[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozerwał mu tyłek.
Kilka miesięcy pózniej kobieta, która kiedyś była Trudy Davis, wracała z pracy
do domu. Przechodząc obok księgarni, ujrzała na wystawie czyjąś twarz. Twarz, która
również mogła być twarzą Chrisa Miltona. Należała do debiutującego pisarza, którego
książkę właśnie reklamowano. Weszła więc do środka i ją kupiła&
W niewoli seksu
Dla Krzyśka  Sado Sadowskiego Zadzwonił Maku, fotografik z Poznania, który
projektował okładki do moich książek.
 Robię wystawę swoich prac i chciałbym ją jakoś połączyć z twoją książką. Co
ty na to?
 Połącz  odparłem.
 Tyle że nie mam żadnego pomysłu.
 U mnie też ostatnio na nie deficyt. Kryzys na całej linii. Ale, nie powiem, to, co
mówisz, podoba mi się. Dobrze by było upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
 Taa. Może wkomponuję w swoje prace fragmenty twoich tekstów. Jakieś
ambitne. Coś o chlaniu i pieprzeniu.
 Wspaniały pomysł. Bierz się do roboty.
 Wybierzesz jakieś kawałki?
 Przykro mi, ale ostatnio nie mogę się zmusić do żadnej pracy.
Jestem przemęczony. Dobija mnie proza życia. Sam coś wybierz.
 Ale co?
 Co chcesz. Podpiszę się pod wszystkim.
Godzinę pózniej znowu zadzwonił.
 Dobra, załatwione. Powybierałem odpowiednie kawałki.
 Według jakiegoś klucza?
 A pewnie, że klucza. Dwadzieścia razy otworzyłem książkę na chybił trafił i
spisałem po parę linijek, zaczynając od tej, na której wylądował palec.
 Genialny chłopak. Od razu widać, żeś pokończył szkoły.
Miesiąc pózniej znalazłem się na wernisażu w Poznaniu.
Wystawa nosiła tytuł  Vulgar i odbywała się w niewielkiej galerii na starówce.
Przed wejściem stał stojak, a na nim plakat z naszymi nazwiskami, moim i Maka. Czego
więcej można było chcieć od życia?
Wszystkiego  to właściwa odpowiedz. Tylko że akurat wtedy tyle musiało mi
wystarczyć.
Pojechałem na tę wystawę z bratem i kolesiem. Brat był pijakiem, koleś
narkomanem.
Poza tym obaj lubili zadymy. Po drodze do Poznania urządzili dwie, ale byłem
pewien, że na tym nie poprzestaną. Zwłaszcza że gdy tylko przekroczyliśmy próg galerii,
od razu wypatrzyłem kilku podejrzanych typów, którzy mogli stać się ich ofiarami.
Maku był tu gwiazdą, to się od razu rzucało w oczy. I wcale nie dlatego, że
fragmenty moich wypocin stanowiły tylko dodatek do jego erotycznych zdjęć, które i bez
nich mogły się spokojnie obejść. On po prostu wyglądał jak gwiazda. Czarna skórzana
kurtka, ciemne okulary i opalenizna. I wyraz twarzy mającego wszystko w dupie,
cynicznego, przystojnego skurwiela.
Biła od niego pewność siebie. Ze mnie, stojącego tuż przy nim, co najwyżej
wyzierała rozpacz.
Kiedy więc odbębniliśmy prezentację autorów i każdy z nas powiedział po kilka
słów od siebie, grzecznie odsunąłem się na bok, aby nie przyćmiewać jego blasku.
Od razu otoczył go wianuszek ludzi. Jakby tylko czekali, aż odejdę ze swym
smętnym ryjem, aby móc powłazić mu w dupę. Trzebaprzyznać, że większość z nich
naprawdę umiała to robić. Jakby już tu przyszli wysmarowani wazeliną.
Komplementowali Maka i chwalili jego prace, chociaż większość z nich ledwie na nie
zerknęła.
Przeważnie były to ładne, młode kobiety, które być może Maku już kiedyś
przeleciał i które do dzisiaj nie mogły o tym zapomnieć i liczyły, że może uda im się
załapać na jakąś powtórkę. Część z nich pewnie dopiero czekała na swój pierwszy raz.
Ale obskakiwali go także i faceci. Ci niezgorzej pchali mu się w tyłek, co mogło
świadczyć o tym, że lubili ten sport. W końcu znalazłem się wśród malarzy, fotografików,
rzezbiarzy i całej tej menażerii, i to w jednym z największych miast Polski. W tym
środowisku przecież od wieków było w dobrym tonie pieprzyć się ze wszystkimi, a i
pedałów było w nim na pęczki.
Patrzyłem więc na to wszystko z boku. To była dobra, strategiczna pozycja.
Pozwalała objąć to całe towarzystwo z szerszej perspektywy i wyłapywać jego duchową
nędzę i fałsz.
Mimo że teoretycznie i ja byłem gwiazdą wieczoru, w praktyce nie stanowiłem
żadnej atrakcji.
Egzemplarze mojej książki, do której Maku zrobił zdjęcia, leżały w kącie i nikt po
nie nie sięgał.
Można ją było kupić za grosze, ale, widać, nawet taka cena nie była na kieszeń tej
hołoty.
Snującej się z kąta w kąt, gapiącej się od niechcenia na fotografie, chlającej
darmowe wino i zwijającej żagle, kiedy tylko w szkle pojawiało się dno.
 Dałeś już jakiś autograf?  zapytał Franek, który nagle pojawił się przy mnie.
Był z Poznania i znałem go od kilku miesięcy. Zapoznał nas Maku. Prowadził najbardziej
pojechaną i zwyrodniałą stronę w polskim Internecie, a wyglądał jak schorowany i
niedojadający student matematyki, dla zarobku udzielający wieczorami korepetycji
rozmaitym nieukom.
 Ani jednego, amigo. Nikt tu nie przyszedł dla mnie. Większość z tej bandy to
byłe panienki Maka, zakochani w nim geje i amatorzy nachlania się za friko. Spójrz na tę
rudą przy drzwiach. Przyszła tu trzezwa, a teraz ledwie trzyma się na nogach.
 Ja tu widzę kilka panienek, których Maku nie przeleciał.
 Po tym wieczorze z pewnością to się zmieni.
Wino skończyło się na dobre i prawie od razu wymiotło połowę gości. Zrobiło się
trochę przyjemniej. Prawdopodobnie zostali tylko ci, którzy przyszli tu dla sztuki. Oraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \