[ Pobierz całość w formacie PDF ]

największą. Gdzie pocałunek właściwego mężczyzny we właściwej chwili może dorosłą kobietę
doprowadzić do łez.
- Nie mogę ci dać tego, o co prosisz. Nie mam tego w sobie. Odgarnął jej włosy z oczu, zatrzymał palce na
skroni.
- Przepędziłaś mnie, kiedy byłem chłopcem. Już nie mam siedemnastu lat i oboje wiemy, że to coś między
nami jeszcze się nie skończyło. Nigdy nie było skończone.
20
Dean schodził ścieżką, postępując za Ruby. Chociaż nic nie mówili, las tętnił od innych głosów. Ptaki
świergotały i skrzeczały na drzewach, trajkotały wiewiórki, pluskała woda.
W parku cisnął kosz z nietkniętym lunchem do kubła na śmiecie. Zarzuciwszy ciężki koc na ramiona, ze
znużeniem wsiadł na rower.
Nieopodal domu Nory zjechał na pobocze i zeskoczył z siodełka.
Ruby zatrzymała się kawałek dalej. Podparła swój rower i odwróciła się do Deana, marszcząc czoło.
- Tu się chyba pożegnamy.
Głos jej się załamał i Dean dostrzegł w tym cień nadziei. Choćby Ruby odtrącała go w nieskończoność, on
i tak znał prawdę. Widział to w jej oczach, słyszał w drżącym głosie. Czuł w pocałunku.
- Na razie.
- To był tylko pocałunek - powiedziała. - Nie odgrywaj tu sceny z Przeminęło s wiatrem.
Podszedł o krok.
- Chyba mnie pomyliłaś z jakimś palantem z Hollywood.
Chciała się cofnąć, wyczuwał to.
101
- O co ci chodzi?
Teraz był tak blisko, że mógłby jej dotknąć, pocałować, stał jednak nieruchomo.
- Znam cię, Ruby. Udawaj, ile chcesz, ale ten pocałunek coś znaczył. Dziś w nocy, leżąc w łóżkach,
obydwoje będziemy o nim myśleć.
Ruby się zaczerwieniła.
- Dziesięć lat temu znałeś nastoletnią smarkulę. To nie znaczy, że znasz mnie.
Uśmiechnął się. Dokładnie coś takiego powiedziałaby w wieku szesnastu lat.
- Mogłaś obwarować serce murem, ale przecież go nie wymieniłaś. Gdzieś w głębi jesteś tą samą
dziewczyną, w której się zakochałem.
Nareszcie dotknął jej policzka z przelotną pieszczotą. Pragnął czegoś więcej - wziąć Ruby w objęcia,
przytulić i szepnąć: kocham cię, wiedział jednak, że nie może aż tak się napierać. Jeszcze nie teraz.
- Przez całe lata po twoim wyjezdzie zdawało mi się, że cię widzę - mówił półgłosem. - Wychodziłem zza
rogu albo stawałem na światłach, albo wysiadałem z samolotu i przez ułamek chwili myślałem: to ona.
Podbiegałem do tej osoby, trącałem w ramię, a potem z głupim uśmiechem patrzyłem na obcą kobietę. Nadal
chodzę prawą stroną chodnika, bo ty wolałaś lewą. Ruby drżały usta.
- Boję się.
- Dziewczyna, którą znałem, nie bała się niczego.
- Tej dziewczyny od dawna już nie ma.
- I nic z niej nie zostało?
Długą chwilę spoglądała na niego, po czym opuściła wzrok. Wiedział, że nie doczeka się odpowiedzi.
- Dobra - westchnął. - W tej rundzie się poddaję. - Wsiadł na rower i ruszył.
- Poczekaj!
Zeskoczył tak prędko, że o mało nie upadł. Rower grzmotnął o ziemię, a on odwrócił się do Ruby. Patrzyła
na niego tak jak wtedy, gdy miała dziewięć lat i spadła z dębu na farmie Finneganów... albo gdy jako
dwunastolatka złamała rękę, jeżdżąc na skateboardzie po ulicy Przedniej.
Zbliżyła się i uniosła oczy. Miał wrażenie, że była bliska łez.
- Jesteś taki pewny swego. Uśmiechnął się.
- Ruby, to ty nauczyłaś mnie miłości. Ilekroć brałaś mnie za rękę, bo się czegoś przestraszyłem, albo
przychodziłaś na mój mecz czy zostawiałaś mi karteczkę w szatni, dowiadywałem się o miłości czegoś
więcej. Może wtedy, w dzieciństwie, uważałem, że to nic nadzwyczajnego, ale już nie jestem dzieckiem.
Przeżyłem wiele samotnych lat, a każda randka utwierdzała mnie w przekonaniu, że wyjątkowi byliśmy
oboje.
- Moi rodzice byli wyjątkowi - powiedziała z wolna. - Ty i Eric byliście wyjątkowi.
- Jednym słowem, twierdzisz, że miłość umiera.
- Brzydką, bolesną śmiercią.
Zasmucił się na myśl, że serce Ruby, niegdyś tak otwarte i czyste, podeptali ci sami ludzie, którzy powinni
je ochraniać.
- Zgoda. Miłość rani. Nie da się zaprzeczyć. A samotność?
- Nie jestem samotna.
- Kłamiesz.
Odsunęła się. Bez jednego spojrzenia wstecz, bez żadnego gestu na pożegnanie wskoczyła na rower i
odjechała.
- Jedz! - zawołał za nią. - Uciekaj. Daleko nie uciekniesz!
Ruby wiedziała, że matka będzie na nią czekać. Zapewne siedząc przy kuchennym stole lub na bujaku na
werandzie i udając, że się zajmuje jakąś drobną robótką. Może dzierganiem na drutach; zawsze to
uwielbiała.
Przestała pedałować. Rower zwolnił i podskakiwał na nierównej drodze, grzechocząc. Gdy Ruby znalazła
się przy minibusie, oparła rower o ścianę ogrodowej szopy i powędrowała do domu. Furtka głośno
zaskrzypiała.
Matkę zastała w kuchni; mieszała coś w starym żeliwnym garnku. Miała na sobie fartuch z dawnych
czasów, ten z napisem MIEJSCE KOBIETY JEST W DOMU... I W RZDZIE.
- Ruby! - Uniosła głowę, zaskoczona. - Nie spodziewałam się ciebie tak szybko. - Zerknęła na drzwi, już
zamknięte za plecami córki. - Gdzie Dino?
Ruby stała bez ruchu. Bóg świadkiem, że nie mogła wykrztusić słowa. W kuchni pachniało mięsem
duszonym z młodą marchewką i z kartoflami przyrumienionymi w piekarniku. Na blacie leżała blacha do
pieczenia, a na niej domowe ciasteczka. I o ile Ruby się nie myliła, tym czymś, co mama mieszała w garnku,
102
był krem waniliowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \