[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Crosslyn Rise.
Ledwie Carter odjechał, zaczęła rozpamiętywać
jego pocałunek. Serce jej łomotało, a na twarzy
pojawił się rumieniec. Z jednej strony była zadowo
lona, że panowała nad sobą, kiedy Carter ją całował,
z drugiej - przerażona własną reakcją teraz, po fak
cie.
Spodobał jej się ten pocałunek. Nie trwał na tyle
długo, żeby poczuła się zawstydzona, przestraszona
czy zdenerwowana. Ani by mógł stać się czymś więcej
niż kuszącym, nowym doświadczeniem, odmiennym
od dotychczasowych. Przedtem nikt nie całował jej
w ten sposób. Ani chłopcy na randkach, ani Tom. Ten
zresztą w miłości, jak we wszystkim innym, był zapat-
72 " MARZENIE
rzonym w siebie egoistą. W pocałunkach Toma nie
było nic ekscytującego.
Jessica nigdy dotąd nie oddawała się tego typu
rozważaniom, nie należała do kobiet zajętych własnym
ciałem i zdziwiło ją, że tak wiele o tym myśli. Otrząs
nęła się więc i ruszyła do Cambridge. W ciągu dnia
znalazła czas, żeby pójść z kolegami na obiad, zajrzeć
do sklepu, przespacerować się. A choć nie były to
zajęcia absorbujące, nie wracała myślami do Cartera.
Za to kiedy znowu znalazła się w domu, nie potrafiła
od nich uciec.
Czuła jego obecność, pamiętała każde wypowie
dziane przez niego słowo. Cokolwiek robiła, jej myśl
uparcie wracała do Cartera, Kiedy zaczęła swój wie
czorny aerobik, zastanawiała się, czy dzięki niemu
wygląda dziś, w wieku trzydziestu trzech lat, lepiej, niż
kiedy była dwudziestopięcioletnią kobietą. Gdy za
stanawiała się w duchu, czemu jej na tym zależy,
wiedziała, że z powodu Cartera.
Potem usiadła w wygodnym fotelu i spróbowała
czytać. Uświadomiła sobie jednak, że wzrok jej za
miast na literach zatrzymuje siÄ™ na przedmiotach, na
które Carter patrzył i których dotykał. Widziała go jak
żywego: wysoki i ciemny, niebywale męski i chyba nią
zainteresowany. Tego ostatniego nie była pewna.
Nie doszła do żadnej konkluzji, kiedy zadzwonił
telefon. Podniosła go po pierwszym sygnale.
- Nie obudziłem cię?
- Nie, czytałam. - Nie wiedziała, czemu dzwoni
tak pózno.
Carter sam tego nie wiedział. Nie miał do powie
dzenia niczego, co nie mogłoby poczekać do rana. Ale
MARZENIE * 73
myślał o Jessice przez większość dnia i chciał usłyszeć
jej głos.
- Jak było na uczelni? Mam nadzieję, że nie
popsułem ci dnia.
Uśmiechnęła się nieśmiało i choć on tego nie
widział, wyczuł uśmiech w jej głosie.
- Nie, u mnie wszystko w porzÄ…dku. A u ciebie?
- To był naprawdę dobry dzień. Przynosisz mi
szczęście.
Nie uwierzyła, ale nadal się uśmiechała.
- Co się stało?
- Nic specjalnego. Po prostu to by! jeden z tych dni,
gdy wszystko siÄ™ udaje. A jak u ciebie?
- Miałam wykład z literatury niemieckiej. Chyba
jestem z niego zadowolona. Ale potem zaczął się niezły
młyn ze studentami. Pod koniec semestru nagle uświa
damiają sobie, że będę wystawiać oceny. Przychodzą
z tysiącem spraw dotyczących testów, egzaminów,
prac semestralnych. Zaczynają się denerwować. Mu
szę ich wysłuchać, podnieść na duchu.
- Jesteś dobrą nauczycielką, skoro wkładasz tyle
serca w kontakty ze studentami. - Carter zrobił krót
ką przerwę. - Profesorowie, którzy mnie uczyli, nie
byli tacy oddani studentom. Może obawiali
w przyszłości będziemy ich rywalami.
Jessica bardzo chciała poznać szczegóły życia Car
tera. Dzisiejszy Carter był interesujący. Mogłaby za
przyjaznić się z nim. Ale nie miała zamiaru go wypyty
wać. Milczała więc.
- Jesteś tam jeszcze? - spytał.
- Tak, tak - odpowiedziała cicho, starając się, by
nie wyczytał z jej głosu, jak bardzo jest poruszona.
74 " MARZENIE
- Pewnie zastanawiasz siÄ™, dlaczego telefonujÄ™?
- dodał po chwili.
Teraz, kiedy o tym wspomniał, stwierdziła, że ow
szem, było to zastanawiające. Mężczyzna taki jak Carter
Malloy nie dzwoniłby do niej tylko po to, żeby pogadać.
- Sądziłam, że mi sam powiesz - rzuciła lekko. Nie
chciała, by pomyślał, iż przywiązuje do tego telefonu
jakąś wagę, podobnie jak do pocałunku. Lepiej, by nie
wiedział, że ma do niego słabość.
- I słusznie. Kiedy wracałem z Crosslyn Rise,
przyszło mi do głowy, że może dobrze by było, żebyś
obejrzała obiekty, które zaprojektowałem.
- Widziałam szkice...
- Nie szkice, ale gotowe rzeczy. Mam na swoim
koncie podobne projekty. Gdybyś je zobaczyła, miała
byś pojęcie, czy nadaję się do tego przedsięwzięcia.
- Chcesz się wycofać?
- Nie o to chodzi...
- Możesz być szczery. - Uniosła dumnie brodę.
- Nie jestem aż w takiej potrzebie. Jest wielu innych
architektów.
- Jessico.
- Gordon zaproponował ciebie tylko dlatego, że znasz
Crosslyn Rise. Uważał, że będziesz zainteresowany.
- Jestem. - Carter podniósł głos. - Czy możesz się
uspokoić i pozwolić mi coś powiedzieć?
- Nie potrzebuję żadnych gierek. Jeżeli nie zależy ci
na tej pracy, byłabym wdzięczna, gdybyś powiedział to
wprost.
- Ależ zależy mi. Naprawdę. Ile razy mam to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]