[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potem zabiorę was na fasolę i fryty. Co wy na to?
Zabrzmiało to tak, jakby zapraszał je do luksusowej restauracji. Odrzekły,
że od tygodnia nie miały lepszej propozycji.
Po kwadransie był już z powrotem. Biegł po schodach, wymachując
jakimś papierem, i był tak podekscytowany, że prawie nie mógł mówić.
421
- Nie uwierzycie! Zapłacił! Lepkie Palce zapłacił! Tu mam czek!
- Co? Co?!
- Od Fingletona O'Connora. Zapłacił za ugodowe załatwienie sprawy.
Poszedł na to, zapłacił, ile chcieliśmy...
Dziewczęta patrzyły na niego z niedowierzaniem.
- Ale to chyba nielegalne... - wykrztusiła Kit. - Przecież to nie było
prawdziwe wezwanie do zapłaty, to znaczy nie od prawdziwego
adwokata...
- Nie dzielimy przypadkiem skóry na niedzwiedziu? - zastanawiała się
Frankie.
- Nie, wszystko jest jak najbardziej legalne, spójrzcie tylko, co napisał.
List był adresowany do Paddy'ego.
Szanowny Panie!
Jestem przekonany, że mogę polegać na Pańskiej dyskrecji. Zgadzam się,
że słowa przypisywane mojemu synowi Kevinowi są całkowicie fałszywe,
i obiecuję, iż nie zostaną nigdy powtórzone. Załączam czek na nazwisko
panny McMahon wraz z solennym zapewnieniem mojego syna, że już
nigdy nie wygłosi podobnej opinii na temat jej charakteru czy zachowania.
Jeśli poniesie Pan dodatkowe koszty, chętnie je pokryję. Uprzejmie proszę,
żeby koperty z listami na ten temat były oznaczone dopiskiem Zciśle
prywatne".
Niecierpliwie oczekuję odpowiedzi.
Z poważaniem Francis Fingleton O'Connor.
Gdy Paddy skończył czytać, radośnie krzyknęły.
- Myślisz, że możemy te pieniądze zatrzymać? - spytała Kit.
- Nie my, tylko ty. To ty je zarobiłaś, to ciebie oszkalowali.
- W takim razie zapraszam was na coś lepszego niż fasola z frytkami.
- Najpierw musimy pójść do banku - zauważyła Frankie.
422
- Spokojna głowa, Lepkie Palce nie wystawia lewych czeków - odparł
Paddy.
- Ale co zrobisz z tymi dodatkowymi kosztami? Przecież twoja kancelaria
nie może przesłać mu rachunku, skoro nic nie wiedzą o całej sprawie - Kit
wolała o tym nie myśleć.
- Och, wyślę do niego wspaniałomyślny list. Napiszę, że skoro tak szybko
zapłacił, nie obciążę go żadnymi opłatami urzędowymi, jako że jesteś
moją bliską przyjaciółką. Tym sposobem wyjdę na czysto.
- Jesteś kapitalny, Paddy - powiedziała Kit. Paddy był zażenowany; nie
wiedział, jak zareagować na
komplement. Jego piegowata twarz poczerwieniała.
- No to dokąd nas zapraszasz? - spytał.
- Dokąd tylko zechcecie - odrzekła Kit. Dzięki listowi Paddy'ego
Barry'ego wzbogaciła się o kwotę, o jakiej nie śmiała nawet marzyć: była
to równowartość całorocznego kieszonkowego, które otrzymywała od
ojca.
Czyż te staromodne zasady prawne, dotyczące kobiecej reputacji, nie były
absolutnie cudowne?
- Cześć, Philip. Mówi Kit.
- Tak? - W jego głosie pobrzmiewał wyrazny niepokój. Co znowu? Czym
mu przyłoży tym razem?
- Chcę zabrać cię do miasta i spędzić z tobą wspaniały wieczór -
oznajmiła.
- Naprawdę?
- Dokąd chciałbyś pójść?
- Nie nabijaj się ze mnie, Kit. Proszę.
- Przysięgam, że chcę ci sprawić przyjemność. Co byś odpowiedział,
gdyby to ktoś inny cię zaprosił? Nie myśl o mnie, myśl o sobie.
- Najpierw chciałbym pójść do kina na Mojego wujka. Pamiętasz, byliśmy
razem na Panu Hulocie na wakacjach. To też komedia. Potem chciałbym
pójść do Jammeta. Ale nie, nie na całą kolację. Zamówiłbym tylko danie
główne, bo bardzo chciałbym zobaczyć, jak tam podają.
- Załatwione - odrzekła Kit. - Gdzie się spotkamy? Sprawdzmy godziny
seansów.
423
- Dlaczego, Kit?
- Bo jesteś moim przyjacielem.
- Nie. Tak naprawdę.
- Bo zbiłam fortunę. Na tym koszmarnym Kevinie O'Connorze. Wszystko
dzięki tobie. Prawdziwą fortunę.
- Ile?
- Tego się nie dowiesz. Będziesz miał swój wieczór, i tyle.
Poszła do Switzersa na Grafton Street i kupiła koronkową halkę dla Clio.
Podarowała ją przyjaciółce w pudełku owiniętym bibułką.
- Co to? - spytała podejrzliwie Clio.
- Małpolud zapłacił. Wielki, zły małpolud uciekł gdzie pieprz rośnie.
Dzięki tobie.
- Oni uważają, że jesteś porąbana. Zwiruska, tak o tobie mówią.
- No i dobrze. Nie będę musiała być druhną.
- Skończ z tymi żartami. Co powiedział, dając ci pieniądze?
- Nic. Wszystko załatwiliśmy przez adwokata z obustronnym
zapewnieniem o całkowitej dyskrecji.
- Ile dostałaś?
- Przecież słyszałaś: mam zachować całkowitą dyskrecję.
- Jestem twoją przyjaciółką, to ja powiedziałam ci o Kevinie.
- Dostajesz halkę. Niech ci się dobrze nosi, choć nie wiem, przy jakich
okazjach.
- Nie jesteś żadnym autorytetem.
- Wiem. Nie musisz mi o tym ciągle przypominać.
- Dlaczego Emmet nie może przyjechać na weekend do Dublina? - spytała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]