[ Pobierz całość w formacie PDF ]

...ściana?  Wyciągnięta ręka natrafiła na coś twardego.
Po chwili nie miał już wątpliwości. Nie tylko ściana, ale właśnie poszukiwana stajnia.
Odgłosy parskania i walenia kopytami świadczyły o tym niezbicie.
...Ba, ale gdzie wejście?  prowadząc końcami palców po chropowatym drzewie obszedł
ścianę wokoło.
Na ziemi zamigotała wąziutka smuga światła. A więc nie zamknięte!
Wstrzymując oddech podszedł ku uchylonym nieco drzwiom. W nozdrza uderzył zapach
tytoniowego dymu. Ktoś jest wewnątrz. Zajrzał. Musiał zmrużyć na sekundę powieki. Zwiatło
lampy uderzyło boleśnie w przyzwyczajone do ciemności oczy. Gdy znowu spojrzał, zobaczył
szerokie plecy i tył głowy porośniętej skołtunionymi włosami.
Posiadacz ich siedział na pękatym worku, tyłem do wejścia.
John nie namyślał się długo. Musiał mieć konia za wszelką cenę. Sprężył mięśnie do skoku.
W tym momencie pod podeszwą Johna trzasnęła jakaś nieostrożnie nadepnięta gałązka. Odgłos
zabrzmiał w panującej dookoła ciszy z mocą wystrzału.
Siedzący na worku mężczyzna odwrócił powoli, jakby z wahaniem głowę. Na widok
stojącego w wejściu Czarnego Johna, w oczach zamigotał wyraz bezmiernego zdumienia.
 Co?  Mięśnie jego prawej ręki drgnęły instynktownym odruchem.
Zanim jednak zdołał pomyśleć o jakiejś świadomej akcji, John skoczył.
Wyciągnięta pięść, poparta ciężarem całego ciała, palnęła z rozmachu w szczękę. Wyrzucony
siłą uderzenia z siedzącej pozycji, podskoczył parę cali w górę, potem ciężko runął na słomę,
zaścielającą podłogę stajni.
John popatrzył krytycznie na swoje dzieło. Wyglądało, że leżący przez dobre kilkanaście
minut nie będzie mógł interesować się sprawami doczesnymi.
Nagle drgnął z radości. Oparty o belkę, stał wspaniały szybkostrzelny karabin, a obok leżała
skórzana ładownica. Błyskawicznym ruchem porwał broń, sprawdzając mechanizm. Na szczęście
znał ten system. Automatyczna dziesięciostrzałówka... w ładownicy tkwiło w skórzanych
przegrodach sześć magazynków.
Teraz, gdy miał karabin w ręku, sytuacja uległa zmianie. Opanowała go pokusa, by
sterroryzować tamtych w chacie, powiązać jak barany i zaprowadzić prosto do więzienia.
Zamyślił się. To nie byłoby nawet takie trudne do wykonania. Zaskoczyłby ich znienacka... Są
pewno już mocno pod gazem, jeżeli piją w dotychczasowym tempie.
Policzył konie. Cztery. Wobec tego, w chacie na pewno jest ich także czterech. Albo trzech,
jeżeli wartownik przyjechał także z nimi. Ale właśnie w tym sęk. Wykluczone, by w tak
szczupłej gromadce, ryzykowali wykonać napad na bank w środku miasta. Nawet takiego jak
Cleveland. Pozostali mają prawdopodobnie przybyć na miejsce akcji skąd indziej. W tych
warunkach unieszkodliwienie tych w chacie nie miałoby żadnego celu. Szkoda czasu.
Bacznym okiem przesunął po koniach. Chyba ten czarny najlepszy? Zresztą nie było nad
czym się zastanawiać. Pewność i tak uzyska dopiero w drodze. W każdym razie wszelkie
zewnętrzne pozory przemawiały właśnie za czarnym.
XXIX
 Telefon? Owszem... Połączenie z Cleveland  poszperał w zatłuszczonej książce  dwa
dolary dwadzieścia centów. Oczywiście płatne z góry. Połączenie telefoniczne to towar
niepraktyczny. W razie niezapłacenia, nie zdołam odebrać z powrotem  oberżysta zaśmiał się
zachwycony swoim własnym dowcipem  Co? Na kredyt? Także coś!  parsknął ironicznie. 
A czy mnie poczta kredytuje? Nie, mój panie. Tego rodzaju transakcje załatwiam tylko za
gotówkę.
Czarny John zagryzł niecierpliwie wargi. Idzie jak z kamienia. Musi przecież telefonować do
Granta, żeby tam nie wiem co. Gdyby oberżysta był sam, zaryzykowałby wymuszenie połączenia
grozbą karabinu. Jednak po brudnej sali snuło się pomimo wczesnej pory paru podejrzanych
drabów. Poszperał po kieszeniach. Nic. Pustka absolutna.
Trudno.  Zsunął z palca pierścień, który nosił kamieniem do wewnątrz.
 Może to przyjmiecie w zastaw?
Oberżysta zważył w brudnych palcach pierścień. Na misternie ryty w diamencie herb nie
zwrócił najmniejszej uwagi. Nie znał się na tym...
 No...  wydął wargi.  Ostatecznie pójdę na to. Ale jeżeli w ciągu trzech dni najdalej nie
zwrócisz mi trzech dolarów, pierścionek mój.
John stłumił westchnienie. Od niepamiętnych czasów pierworodny w jego rodzinie nosił ten
sygnet na palcu. Cóż począć?
 Niech będzie  machnął ręką.  Aączcie wreszcie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \