[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pół godziny pózniej jechali drogą wzdłuż krystalicznie czystego jeziora. Antonio
spuścił dach samochodu i Victoria poczuła na twarzy powiew ciepłego powietrza.
Wreszcie mogła się odprężyć.
- To twój pierwszy pobyt we Włoszech? - Antonio przerwał milczenie.
Skinęła głową.
- Kiedy byłam mała, rodziców nie stać było na wakacje. Czasem jezdziliśmy do
Brighton - powiedziała z uśmiechem. - Tata kupował mi lody i pozwalał przejechać się
na karuzeli.
- Brakuje ci go?
- Bardzo. Kiedy umarł, wszystko się rozpadło. Mama też za nim tęskniła. Był mi-
łością jej życia - odparła i nagle się zaczerwieniła. - To znaczy, jeśli wierzyć, że coś ta-
kiego w ogóle istnieje.
- Wątpię. - Antonio uśmiechnął się - chociaż jestem Włochem, a moich rodaków
uważa się za romantyków.
- Jesteś realistą.
- Mniej więcej.
- To tak jak ja.
Na twarzy Antonia znów pojawił się uśmiech. Przeszedł na najwyższy bieg i sa-
mochód swobodnie sunął drogą między wzgórzami, mijając winnice. Po pewnym czasie
w oddali, za równiną porośniętą makami, pojawiły się lśniące dachy Werony.
- Ależ tu pięknie! - szepnęła z zachwytem Victoria
R
L
T
- W centrum miasta znajduje się dom zwany Casa di Giulietta, gdzie podobno
mieszkała Julia Capuletti. Historia jej miłości do Romea zainspirowała Szekspira, a słyn-
ny balkon jest miejscem pielgrzymek turystów.
- Będę musiała go zobaczyć.
- Przecież nie jesteś romantyczką.
- Nie jestem - odparła, marszcząc brwi.
Zaległa cisza. Kątem oka Antonio zauważył zachwyt na twarzy Victorii.
- Pięknie tu, prawda?
- Nie spodziewałam się, że tu jest tak ładnie. Te wzgórza z gajami oliwnymi, win-
nice...
- To region Valpolicella. Powstaje tu słynne wino Amarone.
- Jeszcze go nie próbowałam.
- Naprawimy ten błąd podczas obiadu.
- Nie mogę zostać na obiad. Muszę wracać do Nathana - odparła nerwowo. - Nie
powinien być tak długo z Sarą.
- Sara wychowała czwórkę własnych dzieci i sześcioro wnucząt. Potrafi zaopieko-
wać się małym chłopcem przez jeden dzień.
Antonio miał rację, Sarze można było zaufać. Tak naprawdę bała się obiadu z An-
toniem.
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś apodyktyczny? - spytała ponuro.
- Nie, a czy tobie ktoś powiedział, że jesteś uparta?
Przejeżdżali obok malowniczych ruin amfiteatru. Po drugiej stronie ulicy znajdo-
wał się pasaż z luksusowymi sklepami i kafejkami.
- Muszę jechać do biura, ale kiedy zrobisz zakupy, zjemy tu obiad.
Victoria odetchnęła z ulgą. Antonio nie będzie chodził z nią po sklepach. To by ją
zbytnio krępowało. Gdy skręcili w boczną uliczkę, wskazał jej, gdzie się spotkają. Potem
zjechali do podziemnego parkingu pod budynkiem, na którym widniał napis Cavelli En-
terprises.
- Tutaj znajduje się siedziba mojej firmy - wyjaśnił Antonio, gdy zaparkowali w
miejscu oznaczonym jego nazwiskiem. - Jeśli będziesz miała kłopoty, możesz do mnie
R
L
T
przyjść. Wystarczy wsiąść do windy i pojechać na ostatnie piętro. Powiedz strażnikowi,
że jesteś moją żoną, a on wskaże ci drogę.
- Poradzę sobie.
- Zwietnie! - powiedział i wyjął z kieszeni portfel. - Jednak na wszelki wypadek
wez moją wizytówkę z numerem telefonu. No i oczywiście kartę kredytową... - dodał,
wyjmując kawałek złotego plastiku. - Otworzyłem konto na twoje nowe nazwisko.
Popatrzyła zaskoczona na kartę. Nie chciała być jego utrzymanką!
- Sama mogę sobie kupić ubranie.
- Ile masz gotówki?
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Na tyle dużo, żeby kupić suknię.
- Musisz kupić sobie również dodatki i kilka sukienek koktajlowych na przyjęcia
zaręczynowe, na które dostaliśmy zaproszenia. Wszystko dobrej jakości.
Czyżby obawiał się, że jego żona kupi stroje w sieciowych sklepach? Victoria za-
czerwieniła się ze wstydu. Rzeczywiście miała taki zamiar, ponieważ nie stać jej było na
drogie stroje.
- Dam sobie radę - powiedziała. Antonio pokręcił głową.
- Nigdy nie spotkałem kobiety, która obraża się, kiedy mężczyzna chce kupić jej
sukienkę. Przecież jesteśmy małżeństwem. Czy nie uważasz, że to absurdalne?
- Nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
- Pamiętaj, że masz do odegrania rolę - przypomniał jej Antonio.
- Boisz się, że zniszczę ci reputację? Pewnie, do tej pory pokazywałeś się tylko z
pięknymi i dobrze ubranymi kobietami.
- Jestem pewien, że cokolwiek włożysz, będziesz wyglądała pięknie.
- Kłamca! - powiedziała, czując, jak pod wpływem jego spojrzenia robi jej się go-
rąco.
Wzrok Antonia spoczął na jej białej, zapiętej pod szyją bluzce. Uśmiechnął się.
- Robisz wszystko, żeby ukryć ciało, ale twoje pensjonarskie stroje zaczynają po-
budzać moją wyobraznię.
R
L
T
Victoria zrobiła się pąsowa. Nie mogła znieść jego protekcjonalnego tonu. Nie
miał prawa tak do niej mówić.
- Ubieram się stosownie do okazji, a teraz jestem w pracy, podobnie zresztą jak w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]