[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie powinieneś jej zle rozumieć...
- Przypuszczam, że to z panią Sampson tak się zabawiałeś? - Parsknął krótkim,
żałosnym śmiechem. - Nie zalewaj!
- To Miranda mnie pocałowała, i nie dla zabawy. Czuła się przygnębiona,
rozmawiałem z nią i raz mnie
102
pocałowała. Nie miało to żadnego znaczenia. Pocałunek najzupełniej dziecięcy.
- Chciałbym ci wierzyć odparł niepewnie. -Wiesz, że szaleję na jej punkcie.
- Mówiła mi.
- Co mówiła?
- %7łe jesteś w niej zakochany.
- Cieszę się, że wie o tym. Chciałbym, żeby w momentach przygnębienia rozmawiała
ze mną. - Uśmiechnął się z goryczą. Jak ty to robisz, Lew?
- Nie zwracaj się do mnie ze swoimi kłopotami sercowymi. Bo na pewno zamieszam
ci w głowie. Mam jednak pewną skromną radę.
- Strzelaj śmiało.
- Nie przejmuj się. Zwyczajnie się nie przejmuj. Mamy do odwalenia kawał roboty i
musimy ją ciągnąć razem, Nie wchodzę ci w paradę i nawet gdybym mógł, też bym
tego nie zrobił. A skoro już jestem szczery, to nie posądzam i Taggerta. Po prostu nie
interesuje się Mirandą.
- Dzięki - powiedział głosem ochrypłym z wysiłku. Nie należał do ludzi skłonnych
wyjawiać najskrytsze uczucia. Dodał jednak żałośnie: - Jest o tyle ode mnie młodsza.
Taggert jest młody i przystojny.
W hallu rozległo się ciche plaskanie stóp i w drzwiach jakby na dany sygnał stanął
Taggert.
- Czy ktoś wymawiał imię moje nadaremnie? Miał na sobie tylko wilgotne spodenki
kąpielowe.
Nagi, szeroki w barach, wcięty w pasie i długonogi, z mokrymi ciemnymi włosami
wijącymi się na małej czaszce i z leniwym uśmiechem na ustach, mógłby pozować
Grekom do posągu młodego boga. Bert Graves przyjrzał mu się z odrazą i rzekł
powoli:
- Mówiłem właśnie Archerowi, że uważam pana za bardzo przystojnego mężczyznę.
Uśmiech, lekko zmieniony, nie opuszczał twarzy Taggerta.
103
- To trochę dwuznaczny komplement, ale niech tam! No i cóż, panie Archer, co
nowego?
- Nic - odparłem. - A ja mówiłem Gravesowi, że pan nie jest zainteresowany
Mirandą.
- Zwięta racja - odparł niedbale. - Miła dziewczyna, ale nie dla mnie. - A teraz, jeśli
panowie pozwolą, pójdę się ubrać.
- Prosimy bardzo - powiedział Graves. Ja jednak przywołałem go z powrotem.
- Chwileczkę. Ma pan broń?
- Dwa pistolety tarczowe. Trzydziestki dwójki.
- Niech pan jeden nosi przy sobie naładowany. Proszę się kręcić koło domu i mieć
oczy otwarte. I nie strzelać bez namysłu.
- Dostałem nauczkę - odrzekł pogodnie. - Spodziewa się pan czegoś?
- Nie, ale jeśli coś wyskoczy, zechce pan być gotowy. Zastosuje się pan do
wskazówek?
- No oczywiście.
- Niezły chłopak - stwierdził po jego odejściu Graves - ale patrzeć na niego nie mogę.
Zabawne; nigdy dotąd nie byłem zazdrosny.
- A zakochany?
- Też nigdy. - Stał przytłoczony brzemieniem nieuchronności losu, egzaltacji i
rozpaczy. Zakochał się po raz pierwszy i ostatni w życiu, Było mi go żal.
- Chciałbym znać powód przygnębienia Mirandy. To ta historia z ojcem? - zapytał.
- W pewnym stopniu tak. Wyczuwa, że rodzina się rozlatuje. Potrzebne jej jakieś
mocne oparcie.
- Wiem, że jest jej potrzebne. Między innymi dlatego chcę się z nią ożenić.
Oczywiście są i inne przyczyny; nie muszę ci mówić.
