[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jakie to uczucie?
Nie umiem go opisać. Uśmiechnęła się czułe. To były bardzo
szybkie uderzenia, ale...
Co?
Po ustaniu mdłości przestałam czuć, że jestem w ciąży i to mnie
martwi. Brzuch rośnie, więc niby wszystko w porządku, ale czasami dręczy
mnie dziwny niepokój. Niemądre, prawda?
Wcale nie. Brett nieśmiało wyciągnął rękę. Mogę? Laurel skinęła
głową.
Niezwykle delikatnie, w nabożnym skupieniu dotknął jej brzucha dwoma
palcami, a po chwili wahania położył całą dłoń.
Juniorze, mówi twój ojciec. Wiem, że tam jesteś, ale porusz się czasem,
żeby uspokoić mamę.
Laurel zatrzepotała rzęsami i niepewnie się uśmiechnęła. Od ręki Bretta
promieniowało ciepło, które zaczynało palić ogniem rozchodzącym się po
79
RS
całym ciele. Zwykły, niewinny dotyk nie powinien sprawiać takiej
przyjemności. To zaczynało być niebezpieczne...
Spojrzeli sobie w oczy i oboje wstrzymali oddech. Laurel bała się
wszelkich bliższych kontaktów. Aby się opanować, powtórzyła sobie
zapewnienie Bretta, że nie zamierza z nią romansować.
W poniedziałek wyszli od doktora Milesa bardzo przejęci. Brett był
dumny, że Laurel chciała, aby jej towarzyszył. W tej chwili czuł się mocno z
nią związany.
Sto pięćdziesiąt uderzeń na minutę rzekł drżącym głosem. Czy to
nie cud, że słyszeliśmy bicie serca naszego dziecka? Niesamowite.
Nie mogę wyjść z podziwu.
Brett pomógł jej wsiąść, zamknął drzwi, powoli przeszedł na swoją
stronę i usiadł za kierownicą.
Co sądzisz o doktorze Milesie?
Naprawdę jest taki, jak mówiła Sarah. A jak ty go oceniasz?
Dokładny i chyba bardzo dobry.
Nie wiedziałam, że znowu pobiorą mi krew, ale to rutynowa procedura.
To będzie badanie alfafetoproteinowe.
Brett wiedział o nim co nieco, ponieważ pilnie zbierał informacje o
różnych badaniach i testach. Podczas wizyty u doktora Milesa miał ochotę
robić notatki, żeby lepiej wszystko zapamiętać. Tym razem nie zadawał pytań,
bo nie chciał przeszkadzać, ale postanowił, że przed następną wizytą
gruntownie się przygotuje. Wolałby, żeby USG zrobiono wcześniej. %7łałował,
że dopiero za miesiąc zobaczy dziecko i dostanie zdjęcie.
Spojrzał na zegarek; dochodziła trzecia. Powinien wrócić do biura i
pracować co najmniej do siódmej, ale zupełnie nie miał ochoty. Włączył silnik
i ruszył.
80
RS
Masz ochotę na lody?
Słucham?
Pytam, czy zjesz lody.
A nie musimy iść do pracy?
Nie. Zrobił ważną minę. Ja jestem szefem i ja rządzę firmą.
Oczywiście, panie dyrektorze. Laurel pogroziła mu palcem. Chcesz
wagarować i jeszcze mnie namawiasz do złego? Aadny dajesz przykład...
Nikt się nie dowie.
Ale ja wiem.
Trzeba uczcić to, że wreszcie usłyszałem bicie serce juniora.
Skoro tak. Laurel rozpromieniła się. Uwielbiam lody.
Z czereśniami i czekoladowymi wiórkami.
Pamiętasz?
Wszystko pamiętam.
Wszystko? szepnęła, oblewając się szkarłatnym rumieńcem.
Myślisz, że mógłbym zapomnieć?
Ja... miałam cichą nadzieję... że tak szybko mnie nie zapomnisz.
