[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wraca.
Chodzą słuchy, że jest w Zachodnich Fiordach. Tam pije z armatorami. Potem przemierza pół-
nocne wyżyny i udaje się do prawnika, który siedział z nami w wariatkowie.
Wieść niesie, że wzięli wszystkie meble prawnika, wynieśli je na żwirowe podwórze i tam rzą-
dzą w bezkresnym królestwie.
Po latach mieszkam w schronisku przy ulicy Stangarholt, w tej przerażającej melinie, do której
wtargnęła policja narkotykowa z psami, tam gdzie mieszkają z nami, nie całkiem zdrowymi, recy-
dywiści.
Cesarz też tam mieszka. Dzieli nas tylko jeden pokój. W tym pokoju mieszka para, która pew-
nego dnia znika i zjawia się dopiero, gdy stopnieją śniegi.
Pewnej nocy wracam do domu. Już nie jestem grubym starcem, jakim byłem, kiedy brałem leki.
Znów jestem młody; mam na sobie skórzane ciuchy i pozwalam sobie marzyć o dziewczynie, która
jest ekspedientkÄ… w perfumerii przy ulicy Austurstraeti.
Wchodzę po schodach w schronisku, pijany i sponiewierany. Pobiłem się z kilkoma punkami w
pubie Hresso.
U szczytu schodów stoi Cesarz. Teraz przypomina hiszpańskiego szlachcica, ma na sobie smo-
king i biały szalik, bo zresztą płynie w jego żyłach krew południowego pirata sprzed wieków.
Pall odzywa się Cesarz zaczynasz mi przypominać nocnego kruka w piekle.
Słuchaj no, Cesarz mówię i chcę jeszcze coś dodać, lecz Cesarz mi przerywa: Uważaj na
siebie, Pall. Twój czas się kończy odwraca się i znika w swoim pokoju.
104
4
105
Ale potem wydarzyło się coś, co nagle zakończyło mój pobyt u Petura:
Pewnej nocy przychodzi do nas Petur i mówi, że oto do lądu zbliża się podejrzany statek. Wła-
śnie zaczęło się ściemniać. Ciemne chmury i księżyc. Zatoka Skagavik wygląda złowieszczo.
My, chłopaki, pomyśleliśmy sobie, że Petur coś bredzi; że to kolejna klechda, jakaś krypa sprzed
wieków, którą Petur teraz zauważył i chcemy spać dalej.
Ale Petur wywołuje nas z pokoju.
Jest bardzo przejęty.
Rozdygotany.
Zabiera nas na boisko i pokazuje na morze. Racja: niedaleko lądu jest statek, duży i grozny, po-
dejrzany i tajemniczy, milczący, z bladymi światłami na pokładzie, a nad nim kładzie się jakaś
pustka, jak na statku widmie.
To Ruscy mówi Petur, a wtedy ludzie bardziej obawiali się Ruskich niż pózniej. Nie tylko
Petur się ich boi. Ruscy są gorsi niż mieszkańcy prowincji Hunavatnssysla i to bez przesady. Petur
potrafi docenić to, że urodziłem się tego samego dnia, kiedy przyjęto nas do NATO.
I co chcesz zrobić? pytam Petura.
Przywitam ich odpowiada Petur zdecydowany. Nie pozwolę, żeby jakieś bolszewikingi
wtargnęły do zatoki, w której młody Kolbeinn cumował ze swoją flotą.
Ustawiamy się wszyscy na traktorze Farmal Cub. Petur podaje jednemu z chłopaków strzelbę
myśliwską, a poza tym mamy dwie łopaty i łom.
Ten traktor to straszny złom, który przez całe lato nie został uruchomiony. Teraz Petur obraca
korbę, mamrocząc pod nosem jakieś zaklęcia. I ciągnik zaskakuje. Stary Farmal Cub rusza z miej-
sca, puszczając z rury wydechowej szary obłok dymu.
Jedziemy ścieżką, podskakując i trzęsąc się. Petur ma na sobie kurtkę z kapturem, a w ustach
cygaro. Księżyc odbija się w jego okularach.
Potem traktor gaśnie i zatrzymuje się. Resztę drogi pokonujemy na piechotę, idziemy na skraj
przepaści, na urwiste skały.
Są to bazaltowe występy, wyjątkowo podobne do zębów wieloryba. Pod ziemią morze burzy się
i śpiewa. Zginamy się wpół, czołgamy do krawędzi i obserwujemy morze.
Tam jest statek.
Jest w nim coś przerażającego. Równie dobrze może to być okręt wojenny.
Ale Ruskich nie widać.
Petur bierze strzelbę myśliwską, celuje gdzieś w ocean i zaczyna strzelać w kierunku statku.
Odgłosy strzałów odbijają się od skał i potęgują, tak że po zatoce roznosi się przerażający huk.