- Nie musisz. - I zaryzykowałem szczere pytanie: Czy jedną z nich są pieniądze?
Spojrzał na mnie bystrym wzrokiem. -- Miranda nie ma własnych pieniędzy.
104
- Ale będzie miała?
- Naturalnie, że będzie miała, po śmierci ojca. Spisywałem jego testament i wiem, że
dostanie połowę. Nie mam nic przeciwko pieniądzom... - uśmiechnął się z
przymusem - ale jeśli o to ci chodzi, nie jestem łowcą posagów.
- Nie o to mi chodzi. Ona może jednak znalezć się w posiadaniu tych pieniędzy
prędzej, niż przypuszczasz. W Los Angeles stary obracał się w wesołych i dziwnych
kręgach. Czy wpominał kiedy niejaką panią Estabrook? Fay Estabrook? Albo
mężczyznę nazwiskiem Troy? .
- Znasz Troya? Przy okazji, co to za facet?
- Rewolwerowiec. Słyszałem, że ma na swoim koncie morderstwa.
- Wcale się nie dziwię. Usiłowałem wytłumaczyć Sampsonowi, żeby się trzymał od
niego z daleka, ale Sampson uważa, że Troy jest w porządku.
- Znasz Troya?
- Sampson przedstawił mi go w Las Vegas ze dwa miesiące temu, Odbywaliśmy
rundy we trójkę i wyglądało na to, że zna go mnóstwo osób. Znali go wszyscy
krupierzy, jeśli to dobra rekomendacja.
- Niedobra. Ale sam miał kiedyś dom gry w Las Vegas. Zajmował się najróżniejszymi
rzeczami. I nie sądzę, żeby porwanie było poniżej jego godności. Jakim cudem Troy
znalazł się w towarzystwie Sampsona?
- Odniosłem wrażenie, że wykonuje dla niego jakąś robotę, ale nie byłem pewny. To
dziwny okaz. Patrzył, jak my z Sampsonem gramy, nie chciał się jednak przyłączyć.
Tego wieczora przerżnąłem równego tysiąca. Sampson wygrał cztery. Bogaczowi
będzie dane. Uśmiechnął się smutno.
- Może Troy chciał się pokazać od dobrej strony podsunąłem.
- Może. Ciarki mnie oblatywały na widok tego drania. Myślisz, że macza w tym
palce?
105
ciomierza utknęła między sto czterdzieści i sto czterdzieści pięć.
- Od czego pan ucieka? - zapytała drwiąco dziewczyna.
- Od niczego nie uciekam. Chce pani usłyszeć poważną odpowiedz?
- Owszem, dla odmiany.
- Lubię odrobinę niebezpieczeństwa. Nie za wielkiego, takiego, nad którym panuję.
Daje mi to chyba poczucie siły, gdy ujmuję życie we własne dłonie, ale wiem na
pewno, że go nie stracę.
- Chyba że złapiemy gumę.
- Nigdy nie miałem takiego wypadku.
- Proszę mi powiedzieć, czy dlatego wybrał pan ten zawód? Bo lubi pan
niebezpieczeństwo?
- Powód równie dobry jak każdy inny. Tyle że nieprawdziwy.
- Więc dlaczego?
- Odziedziczyłem tę pracę.
- Po ojcu?
- Po własnym młodszym wcieleniu. Za młodu sądziłem, że świat dzieli się na ludzi
dobrych i złych, że odpowiedzialnością za zło można obarczyć określone osoby, a
winnych ukarać, Wciąż jeszcze skłonny jestem tak uważać. I gadam za dużo.
- Niech pan nie przestaje.
- W głowie mi się pomieszało. Po co miałbym w niej mieszać i pani?
- Już mam pomieszane. I nie rozumiem, co pan powiedział.
- Zacznę od początku. Kiedy w roku 1935 podjąłem pracę w policji, wierzyłem, że
zło jest cechą, z którą część ludzi się rodzi, tak jak z zajęczą wargą. Zadanie gliny
polegało na tropieniu tych ludzi i wsadzaniu pod klucz. Ale to nie takie proste. Każdy
nosi zło w sobie i to, czy przejawi się w działaniu, zależy od wielu czynników, jak
środowisko, okazja, trudności finansowe,
108
[ Pobierz całość w formacie PDF ]