[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pod nią miał mundur ozdobiony medalami i dwa pistolety u boku. Ze swoją
charakterystyczną, nieco ptasią twarzą i siwosrebrnymi, zaczesanymi do tyłu włosami,
doskonale wychodził na zdjęciach, a przemawiał niczym najznakomitszy kaznodzieja.
Jego umysł opętany był jednak przez ciemne siły i nawet lekarstwa, które brał, nie
chroniły go przed naprzemiennymi napadami lęku i euforii.
Gabinet generała urządzony był równie skromnie, co gabinet Kendesy.
Dominowało w nim olbrzymie dębowe biurko, wokół którego stały sofy i fotele.
Oprócz nich w pokoju znajdowały się jeszcze masywne regały, wypełnione
ksią\kami, wielkie akwarium z kolekcją tropikalnych rybek oraz dwa skrzy\owane
rapiery zawieszone na ścianie.
Do takiego właśnie pomieszczenia wprowadzono Trace'a, który przyjrzał się
wnętrzu uwa\nie, choć z miną wskazującą na całkowity brak zainteresowania. Od
razu spostrzegł, \e gabinet nie ma \adnych okien i tylko jedne drzwi.
Nareszcie się spotykamy, panie Cabot. Husad wyciągnął rękę z
serdecznym uśmiechem. Witamy w naszej rewolucyjnej kwaterze.
Jestem zaszczycony, generale. Trace ujął rękę i popatrzył w twarz
mę\czyzny, którego przysiągł zabić. Oczy Husada były ciemne i pełne dziwnego
blasku. Szaleństwo, opętanie, nienawiść do świata i ludzi. Czy mo\na było stać tak
blisko i nie czuć tego wszystkiego?
Mam nadzieję, \e podró\ nie była zbyt nieprzyjemna.
Nie.
Proszę usiąść.
Trace usiadł na jednym z krzeseł, generał zaś stanął obok z rękami
skrzy\owanymi na piersiach. Kendesa wcią\ tkwił w milczeniu przy drzwiach. Po
chwili Husad rozpoczął swoją przedmowę, którą wygłaszał, spacerując wolno po
gabinecie. Otó\ musi pan wiedzieć, panie Cabot, \e rewolucja wymaga wcią\
nowych środków. Toczymy świętą wojnę w imieniu naszego ludu, wojnę, która
zniszczy niegodnych lego, by \yć i nazywać się ludzmi. W Europie czy na Bliskim
Wschodzie ju\ nieraz wymierzaliśmy sprawiedliwość wszystkim tym, którzy
przeciwstawiali się naszym ideom. Zatrzymał się i wbił świdrujące spojrzenie w
Trace'a. Ale to nie wystarczy, szanowny panie, Mamy obowiązek, święty obowiązek
zniszczyć wszystkie skorumpowane i niemoralne rządy na tej planecie. Bez tego ten
świat zgnije, ju\ gnije. Smród czuć po obu stronach Atlantyku, a najbardziej w kraju
wielkiego szatana, z którego pan, na szczęście, nie pochodzi. Zresztą czy Francja, czy
USA wszędzie jest to samo bagno. Zgorszenie, wyzysk, kłamstwo, chciwość,
obłuda... My rzucimy na ziemię święty ogień, który wypali całe to robactwo. Wielu
polegnie, zanim zwycię\ymy. Ale w końcu zwycię\ymy.
Trace siedział spokojnie, zasłuchany w to fanatyczne kazanie. Husad
rzeczywiście umiał przemawiać. Miał fascynujący głos, przyciągał uwagę. Nic
dziwnego, \e jego ludzie byli mu posłuszni i wierzyli w jego przesłanie.
On jednak nie dał się porwać rewolucyjnym hasłom. Nasłuchał się podobnej
propagandy przez ostatnie dwanaście lat i wiedział, \e dla tych zbawców ludzkości
najmniej wa\ny jest sam człowiek i jego szczęście.
Proszę wybaczyć, generale odezwał się uprzejmie ale pańska misja
interesuje mnie, o ile jest związana z naszą transakcją. Nie jestem \ołnierzem, jestem
człowiekiem interesu. Pan potrzebuje broni, a ja mogę ją dostarczyć. Oczywiście za
odpowiednią cenę.
Ta cena jest bardzo wysoka. Generał podszedł nerwowo do biurka.
Wliczyłem w nią wszelkie ryzyko. Przejęcie broni, zabezpieczenie jej,
przechowywanie, transport...
Husad sięgnął do skrzyni i wydobył z niej jedną sztukę TS 35.
Ta broń interesuje mnie szczególnie mruknął. Karabin był niedu\y i
zadziwiająco lekki. Nawet podczas forsownego marszu \ołnierz mógł nieść go bez
trudu, wa\ył bowiem niewiele więcej ni\ standardowe racje \ywnościowe.
Husad wa\ył przez chwilę broń w dłoni, po czym zbli\ył oko do celownika i
wymierzył prosto w głowę Trace'a.
Trace zesztywniał ze strachu. Jeśli broń była naładowana, a tego był więcej ni\
pewien, pocisk przeleciałby przez niego i zabił jeszcze Kendesę oraz ka\dego, kto
stanąłby na linii strzału w odległości pięćdziesięciu metrów.
Amerykanie wcią\ gadają o pokoju, a robią taką zabójczą broń powiedział
z rozmarzeniem Husad. Uwa\ają nas za szaleńców, bo wcią\ mówimy o wojnie. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]