[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więcej niż chciałby, żebym wiedział. Rzecz jasna jest to Bardzo Ważny Wielki Biznesmen
o ogromnych wpływach w sterach politycznych.
- Co ten człowiek tu robi? - spytał Dallman.
- Ani on, ani jego załoga nie mówią o tym zbyt wiele. Z przypadkowych, nieostrożnych uwag
wywnioskowałem, że coś kombinuje ze zbankrutowanymi korporacjami wydobywczymi.
Jeśli znajdzie im nowe złoża rud, zarobi miliard, więc tłucze się po tym nie zbadanym rejonie
i szuka planet do złupienia. Innymi słowy, podejrzana sprawa.
- Bardzo podejrzana - zgodził się Dallman. - Prawdę mówiąc, wbrew przepisom.
- Przepisy nie stanowią przeszkody dla Bardzo Ważnych Wielkich Byznesmenów... Jego
prawą ręką jest niejaki Hirus Ayns, spryciarz od brudnych interesów, jakiego pan w życiu nie
widział. Zaproponował mi, że w ciągu dwóch lat zrobi ze mnie admirała za jakieś
nieokreślone usługi, a sądzę, że mówił poważnie. W każdym razie Wembling obszedł prawo
organizując ekspedycję naukową, ale ci jego naukowcy to, poza jednym wyjątkiem, sami
geologowie i mineralodzy.
- Ten jedyny wyjątek ma być osłoną, gdy go złapią? Jest to dla mnie przykra wiadomość.
Właśnie rozpoczynam rozmowy w sprawie traktatu, uznającego tę planetę za niepodległy
świat i niech pan zgadnie, kogo gubernator sektora mianował pierwszym ambasadorem?
Protz spojrzał z niedowierzaniem na Dallmana.
- Chyba nie Wemblinga?
- Współczuję tubylcom, którzy wyglądają mi na bardzo przyzwoitych ludzi, ale cóż, muszę
wykonywać rozkazy.
Dallman podniósł się.
- Teraz porozmawiam z Wemblingiem - powiedział - a potem zamkniemy tę sprawę.
Kiedy Dallman go odnalazł, Wembling siedział z Ayn-sem na kamieniach w pobliżu wody.
Początek ich rozmowy zagłuszyli hałaśliwi wioślarze, kończący właśnie wyścig. Aodzie
przemknęły blisko brzegu i Wembling rzucał im gniewne spojrzenia, dopóki hałas nie ucichł.
Kiedy już mogli rozmawiać, Wembling spytał z niedowierzaniem:
- Co pan powiedział? Ambasadorem?
- Gubernator sektora pragnie natychmiast mianować ambasadora, żeby już nie mieć kłopotów
z ginącymi statkami.
Wembling zachichotał.
- Bzdura! Może panu tak powiedział, ale ja znam tego drobnego krętacza. Po prostu chce
zaoszczędzić na kosztach podróży. Ja jestem na miejscu, a jeśli nie zgodzę się przyjąć tego
stanowiska, będzie musiał przysłać kogoś innego. Może mu pan powiedzieć, że nie mam
czasu na zabawę w ambasadora.
- Polecił mi przekazać panu, że ma pan już teraz więcej pieniędzy niż może wydać, a jeśli
zostanie pan ambasadorem, choćby tylko na jakiś czas, to tego tytułu będzie mógł pan używać
do końca życia.
Wembling zarechotał donośnie.
- Co wy na to? Ambasador H. Harlow Wembling! Niezle, jak na syna czyściciela silników
rakietowych, który musiał rzucić szkołę, żeby utrzymać rodzinę. Niezle! Ale nic z tego! Ja po
prostu nie mam czasu...
W tym momencie stopa Aynsa przesunęła się o dwa centymetry i trąciła kostkę Wemblinga.
Ten odwrócił się, a głowa Aynsa poruszyła się nieznacznie w górę i w dół.
- Chociaż... może jednak będzie lepiej, jak się zastanowię - powiedział Wembling.
- Ma pan na to pół godziny. Jeśli zdecyduje się pan zostać, mam uprawnienia, by przekazać
panu kilka budynków z elementów prefabrykowanych dla potrzeb ambasady, wyposażenie
ośrodka łączności oraz dostateczne zapasy do czasu przybycia statku kurierskiego. Jeśli
zechce pan zatrzymać paru ludzi z pańskiej załogi, w uzasadnionym zakresie gubernator
przyzna im status dyplomatyczny. Jak tylko podejmie pan decyzję, proszę mnie zawiadomić.
Dekoracje, wraz z ustawionym pośrodku stołem konferencyjnym i krzesłami, stały jeszcze w
cienistym zagajniku nieopodal "Rirgi". Dallman i Protz spotkali się tam z Fornrim w
towarzystwie Dalii, która przedtem przewodniczyła sądowi, oraz Banu, który służył
Fornriemu za podręcznik prawa. Oficerowie zasalutowali, a tubylcy odpowiedzieli
uniesieniem rak. Potem zasiedli naprzeciw siebie po obu stronach stołu.
- Otrzymałem już ostateczne instrukcje - oznajmił Dallman. - Zostałem upoważniony do
bezwarunkowego przyjęcia ustalonych przez was grzywien i kar. Mój rząd zdeponuje pół
miliona kredytek na koncie waszego rządu w Banku Galaktyki, gdy tylko otrzyma wiadomość
o pomyślnym zakończeniu tych rozmów. Akceptując to, zgadzacie się równocześnie na zwrot
całego skonfiskowanego sprzętu i broni, na zwolnienie wszystkich zatrzymanych oraz na
wydanie wszystkim statkom zezwolenia na odlot.
Podał przez stół zlecenie wypłaty. Tubylcy popatrzyli na dokument obojętnym wzrokiem.
Dallman zastanawiał się, co taka suma - niezła fortuna w każdym cywilizowanym świecie -
mogła oznaczać dla mieszkańców tej planety.
- Zostanie uznany status waszej planety jako niepodległego świata - mówił dalej Dallman - a
jej prawa będą respektowane przez Federację Galaktyczną i stosowane w sądach Federacji w
sprawach, w których występować będą obywatele Federacji czy rządy. Mój rząd będzie miał
tu swego stałego przedstawiciela w randze ambasadora, a przy ambasadzie będzie stacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]