[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słowem zaczynającym się na literę M.
Trey był ostatnim dzieckiem, które zostało jeszcze w przedszkolu. Jak tylko
przyjdzie po niego mama, Molly będzie mogła spokojnie pójść do domu.
Istniała szansa, że spotka Desa. Na samą myśl o tym czuła przyspieszone bicie
serca. Dwa dni temu całowali się. Od tego czasu nie próbowała nawet walczyć z
nadzieją, która praktycznie żyła własnym życiem i nie dawała się zdławić rozsądnymi
argumentami.
Spojrzała na chłopca spokojnie bawiącego się samochodzikami w kącie sali. Jego
matka trochę się spózniała, a Trey zwykle bardzo się denerwował się w takich sytu-
acjach.
Zaniepokojona Molly kolejny raz wyjrzała przez okno. Nie dowierzała własnym
oczom. Tego siwowłosego mężczyznę rozpoznałaby nawet na końcu świata.
Wydawało się, że z uwagą lustrował wzrokiem plac budowy nowego skrzydła.
Co on tu właściwie robi, zastanawiała się Molly. Nigdy do tej pory nie odwiedzał
jej w pracy. Kiedy dostrzegł ją w oknie, pomachał ręką i ruszył do wejścia.
Molly pozostała w miejscu.
- Cześć, tato - odezwała się na powitanie.
- Molly! - zawołał, rozglądając się po sali z wyraznym rozczarowaniem. - To tu
pracujesz.
- Tak.
Pokiwał głową i westchnął.
- Mogłaś zajść znacznie dalej.
Wiedziała, że nie spełniła nadziei, jakie pokładał w niej ojciec. Kiedyś ta
świadomość bardzo ją bolała. Teraz ze zdziwieniem zauważyła, że reaguje zupełnie
obojętnie.
To dzięki Desowi.
74
S
R
Szczera rozmowa o wydarzeniach z przeszłości pomogła jej uporządkować je i
zrozumieć. Podczas zjazdu absolwentów Des podtrzymywał ją na duchu i dodawał od-
wagi, tak że była w stanie stanąć oko w oko z tymi, którzy sprawili, że szkołę średnią
wspominała jak piekło.
Pretekstu dostarczył im jej własny ojciec. Nigdy z nim o tym nie rozmawiała.
Byłoby to zbyt bolesne i upokarzające. Konfrontacja z dawnymi koleżankami nie
złamała jej; wprost przeciwnie, uczyniła mocniejszą. Może dzięki Desowi uda się jej
zapomnieć o krzywdzie, jaką wyrządził jej ojciec.
- Kocham swoją pracę, tato.
- Każdy mógłby to robić.
- Ty nie - odparowała.
Wydawał się zaskoczony jej ripostą. Marszcząc czoło, przyglądał się, jak Trey
odkłada na miejsce zabawki.
- Wycieranie zasmarkanych nosów i opieka nad cudzymi dziećmi to dla mnie
strata czasu. Nie miałbym na to najmniejszej ochoty.
- A ja tak. I na tym polega różnica między nami. Kształtuję serca i umysły dzieci
i pomagam im wyrosnąć na wartościowych ludzi. Badania naukowe wykazują, że
dzieci, które chodziły do przedszkola, czynią szybsze postępy w szkole. Ja nie buduję
domów, ale kształtuję ludzi. Jest to zawód godny szacunku.
- Nie wiedziałem, że podchodzisz tak emocjonalnie do swojej pracy.
- Nic dziwnego. Nigdy się zbytnio nie interesowałeś moim życiem. Zdarzyło się
to tylko jeden raz.
- Co masz na myśli? - spytał, unosząc do góry siwe brwi.
- Szkoła średnia. Des. Ja...
W tym momencie podszedł do niej Trey i z ufnością wsunął jej w dłoń swoją
małą rączkę.
- Kto to jest? - zapytał, pokazując palcem starszego pana.
- Mój tato.
- Czy on zna Desa?
- Poznał Desa dawno temu - odparła, patrząc wymownie na ojca.
- Kiedy Des był taki mały jak ja? - nie dawał za wygraną chłopiec.
- To nie było aż tak bardzo dawno.
Trey przyglądał się z uwagą Carterowi Richmondowi.
- Wiesz, że Des pocałował panią Molly? - spytał z rozbrajającą szczerością.
- Tak? Kiedy?
75
S
R
- Moja mama miała wypadek samochodowy i była w szpitalu. Pani Molly wzięła
mnie do siebie, a potem przyszedł Des pomóc mi budować domek z klocków. Pózniej
nie mogłem zasnąć i widziałem, jak Des całował panią Molly.
Policzki Molly pokryły się głębokim rumieńcem. Nie miała pojęcia, że dziecko
jest aż tak spostrzegawcze.
- Więc to prawda, co mówią. Jesteście zaręczeni.
W tym momencie uchyliły się drzwi i wpadła matka Treya. Drobna blondynka
uśmiechnęła się z zażenowaniem.
- Przepraszam za spóznienie. Utknęłam w korku.
- Mamusia! - Chłopiec złapał ją mocno za nogawkę dżinsów.
- Cześć, skarbie. - Pochyliła się i czule pogłaskała synka po głowie. - Idziemy do
domu.
- Dasz mi na kolację kurczaka i frytki?
- Jeśli obiecasz, że zjesz trochę warzyw i owoców.
- Dobra! - zawołał uszczęśliwiony Trey. - Do widzenia, pani Molly.
- Do jutra. - Molly pomachała im na pożegnanie. Zastanawiała się, czy nie lepiej,
jeżeli dziecko wychowuje sama kochająca matka. Wydawało się jej, że obecność
egoistycznego ojca nie wnosi nic dobrego. Takiego jak jej czy też Desa.
Ojca Desa przynajmniej choć trochę usprawiedliwiała choroba alkoholowa, a był
zbyt słaby, by z nią walczyć. Jej własny ojciec był po prostu powierzchowny i
skoncentrowany na sobie. Postanowiła rozprawić się z demonami przeszłości.
- Tato, chciałam pomówić z tobą o Desie.
- Zawsze imponowała mi jego ambicja.
- Wykorzystałeś ją dla swoich celów.
- Słucham?
- Wiem o waszej umowie.
Nie wydawał się ani zszokowany, ani zaskoczony. Wyglądał raczej na
znudzonego.
- Zobowiązałem go do zachowania tajemnicy.
- Bzdury! - zawołała oburzona. - Nic go to nie obchodziło.
Nawet nie spytał, skąd o tym wie.
- To by tłumaczyło twoją niechęć do mnie.
- Dziwię się, że byłeś uprzejmy to zauważyć.
Uderzyło ją, że i teraz rozważał raczej, jakie to ma dla niego skutki, a nie brał
pod uwagę krzywdy wyrządzonej córce.
76
S
R
- Na swoją obronę mogę tylko dodać, że działałem wówczas dla twojego dobra.
A moja żona pochwalała ten krok. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \