[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wskazała kierunek. Wystarczyło słowo, a już by go kupił.
Nie mogła ochłonąć.
Spostrzegła zbliżającego się Wyatta. Po drodze witał przy
byłych, rozdawał uśmiechy.
Gdy zobaczyła go po raz pierwszy, uznała, że jest intere
sujący, ale nie może równać się z Jacksonem. Zmieniła zda
nie. Jest wyjątkowy. Widać już wtedy intuicyjnie czuła, że to
ktoÅ› jedyny, niepodobny do innych.
Przez ostatnie dni widywała go z rzadka. Starała się wtedy
odnosić do niego tak, jakby łączyły ich tylko interesy.
Jednak przez cały czas dręczyło ją pytanie, czy Wyatt
trzyma się z daleka, bo domyśla się jej uczuć. Może wyczuł,
że widzi w nim nie tylko wspólnika?
- Cześć, Mel - rzucił nonszalancko na powitanie. - Pięk
ny piknik.
RS
- Dzięki, Bub - odparła lekko.
Wyatt sięgnął po talerz, nałożył sobie hamburgera.
- Zapowiedział się ktoś, kogo warto miło przywitać.
- Kto taki?
- Bryant Collins, ten znajomy Brada Edwardsa. Chciał
wpaść. Zaprosiłem go na piknik.
- To on jest ewentualnie zainteresowany firmÄ…?
- Tego nie wiem, nie zwierzał się. Ale chciał przyjść
i rzucić okiem.
Aż się w niej gotowało.
- Więc zaprosiłeś go na dzisiaj? Do diabła, Wyatt...
- Chyba lepiej dzisiaj, jak coÅ› siÄ™ dzieje.
Przyznała mu rację, jednak była wściekła.
- Nie mogłeś mnie uprzedzić?
- Kiedy? To wynikło dopiero wczoraj. Nie zdążyłabyś
niczego zrobić, tylko niepotrzebnie byś się denerwowała.
Uznałem, że nie warto.
Nie chciała spierać się z nim na placu pełnym ludzi. Co
najmniej połowę z nich widziała po raz pierwszy. A między
nimi może być ten znajomy Brada.
- Jak miewa się Matthew? - zapytał Wyatt.
Uznała, że nie będzie teraz drążyć poprzedniego tematu.
Potem wygarnie mu wszystko prosto w oczy.
- Janice dzwoniła rano. Mały poczuł się lepiej.
- Nie prosił, żeby Scruffy go odwiedził?
- Na razie nie. Zobaczymy, co będzie dzisiaj wieczorem.
- W ostatniej chwili złapała kroplę keczupu spadającą jej
z hamburgera. - Za dużo nałożyłam - wymruczała.
Bo gdy on jest w pobliżu, o niczym innym nie mogę my
śleć, uzmysłowiła sobie znienacka.
RS
- Przykro mi to mówić, ale twój wielbiciel już znalazł
sobie pocieszycielkę - głos Wyatta wyrwał ją z zamyślenia.
- Bill? - Rozejrzała się.
- Tam, z blondyną. - Wzrokiem wskazał kierunek.
- Nic z tego nie będzie - skonstatowała. - Angela Daw
son. Miłośniczka cobry. A dla Billa istnieje tylko jego mu
stang. Dwoje pasjonatów.
- Tworzą piękną parę - uśmiechnął się Wyatt.
Gdy się uśmiecha, dzieje się z nią coś dziwnego. Nie po
winno tak być, to nie fair.
- Czy to pani jest właścicielką? - nieoczekiwanie zapytał
niewysoki, wąsaty mężczyzna.
- Ja - odparła, z ociąganiem odwracając wzrok od Wy
atta. - A to mój wspólnik. Czym możemy służyć?
Mężczyzna zignorował ją, wyciągnął rękę do Wyatta.
- Pan Reynolds, jak się domyślam. Miło poznać. Bryant
Collins.
Wyatt zapraszającym gestem wskazał na grill.
- Zechce pan najpierw czegoś skosztować czy oprowa
dzić pana po terenie?
- Dziękuję za jedno i drugie. Jestem tu już od kilku go
dzin, sam sobie wszystko obejrzałem. Możemy gdzieś usiąść
i porozmawiać?
Niedziela była słoneczna i ciepła. Jadąc po państwa Phil-
lipów, opuścili dach kabrioletu.
- Co myślisz o tej ofercie? - zagaił Wyatt.
Wiedziała, że wcześniej czy pózniej o to zapyta, a teraz
był dobry moment. Wczoraj, gdy wyjeżdżała do szpitala,
piknik trwał w najlepsze. Wyatt został na posterunku.
RS
- Sama nie wiem. - Nie patrzyła na niego. - Cieszę się,
że jest zainteresowany, to pocieszające. Ale w tym człowieku
jest coÅ›...
- Myślałem, że przede wszystkim chodzi ci o pieniądze.
- Tak - przyznała. - Choć to mniej niż się spodziewałam.
I nie podobało mi się, że rzucił cenę, nie pytając nawet, ile
chcemy...
- To oznacza, że zapłaci więcej.
- Chyba tak. Jednak zachował się arogancko, nie dopu
szczając nas do głosu.
- Boisz się, jak ułożą się jego stosunki z pracownikami.
- Pewnie, że się martwię. Ty nie znasz ich tak jak ja.
- PrzyzwyczajÄ… siÄ™.
- Widzę, że już podjąłeś decyzję - powiedziała. Mogła
się tego spodziewać. Nawet niższa cena go nie zraża.
- Nie mamy kolejki chętnych, Melanie. Nikt się nie bije.
Niestety ma rację. Nie powinna lekkomyślnie rezygnować
z poważnej oferty, nawet jeśli nie jest tak satysfakcjonująca,
jak sobie oboje życzyli. Największym problemem stało się
to, że sama do końca nie wie, czego chce.
Jednego jest pewna - nie chce na siłę czepiać się Wyatta,
bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Czyli trzeba sprzedać
interes, a skoro nie ma innego kupca...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]