[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Milowi odpłynąć jak wezbranym wodom na jeziorze. Nie dokonała
niczego. A doświadczona mowa matki wzbierała na sile,
przechodziła w straszny krzyk.
W lutym, kiedy Reino nie mógł już więcej spać z Helmi w tym
samym łóżku i zrobił sobie posłanie na podłodze między szafą a
stołem, kiedy mali chłopcy z sąsiedztwa rzucali w nią wyzwiskami
przez szpary w drzwiach i chowali sv/e głowy, nim zdążyła się
odwrócić, Helmi udała się do Punttich.
Była niedziela po południu i miało się jakby na odwilż.
166
Powietrze było przyjemne. Jak przez mgłę przyszło jej na myśl, że
kilka lat temu w taki zimowy popołudniowy dzień stała przy kupie
łajna w bramie Riemulinna I w któreś takie zimowe popołudnie
spotkała ojca. Ale nie myślała o tym więcej. Szła z Riemulinna,
gdzie matka ze złowieszczą twarzą próbowała w dzień spać, a
Reino, chudy i wystraszony, spędzał dnie nic nie robiąc.
Dużo ludzi było na ulicy. Urzędnicy szli z żonami i dziećmi na
spacer i stawali na skrzyżowaniach, by pogadać o różnych
sprawach, o wojnie i nieokrzesanych robotnikach. I oczywiście
chmarami przelatywały młode kobiety jak czarne nietoperze, które
zbliżając się zasłaniają sobą światło i trzepocząc odlatują z tą samą
szybkością. Bez względu na to, jaka sytuacja wytworzyłaby się na
świecie, i tak ludzie wkładaliby nogi do butów i dzieci ocze-
kiwałyby narodzenia.
Ciąża Helmi była już bardzo widoczna. Ale ona, nie zważając na
to, zatrzymywała się, by pogawędzić ze znajomymi. Rozmawiała,
tak samo beztrosko, patrzyła im w oczy. Tak jak i dawniej mówiła
o pogodzie, sukienkach i trochę o pracy. Nadeszły ciężkie dni
mówiła byle komu. Niedługo powinno się coś zmienić.
Potem mogła trochę powzdychać. Ale te westchnienia szybko
przechodziły w śmiech. Jej twarz wcale nie była zmartwiona.
Znajomi szybko odchodzili. Spieszyło im się. Każdemu. Tak, tak
jest. Helmi kiwała głową, a niewielki przymrozek zarumienił jej
policzki i dał im zdrowy, czerstwy wygląd.
Na podwórku Punttich Helmi stała jakiś czas w bramie. Dom
był cichy. Przy ścianach nie było porozwieszanych skór jak w
lecie. Kadzie wprawdzie nie były zamarznięte, lecz nieruchome.
Dach obory pod ciężarem śniegu przechylił się w stronę wąwozu.
Hełmi zobaczyła to, kiedy szła uspokoić psy. Gdy nie szczekały
już więcej, Helimi weszła do środka.
Wszyscy siedzieli przy stole. Gospodyni, stara już wtedy, o
twarzy przypominającej pomarszczoną dłoń, i czer-wonowłosy
Niilo, który oczy wlepił w kubek, a grdyka chodziła mu tam i z
powrotem. Obok niego zakłopotany
167
HHH
Vaino, Kaari blada i niezbyt mądra, a jednak dumna, i stary Kustu,
brat gospodyni, o stalowych, sterczących włosach, twarzy bez
brody i opadłych policzkach.
Nikt nie prosił Helmi, by usiadła. I prawdę mówiąc wcale na to
nie czekała. Patrzyła na nich przyjaznie, bez wstydu czy gniewu.
Stała w drzwiach i patrzyła pod nogi, by nie potknąć się o parę
butów leżących przed nią. Dziecko poruszyło się w niej. Helmi
westchnęła w ten swój beztroski sposób, kiedy to z westchnienia
rodził się uśmiech.
Pewnie ciebie szuka powiedziała gospodyni do Niila i
popatrzyła na niego. Niilo wstrząsnął czupryną, spojrzał na
matkę, ale nic nie powiedział.
Co ona tu robi? zapytała znów stara. Była już wtedy ślepa
i ledwo widziała Helmi, jednak wiedziona instynktem matki,
odgadła. Trzeba tylko posłuchać rytmu oddechu, zmiany
kroku lub głosu. Z tego można wywnioskować, i to zupełnie
trafnie, 'który miesiąc ciąży.
Ech odezwał się Kustu, tak jak zwykle nieżonaty
mężczyzna, któremu zawsze się udawało.
Taka jest prawda! krzyknął ze złością Niilo, nie patrząc na
nikogo.
Więc co? OżeneSk? zapytała stara, ale nie otrzymała
odpowiedzi. Niilo wpatrywał się w kubek, a Vaind poruszył
się, jakby mu było bardzo ciasno. Jedynie Kaari prosto, bez
skrępowania patrzyła ma brzuch Helmi.
Kiedy nikt nic nie mówił, a minuty biegły naprzód i czuło się,
jak bardzo wolno mijają, Helmi przestąpiła z nogi na nogę i
powiedziała:
Przyszłam. Pomyślałam, że dobrze byłoby, abyście o tym
wiedzieli. Przecież to żaden wstyd.
Aha, nie wstyd! zwróciła się gospodyni pierwszy raz do
Helmi. W jej wykrzykniku było niemal zdziwienie. Ona
powiedziała, że to żaden wstyd, słyszeliście?
Helmi dopiero po chwili odpowiedziała:
Chyba nie. Nie sądzę.
Przez moment wszyscy byli cicho. Potem gospodyni kazała
Kaari zapalać lampę. %7łółte, migocące światło rozlało się wokół
stołu, rozjaśniając pochylone głowy. Helmi zo-
168
stała poza jego zasięgiem. Stała w drzwiach zupełnie po ciemku i
patrzyła przez okno na dwór, gdzie pień klonu łączył swą koronę z
drugim drzewem i był tak gruby, jakby i on był ciężarny. Ale choć
Helmi patrzyła w okno, pilnie wsłuchiwała się, co mówią o niej.
%7łenić się nie pozwolę rzekła stara. Wyciągnęła swe ręce
daleko przed siebie i splotła je na stole.
Czemu nie? spytał Vainb, ale nikt mu nie odpowiedział.
Niilo siedział bez ruchu. Wydął dolną wargę i wpatrywał się
w lampę, gdzie abażur otulał szkiełko dokoła i rzucał ciemny
krąg.
Nie, ona nic nie ma. Gospodyni mówiła teraz cicho, tak
żeby każdy wiedział, jak pełne prawdy są jej słowa. I
jeszcze pomywaczka. Nikt z Punttich nigdy się z taką nie
żenił. Dziadek był tak bogaty, że całe swe życie nie
pracował. Tak samo jego ojciec. Jak człowiek żeni się z
biedną, to połowę pieniędzy wyrzuca na marne. A kto by
chciał wyrzucać?
Niilo nie odpowiedział. Grdyka przesuwała mu się w górę i w
dół. Pozostali patrzyli bez słowa na swoje ręce, paznokcie, na stół.
Sprawa ta ich nie dotyczyła, ale i oni mogliby się znalezć w
podobnej sytuacji. Byli tam mężczyzni i kobiety. I ich mogło
spotkać to samo, co Helmi i Niila.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]