Teraz obudzili się członkowie załogi. Umundurowani faceci biegają w tę i z powrotem po po-
106
kładzie. Potem ktoś zapala bardzo mocne szperacze, których światło skierowane jest na zatokę.
Oświetlają skały, a przerażone ptaki wzlatują w powietrze. Ale Petur się nie poddaje: kanonada
wciąż rozbrzmiewa.
Nagle dopada nas krąg światła, jak więzniów w filmie o nazistach. Wydaje mi się, że siedzę w
kinie Tonabio, z tym że to ja jestem na ekranie, a przerażeni widzowie mnie oglądają.
My, chłopaki, okopujemy się, a Petur leży jak snajper z palcem na spuście. Może Ruscy zaczną
kanonadę, bo jakiś ruch zauważamy na pokładzie.
Wtedy rozlega się głos z głośnika. On także odbija się od skał. Ludzka mowa wypełnia zatokę,
ale to nie jest jakiś ruski bełkot, tylko wyrazny, islandzki język i kiedy zalewa nas potok słów, Pe-
tur pociÄ…ga za spust.
Strzały mieszają się ze słowami: Straż graniczna! Tu straż graniczna! Czy moglibyście z łaski
swojej złożyć broń, w przeciwnym razie...
107
5
108
Kiedy mama dowiedziała się o tym nawet opisali to w stołecznych gazetach pomyślała, że
znalazłem się w rękach jakiegoś niebezpiecznego wariata i obsztorcowała dziadka, ale dziadek
uważał to za śmieszne i często potem wspominaliśmy z nim tę historię.
Myślę, że to z tego właśnie powodu mama wcześniej urodziła Svanę. %7łe niby ja, Pall, jej syn,
byłem na wsi na północy u niebezpiecznego wariata i brałem udział w strzelaninie ze Strażą Gra-
niczną! Jak też mogło coś takiego przyjść dziadkowi do głowy? Albo wrócę natychmiast do domu,
albo dziadek znajdzie dla mnie lepsze gospodarstwo.
I stało się tak, że pojechałem do Kirkjumyri, do gospodarza Stefana, który przyjechał po mnie
nad zatokÄ™ Skagavik swoim terenowym willisem.
To było dosyć śmieszne, kiedy gospodarz Stefan po mnie przyjechał, bo był mężczyzną dość ni-
skim, właściwie karłem, i gdy przesprzęglał i zmieniał biegi, zatapiał się w siedzeniu, tak że kiedy
wjechał na podwórze, wyglądało na to, że nikt nie siedzi za kierownicą.
Przy Kirkjumyri stał kościół, na co zresztą wskazuje nazwa. Był to stary kościółek z torfu, jeden
z najstarszych w kraju, i tam życie wiejskie wyglądało zupełnie inaczej niż u Petura. Przede
wszystkim porządek, a nie bałagan.
To było prawdziwe gospodarstwo. Stefan miał trzydzieści krów w oborze, dwieście owiec w gó-
rach i dziesiątki koni na łąkach. Czasem przyjeżdżali tu turyści, żeby pozwiedzać, więc miał też
psa, Snatiego.
Z rana wyprowadzałem krowy na pastwisko, wieczorem je zaganiałem, a jesienią goniłem owce
z gór i dane mi było przejechać się na koniu, zaś gospodarz Stefan podarował mi owcę i pieniądze.
Gospodarz Stefan był samotny, tak jak Petur, choć na farmie mieszkała Halldora, gosposia, z
córkÄ…, Olöf. Stefan przejÄ…Å‚ gospodarkÄ™ od starego Runara, swego ojca, bo wÅ‚aÅ›ciwie od dawna ra-
zem gospodarzyli.
Ale teraz Runar był już tak stary, że przez cały dzień siedział w kuchni i obserwował muchy na
parapecie, patrzył na promienie słoneczne i deszcz; potem, kiedy już był w domu starców w Rey-
kjaviku, nadal siedział przy tym samym oknie: pogoda w Reykjaviku go nie interesowała.
MiÄ™dzy pracami gospodarskimi, zwÅ‚aszcza zanim skumaÅ‚em siÄ™ z Olöf, czÄ™sto siedziaÅ‚em u Ru-
nara w kuchni i Runar był pierwszą osobą, którą narysowałem.
Runar był chudy, miał zapadnięte policzki i twarz pokrytą zmarszczkami. Nosił brązowy, prąż-
kowany garnitur i często kapelusz na głowie.
To gosposia Halldora dała mi papier. Masz precyzyjną kreskę powiedział Stefan, kiedy zo-
baczył, jak na papierze powstaje jego ojciec.
Tak, to materiał na wielkiego artystę powiedziała gosposia Halldora, wycierając ręce w far-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]