[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To banalnie proste - powiedziałem wstając, zadowolony ze swojego odkrycia.
- Niech pan pokazuje - pani Joanna także była ciekawa.
- Boczna ścianka kredensu jest doskonale wyważona i działa jak wahadło - tłumaczyłem pani Joannie. - Pod
spodem jest prosty mechanizm blokujący z bolcem - włożyłem rękę pod ściankę i palcem przesunąłem metalową
sztabkę. - Teraz mamy pierwszy ruch - pchnąłem dół ścianki - i drugi! - wymacałem metalowe kółko i pociągnąłem je
jednocześnie trzymając odchyloną ściankę.
Otworzyła się klapa w podłodze podestu, na którym stał mebel, a naszym oczom ukazały się strome schodki
prowadzące pod spód kredensu.
- Niezła sztuczka - westchnęła pani Joanna. - Niech pan poczeka, pójdę po mocniejszą latarkę.
Pani Joanna wróciła po kilku minutach z reflektorkiem zasilanym bateriami.
- Idziemy odkrywać tajemnice mojego pałacu - powiedziała stanowczym tonem i pierwsza ostrożnie zeszła do
tunelu.
Gdy tylko zeszliśmy po schodach, korytarz zrobił się szerszy i wyższy.
- Po co im było coś takiego? - pani Joanna miała na myśli gospodarzy sprzed wieków.
- Zawsze po to samo. Dwór wybudowano w niebezpiecznych czasach i postanowiono na wszelki wypadek zostawić
wyjście ewakuacyjne. Zapewne tędy kurier miał biec po pomoc lub właściciele majątku chcieli umknąć przed
napastnikami. Mogli też w tunelu przeczekać jakiś czas i wyjść z podziemi, gdy było już bezpiecznie.
Na podłodze korytarza była cienka warstwa szlamu, zapewne pamiątka po powodzi. Jego ściany były wilgotne i
zakurzone. Zygzakiem, z pięcioma zakrętami, prowadził w kierunku mauzoleum. Po kilku minutach doszliśmy do
schodów prowadzących do góry. Wyjście zasłaniała płyta piaskowca.
- Może ja spróbuję - zaproponowałem, nie chcąc narażać kobiety na podnoszenie ciężaru, ale pani Joanna nie
pozwoliła mi i sama bez trudu uniosła sztabkę i przesunęła ją na bok.
Wdrapała się do wnętrza grobowca i stanęła w drzwiach.
- No proszę - mruknęła.
Wychodząc podparłem się o granitową płytę na końcu prawego ramienia krzyża, a ta lekko opadła o kilka
centymetrów.
- Niech pan zasłoni wejście - powiedziała pani Joanna.
Wykonałem jej polecenie.
- Nie do poznania - pani Joanna z uznaniem pokiwała głową. - Tylko jak ją teraz unieść?
- To proste - odpowiedziałem.
Stopą przycisnąłem granitową płytę i włożyłem palce pod tę z piaskowca i lekko ją uniosłem. Była wyjątkowo
cienka, miała zaledwie trzy centymetry grubości i dlatego tak łatwo można było nią manewrować
- Odwaliliśmy kawał roboty - roześmiała się pani Joanna. - Mam nową atrakcję!
Wróciliśmy korytarzem do piwnicy pałacu, zaniknęliśmy klapę i usiedliśmy przy stole. Było już pózno, zjedliśmy
wszystkie ogórki ze słoika i życząc sobie dobrej nocy rozeszliśmy się do swoich pokoi. Zasypiając czułem się już o
wiele lepiej, bo chociaż jedną zagadkę udało mi się rozwiązać.
Nazajutrz obudziłem się wcześnie, zrobiłem sobie śniadanie i przygotowałem się do wyjazdu do %7łukowic. W
korytarzu spotkałem Luscinię.
- Dokąd się wybierasz? - zapytała z promiennym uśmiechem, przeciągając się.
- Na wycieczkę - odpowiedziałem.
- Znowu przepadniesz jak kamień w wodę?
- Mam nadzieję, że nie.
- Może pojechałabym z tobą?
Zawahałem się i szukałem w myślach dobrej wymówki, żeby została w Czernej.
- A film? - spytałem.
- Do południa mam wolne, bo będą wprowadzane jakieś zmiany do scenariusza. Słyszałam, że będą chcieli ciebie
Sebastian MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I KRÓLEWSKA BALETNICA
Opracował: rodHar_ 60 / 81
poprosić, żebyś zagrał jeszcze jedną scenę. To jak, zabierzesz mnie ze sobą?
- Zapraszam - odpowiedziałem.
- Poczekaj chwilę! Właściwie to powinnam się na ciebie obrazić, że tak długo muszę cię prosić... - uśmiechnęła się
uwodzicielsko i zniknęła w swoim pokoju.
Zszedłem do wehikułu i podjechałem nim pod podjazd. Chwila trwała dwadzieścia minut.
Luscinia na wycieczkę ubrała się w obcisłe dżinsy, wysokie buty, koszulę flanelową, skórzaną kurtkę z frędzlami i
kowbojski kapelusz. Gdzie ona mieściła te wszystkie ubrania? Domyśliłem się, że część z nich mogła być filmowymi
kostiumami, które dostała od producentów odzieży widzących w filmie szansę na wypromowanie swoich kolekcji.
- Dokąd jedziemy? - zapytała Luscinia sadowiąc się w wehikule, tak jakby to była limuzyna mająca odwiezć ją na
przedstawienie w operze.
- Blisko, do %7łukowic - wyjaśniłem.
- Dlaczego tam jedziesz? W sprawie zagadki?
- Tak. Marcin podpowiedział mi pewne znaczenie słów o spojrzeniu zakochanych . Jego zdaniem, mogło chodzić
o wspomnienia po jednej z miłości Barberiny, a właśnie podczas wojen śląskich Fryderyk II zatrzymywał się w
%7Å‚ukowicach.
- Ciekawa teoria...
- Dobra. Przecież matka Prószyńskiego ruszyła na zesłanie na Syberię za swoim mężem, a w XIX wieku takie
zachowanie kochających kobiet nie należało wcale do rzadkości. Zakochani zdolni są do wielu poświęceń.
- Ty chyba bardzo lubisz swoje autko?
- Tak, a czemu pytasz?
- Bo jeżdżenie nim to też pewna forma poświęcenia. Nie wierzę, że nie stać cię na lepsze.
- To jest bardzo dobre.
- Nie widać - roześmiała się śpiewaczka.
- Bo nikogo ani niczego nie wolno osądzać po pozorach.
- Twój pojazd nie umywa się do mojego porsche.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]