Brett zerknął na nią i wspomnienia stanęły mu przed oczami jak żywe. O
trzeciej nad ranem Laurel zażyczyła sobie porcję lodów z czereśniami i bitą
śmietaną. Windziarz, któremu Brett dał suty napiwek, przyniósł dwie ol-
brzymie porcje.
Pamiętam, jak się oblizywałaś...
Dobrze, uczcijmy wyniki badań przerwała speszona. Mam apetyt na
lody, czereśnie i orzechy.
Potem wstąpimy do paru sklepów, żeby zorientować się, co i gdzie
kupić do pokoju dziecinnego.
81
RS
Laurel popatrzyła takim wzrokiem, że serce stopniało mu jak wosk.
Wewnętrzny głos ostrzegał przed niebezpieczeństwem, ale zlekceważył to.
Wiesz, jak trafić do serca kobiety zaśmiała się uszczęśliwiona Laurel.
Robię, co mogę.
Uzgodnili niezbyt wyczerpujący plan dnia, który miał obowiązywać
oboje. Brettowi to bardzo odpowiadało i chętnie wracał do domu wcześniej.
Coraz większą przyjemność sprawiało mu towarzystwo Laurel i rozmowy.
Podczas szykowania posiłków omawiali miniony dzień, a po kolacji siadali
przy kominku i miło gawędzili. Najczęściej mówili o urządzeniu domu i
gospodarowaniu pieniędzmi.
Ustalony porządek dnia i wspólnie spędzany czas sprawiły, że Brett
chwilami miał złudzenie, iż Laurel jest jego żoną. Według niego tak właśnie
powinno wyglądać życie po ślubie. Małżeństwo oznacza również fizyczne
kontakty, lecz nawet nie próbował całować Laurel, chociaż z trudem panował
nad sobą. Postanowił, że gdy ruchy dziecka będą wyrazniejsze, użyje tego
pretekstu, aby czasami ją dotknąć. Nie potrafił walczyć z coraz silniejszym
uczuciem do matki swego dziecka. Pragnął przekonać Laurel, że chce dać jej
wszystko. Jej i dziecku. Pilnował się jednak, by nie zrobić fałszywego kroku i
nie zaprzepaścić tego, co już osiągnął.
Ze względów praktycznych otworzył osobny rachunek na potrzeby domu.
Zaskoczyło go, że Laurel wszystkiego musi uczyć się od początku. Jego
zdaniem winę za taki stan rzeczy ponosili rodzice, którzy odsuwali ją od
codziennych spraw i kłopotów. Teraz on musiał się z tym borykać, a
równocześnie rozczulało go, że Laurel jest taka niedoświadczona i naiwna.
Wcale nie pragnął, by stała się niezależna. Chciał chronić ją przed
bezwzględnym światem, ale takie postępowanie byłoby nieuczciwe. Musiał
82
RS
nauczyć ją, jak stanąć na własnych nogach, jak uparcie dążyć do celu. Jedynie
w ten sposób mógł osiągnąć to, co zamierzał.
Około czwartej przyszła Laurel.
Przepraszam, czy jesteś bardzo zajęty?
Nie. Zamknął teczkę. Właśnie skończyłem i chciałem iść po ciebie.
Możemy już jechać do domu. Zauważył, że drżą jej usta, a oczy ma pełne łez.
Co się stało?
Laurel chwyciła się za brzuch.
Dziecko...
O, Boże! Wybiegł zza biurka i wziął ją za ręce. Spokojnie, tylko
spokojnie.
Dzwonił doktor Miles...
I co? spytał ostro. Zbyt ostro. Przepraszam... Co ci powiedział?
Przeraził się, że Laurel i dziecku coś zagraża. Stał zdjęty strachem, nigdy
w życiu tak się nie bał. Co grozi jego dziecku? Dlaczego Laurel nie
odpowiada? Każda sekunda milczenia ciągnęła się jak godzina.
Przyszły wyniki badań... Laurel mówiła drżącym głosem, cała
dygotała. Doktor Miles radzi mi iść do genetyka.
Po co? Nie rozumiem.
Istnieje podejrzenie... zagrożenie... Zespołem Downa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]