[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pocieszyć, choć przecie\ od lat programowo nie ingerował w cudze \ycie i nie
anga\ował się w problemy bliznich.
- Nie, to było dawno temu. - Wzruszyła ramionami i zaczęła pospiesznie gryzć
swój baton. Czy boli? zastanowiła się. Nie, nie boli, tylko zawsze była zbyt prze-
wra\liwiona na tym punkcie. - Jest mi jednak przykro, bo obleliśmy z Robem
najwa\niejszy w \yciu egzamin.
- Płakać nad rozlanym mlekiem to zwyczajna strata czasu.
- Być mo\e. Ty te\ byłeś kiedyś \onaty.
- Zgadza się. - Powiedział to dobitnie, by zamknąć temat.
- Czy to tabu?
- W przeciwieństwie do ciebie, nie lubię odgrzewać starych spraw.
Tę ranę pokryła blizna, pomyślała. Ciekawe, czy jeszcze czasami się jątrzy,
czy te\ zagoiła się na dobre? No có\, to nie jej sprawa, a rozgrzebywanie jej na pewno
nie pomo\e w podtrzymywaniu dalszego kontaktu z Shade'em.
- Kiedy postanowiłeś zostać fotografem? - Uznała, \e to bezpieczny temat,
który nie powinien dotknąć \adnych czułych punktów.
- Gdy miałem pięć lat i dobrałem się do nowego aparatu ojca. Po wywołaniu
filmu zobaczył trzy zdjęcia naszego psa, du\o lepsze od jego prób. Nie wiedział, czy
ma mi gratulować, czy te\ ukarać.
Bryan uśmiechnęła się szeroko.
- I co wybrał?
- Kupił mi aparat.
- Wyprzedziłeś mnie o całą długość - przyznała - bo ja zainteresowałam się
fotografowaniem dopiero w liceum. Nagle wpadłam, choć przedtem chciałam zostać
gwiazdą.
- Aktorką?
- Nie. - Jeszcze raz uśmiechnęła się radośnie. - Jakąkolwiek gwiazdą, która ma
rollsa, lamowane złotem ubranie i wielki, niegustowny brylant.
Nie mógł się nie roześmiać. Miała chyba talent do wymuszania na nim
uśmiechu.
- Skromne dziecko.
- Nie, to był rodzaj buntu. - Podsunęła mu swój napój, ale odmówił. - Moi
rodzice akurat powrócili z obłoków na ziemię, a ja, jak na złość, poczułam w sobie
ducha młodzieńczej przekory. W sumie było to dość \ałosne, bo buntowałam się
przeciwko ludziom, wobec których na dobrą sprawę nie mo\na się było zbuntować.
Rzucił okiem na jej pozbawione jakichkolwiek ozdób ręce i na wypłowiałe
d\insy.
- Jak widać, minęło ci to.
- Nie byłam stworzona na gwiazdę, ale właśnie wtedy potrzebowali kogoś, kto
zrobiłby zdjęcia dru\ynie futbolu. - Bryan dokończyła baton i zastanawiała się, kiedy
zatrzymają się na lunch. - Zgłosiłam się na ochotnika, poniewa\ podkochiwałam się w
jednym z graczy. - Po wysączeniu swojego napoju wrzuciła kubek do śmieci. - Ju\ po
pierwszym dniu zakochałam się w aparacie i całkowicie zapomniałam o bocznym
obrońcy.
- Jego strata.
Zerknęła na niego, zaskoczona komplementem.
- To miłe, co powiedziałeś, Colby. Nie podejrzewałam, \e stać cię na to.
Nie do końca udało mu się zachować powa\ną minę.
- Tylko się nie przyzwyczajaj.
- Niech Bóg broni! - A jednak ucieszyła się naprawdę. - W ka\dym razie, gdy
zaczęłam obsesyjnie pstrykać, moi rodzice byli wprost zachwyceni. śyli w śmier-
telnym strachu, \e mogę nie mieć prawdziwych zdolności i marnie skończę jako
bogata kobieta interesu, zamiast zostać artystką.
- A teraz jesteś jednym i drugim.
Zamyśliła się. To dziwne, \e mo\na tak łatwo zapomnieć o jednym aspekcie
swojej pracy, gdy intensywnie koncentruje się na drugim.
- Masz rację, tylko nie wspominaj o tym przy mamie i tacie. Nie zdają sobie
sprawy, ile zleceniodawcy płacą mi za moje prace. Gdyby wiedzieli, ile mam na
koncie, byliby niepocieszeni, \e stałam się groszorobem.
- Ode mnie tego nie usłyszą.
Ujrzeli znak informujący o pracach drogowych i Bryan natychmiast sięgnęła
po aparat, a Shade zwolnił i zjechał na pobocze. Grupa robotników, spływając potem,
naprawiała nawierzchnię.
Shade postanowił pokazać ekipę i maszyny podczas walki ze skutkami erozji,
co zawsze i wszędzie dzieje się ka\dego lata, natomiast Bryan wycelowała obiektyw
w kierunku jednego z mę\czyzn.
Był łysy, a jego gołą czaszkę, szczególnie nara\oną na promienie słońca,
chroniła \ółta bandana. Miał zaczerwienioną, mokrą twarz i obwisły, wylewający się
znad paska roboczych spodni brzuch. Jego biały podkoszulek dziwnie staromodnie
kontrastował z wielobarwnymi, upstrzonymi napisami i obrazkami podkoszulkami,
jakie nosili inni robotnicy.
śeby podejść bli\ej, musiała z nim porozmawiać, a zatem nastawić się na
komentarze i uśmiechy reszty ekipy. Zrobiła to bez wahania i z wdziękiem. Wypadło
to tak naturalnie, \e nawet ekspert od public relations byłby z niej zadowolony.
Zresztą Bryan niezłomnie wierzyła, \e dobry kontakt między fotografem i modelem
doskonale wpływa na końcowy efekt, nadając zdjęciom cieplejszy i bardziej intymny
charakter.
Shade natomiast zachowywał chłodny dystans. Postrzegał tych ludzi jako
bezimienną ekipę, która pracuje na wszystkich drogach kraju i robi to od
dziesięcioleci, i nie zale\ało mu na nasycaniu obrazu osobistymi akcentami.
Zrobił sugestywne zdjęcie brudu, kurzu i potu. Bryan dowiedziała się, \e
majster ma na imię Al i \e pracuje w tym fachu od dwudziestu dwóch lat.
Potrwało chwilę, zanim udało się jej przełamać jego nieśmiałość, ale wreszcie
rozkręcił się i zaczaj opowiadać, co ta cholerna zima zrobiła z drogą. Pot skapywał z
jego skroni i gdy podniósł do góry mocarne ramię, by się wytrzeć, Bryan zrobiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \