki jakaś nieznana bogini losu w
Gestapo nie rozstrzygnie, że masz zostać wysłany gdzie indziej: na pracę,
do obozu koncentracyjnego albo na egzekucję. Potem cię zawołają,
wydadzą ci je z urzędową godnością, ale do celi wziąć ich nie wolno.
Musisz je zawiesić z zewnątrz obok drzwi albo na poręczy przed nimi i tam
wiszą aż do odjazdu twego transportu jako widomy znak, że jeden z
mieszkańców tej celi przygotowuje się do przymusowej podróży.
Szelki na przeciwległych drzwiach- zjawiły się tu właśnie w dniu, w
którym się dowiedziałem, że los Gustyny jest rozstrzygnięty. Kolega z
przeciwka jedzie także na roboty w tym samym transporcie co ona.
Transport jeszcze nie odjechał. Został nagle odłożony, podobno dlatego, że
cel jego podróży zbombardowano, (piękna perspektywa). Kiedy pojedzie,
nikt nie wie. Może wieczorem, może jutro, może za tydzień lub za
czternaście dni. Szelki z przeciwka wciąż wiszą. A ja wiem: dopóki je
widzę, Gustyna jest jeszcze w Pradze. Dlatego spoglądam na nie z radością
i z miłością, jak na coś, co jej pomaga. Zyskuje dzień, dwa, trzy... kto wie,
 78 
do czego się to może przydać. A nuż właśnie ten dzień może ją ocalić.
W takim stanie żyjemy tu wszyscy. Dziś, przed miesiącem, przed
rokiem, wciąż w oczekiwaniu jutra, w którym jest nadzieja. Twój los jest
przypieczętowany, pojutrze masz zostać rozstrzelany, ach, ale co może się
jeszcze jutro stać! Jeszcze tylko jutra dożyć, jutro może się wszystko
zmienić, to wszystko jest przecież tak płynne, któż wie, co się jutro może
stać. A jutra mijają, tysiące giną, dla tysięcy już nie będzie następnego dnia,
ale żywi żyją dalej niezmienną nadzieją: jutro, któż wie, co się jutro stanie.
Powstają z tego najbardziej naiwne pogłoski, co tydzień ktoś wymyśla
jakiś różowy termin końca wojny, którego się wszyscy czepiają z
otwartymi ustami, co tydzień szepce sobie Pankrac jakąś radosną sensację,
w którą się tak chętnie wierzy. Walczysz z tym, odpychasz zwodniczą
nadzieję, ponieważ nie wzmacnia, lecz osłabia charaktery; przecież
optymizm nie musi i nie powinien być żywiony kłamstwem, lecz prawdą,
jasną wizją zwycięstwa, które jest niewątpliwe, ale i w tobie tkwi tą myśl,
że właśnie dzień może zadecydować o twoim losie i że ten dzień, który
zyskasz, pomoże ci przejść po krawędzi między życiem, którego nie chcesz
się wyrzec, a śmiercią, która ci grozi.
Tak mało dni ma ludzkie życie. A tu jeszcze tęsknisz, aby mijały szybko,
szybciej, najszybciej. Czas uciekający, nieuchwytny, który ci wciąż otwiera
żyły wysączając z nich krew, jest tutaj twoim przyjacielem. Jakie to
dziwne!
Jutro stało się dniem wczorajszym. Pojutrze dzisiejszym. I znów minęło.
Szelki na drzwiach przeciwległej celi jeszcze wiszą...
 79 
Rozdział VI
STAN WYJTKOWY 1942
27 maja 1943 roku.
Było to właśnie przed rokiem.
Odprowadzili mnie z przesłuchania na dół do  kina". Była to codzienna
wędrówka  Czterechsetki": w południe na dół na obiad, który przywożą z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \