[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzmiało powątpiewanie. Obrzuciła lekceważącym spojrzeniem zakurzone
ubranie Stephanie i zdawało się, że ten widok ją przekonał. Tak, chyba ci
wierzę.
Dziękuję pięknie. Stephanie miała ochotę chwycić najbliższy ciężki
przedmiot i cisnąć nim w dziewczynę.
Nie bardzo rozumiem, po co mu potrzebna ta waląca się rudera. Cóż,
jeśli tak, to tym lepiej dla mnie ze swym uśmiechem modelki skierowała
się ku drzwiom. Bardzo miło się z tobą rozmawiało, Stephanie. Mam na-
dzieję, że jednak będziemy przyjaciółkami, jeśli zdecydujesz się tu zostać.
Stephanie pożegnała się i ze zdwojoną energią wróciła do swoich ku-
chennych porządków. Każda nowa plamka brudu przypominała jej Tashę,
likwidowała ją więc zaciekle. Nigdy naprawdę nie lubiła tej dziewczyny.
Przypominała jej swoją matkę pretensjonalną, małostkową, mściwą, pod-
rzędną dyktatorkę. Teraz postanowiła zdobyć Jordana. Stephanie była cie-
kawa, czy on dostrzeże, jak płytkie wnętrze kryje się pod tą zwiewną i miłą
powierzchownością. Jeśli nie, sam sobie będzie winien. To w końcu jego
życie i ma prawo zrujnować je poślubiając Tashę McDonald.
Niedługo potem zjawił się Tony. Stephanie zdążyła już opróżnić szafki i
ze wszystkich stron otaczały ją pudełka, słoiki i puszki.
Gdzie jest ekspres do kawy? spytał.
Za mąką razową. Zrobisz też dla mnie?
Oczywiście, jeśli znajdę gdzieś filiżankę. Masz kurz na nosie.
Na pewno nie tylko na nosie zeszła z drabinki i przysiadła z wes-
tchnieniem ulgi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tyle czasu pracuję
bez odpoczynku.
Kiedy wprowadzimy się do willi Andersonów, będziemy chyba po-
trzebować sprzątaczki.
Nigdy co prawda nie myślałam o tym, ale to dobry pomysł. Zaraz, czy
powiedziałeś do willi Andersonów ?
Pewnie. Rozmawiałem wczoraj z Beth i złożyłem jej ofertę.
Mówiłam ci przecież, że nie chcę już tego domu!
Chyba żartujesz? Tony nie posiadał się ze zdumienia. Po całym
tym zamieszaniu, którego narobiłaś, mówisz teraz, że nie chcesz? Dlacze-
go?
Bo tam straszy duch Jordana... Słowa z taką mocą cisnęły jej się na usta,
że musiała się powstrzymywać, by nie powiedzieć ich głośno. Poszła więc
do kuchni po kawę i dopiero po powrocie odparła:
Nie podoba mi się aż tak bardzo, jak się początkowo wydawało.
Tak? Teraz więc jesteśmy w kropce, ponieważ złożyliśmy już ofertę.
Mylisz się, Tony. Ty jesteś w kropce. Mówiłam ci wtedy na przyjęciu
wyraznie, że nie chcę...
Myślałem, że to wpływ nadmiernej ilości szampana. Nie zachowywa-
łaś się zbyt dorzecznie. Potrafiłaś tylko gapić się na Jordana z tą ladacznicą
McDonaldów. Prawdę powiedziawszy, Stephanie, byłem zakłopotany, wi-
dząc własną narzeczoną z oczami wlepionymi cały czas w mydłka, który
porzucił ją przed czterema laty...
W tym momencie drzwi wejściowe otworzyły się i weszła Katie. Jej
dziecięce szczebiotanie było mniej donośne niż zwykle. Stephanie spojrzała
na Jordana pytająco.
Wyczerpała się pływaniem do cna wyjaśnił. Myślę, że mała
drzemka dobrze jej zrobi dodał, prowadząc dziewczynkę prosto do ła-
zienki.
Czuje się tu jak u siebie w domu, prawda? zauważył z przekąsem
Tony.
Jest jej ojcem... Stephanie wolała zmilczeć, że i ją denerwowała cza-
sami swoboda, z jaką Jordan zachowywał się u niej.
Ale nie jest twoim mężem. Jeśli myślisz, że będę grał drugie skrzypce
przy tym artyście od naciągania...
To zabawne. Nie twierdziłeś, że jest naciągaczem, kiedy przyjechał do
miasta i opowiadał o prowizjach za trzydzieści domów.
To było, zanim zaczął intrygować.
Przepraszam, że przeszkadzam wam w kłótni odezwał się Jordan od
drzwi ale Katie potrzebuje swojej kołderki.
Jest w suszarce Stephanie podniosła się.
Nie trzeba, moja droga. Sam znajdę poszedł pogwizdując nonsza-
lancko.
Twarz Tony'ego poczerwieniała z irytacji. Stephanie wiedziała, że Jor-
dan słyszał każde słowo ich rozmowy. Odczekała w milczeniu, aż pojawi
się ponownie z kołdrą i zaniesie ją do pokoju dziewczynki.
Tony, jesteś ślepy zaczęła strapiona. Sam powiedziałeś, że to intry-
gant. Naprawdę nie widzisz, że on to robi specjalnie?
Telefon zadzwonił tak natarczywie, że Stephanie aż podskoczyła. Tego
tylko brakowało, pomyślała z rozpaczą. Nie dość, że zostałam wzięta w
dwa ognie i nie wiem, jak wybrnąć z trudnej sytuacji, to jeszcze na dodatek
ktoś teraz czegoś chce od niej!
Czy to Stephanie Kendall? głos po drugiej stronie słuchawki był pe-
łen słodyczy.
Witam panią, pani McDonald Stephanie zamarła z przerażenia.
Tak się cieszę, że cię zastałam, kochanie. Rozważyłam starannie twoją
propozycję...
Tasha szybko wróciła do domu, stwierdziła Stephanie. Była nieco za-
skoczona obrotem oprawy, ponieważ nie sądziła, żeby ich rozmowa mogła
mieć jakikolwiek wpływ na decyzję Hallie.
... i teraz bardzo mi zależy, żeby sprzedać Whiteoaks Jordanowi Ken-
dall.
Czy cena panią zadowala? zaskoczenie sprawiło, że z trudem wy-
krztusiła pytanie.
O, w zupełności, kochanie.
Pan Kendall podpisze więc formalną ofertę i, jeśli można, podrzuci
pani jeszcze dziś wieczorem.
Nie ma takiego pośpiechu...
Dla mnie jest, gorączkowała się w duchu Stephanie. Twój podpis na tej
kartce papieru nie ma wprawdzie większego znaczenia, ale na pewno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]