[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzielnicach zamieszkałych przez tubylców. Oczywiście należy się przy tym liczyć z panującym
tam, nie zawsze bardzo przyjemnym zapachem. Jeśli ktoś się nim brzydzi ten lepiej uczyni lepiej
biorąc jedną z wszechobecnych rikszy i uciekając stamtąd.
Nazwa tego, pochodzącego z Japonii, pojazdu brzmi właściwie jinrikisza, lecz uległa ona
skróceniu i wszyscy mówią riksza. Proszę sobie wyobrazić dwukołową kolaskę o niezwykle lek-
kiej konstrukcji, z naciąganym dachem i podwójnym dyszlem i oto mamy rikszę. Ubranie Syn-
galeza, który ją ciągnie, jest zredukowane do obyczajnego minimum dozwolonego na ulicach 
często są to jedynie spodnie sięgające od pasa do połowy ud. Jego długie, jedwabiste włosy są
bardzo zadbane i zaczesane do tyłu, związane w węzeł przytrzymywany za pomocą grzebienia.
Nadaje mu to miękki, kobiecy wygląd. Lecz grzebień jest w tym kraju oznaką, męskości. Kobie-
tom nie wolno go nosić, a chłopcom dopiero wtedy, gdy zaczyna się im sypać zarost.
Pomijając grzebień i owe spodnie rikszarz jest kompletnie nagi. Dlaczego? Proszę wsiąść do
pojazdu, to zobaczycie! Dowiedziawszy się dokąd chcemy jechać, natychmiast zaczyna biec!
Powietrze jest przesycone wilgocią, słońce pali, a on biegnie! Nie kroczy, nie kłusuje, nie galo-
puje, lecz biegnie, ale jak! Jakby robił piętnaście kilometrów na godzinę. Zadaje mu się jakieś
pytanie, a on odpowiada w biegu, najkrócej jak to możliwe. Gołe nogi jakby nie znały zmęczenia.
Naga pierś jakby nie skrywała płuc. Oddech ma spokojny i regularny i najlepsza dorożka nie do-
goniłaby go, bo  on biegnie! Tam, tam  popatrzcie! Coś jeszcze zaczyna biec! Pod węzłem
włosów perli się jedna mała kropla nie śmiejąc się ukazać, jakby zawstydzona, że i tak ją dojrza-
no, stoi tam w cieniu parę chwil i następnie porusza się: najpierw powoli, potem coraz szybciej i
szybciej wzdłuż szyi i kręgosłupa, aż w końcu znika na krawędzi spodni. A oto nadchodzi druga.
To samo lękliwe zawstydzenie, to samo ociąganie, następnie te same ruchy i znika w końcu osią-
gając ten sam cel. Pokazuje się trzecia, piąta, dziesiąta, dwudziesta, setna. Następują coraz szyb-
ciej po sobie, aż w końcu tworzą strumyk pędzący od włosów do spodni. Strumyk płynie nieprze-
rwanie, a mężczyzna nie przerywa biegu! Pasażer siedzi za nim, widzi obydwa biegi i sam nie
wie, co go bardziej dziwi: czy wytrwałość niezmordowanego biegacza czy to, że pod włosami ma
tak niewyczerpane zródło wody. Potem na prawym ramieniu tworzy się także kropla, a następnie
na lewym. Obydwie spadają w dół ku kręgosłupowi i tam łączą się ze strumykiem. Zaraz po nich
pojawiają się następne. Powstaje drugi strumyk i trzeci, wpadając do środkowego tworzą z niego
rzeczkę. Wkrótce i w innych miejscach powstają wilgotne plamy, a z nich tworzą się strumyki. I
wszystkie śpieszą ku paskowi od spodni, który staje się coraz bardziej wilgotny, aż w końcu nie
jest w stanie wchłonąć ich wszystkich i po nogach płyną już w dół dwie wielkie rzeki. Woda leci
z całego ciała a człowiek biegnie dalej! Co za szczęście, że powiedzieliśmy rikszarzowi dokąd
chcemy jechać. W przeciwnym razie mógłby biec bez końca  aż w końcu by się rozpłynął. Do-
tarłszy do celu, wolną ręką ociera sobie skąpaną w pocie twarz, a jego wzrok jest tak łagodny jak
ciemny aksamit bratka. Domaga się niemieckich pieniędzy  tylko jednej marki za godzinę, a
45
jeśli doda mu się parę fenigów napiwku, to z wdzięczności chce się  rozpłynąć . Taka właśnie
jest riksza i taki jest rikszarz!
Mój Sejjid Omar nie mógł przeboleć, że mimo jego oporów pozostałem w hotelu Grand
Oriental. Nie był pewien czy ma się dąsać czy nie; nie zwracałem na to uwagi i tak czy owak
musiał zanieść mój bagaż do pokoju.
W Indiach nie oszczędza się na służbie. Tak więc przy otwartych drzwiach mojego pokoju
stało dwóch Syngalezów do mojej dyspozycji i do pomocy Sejjidowi Omarowi. To jednak zupeł-
nie mu nie odpowiadało. Własnymi rękami wypchnął ich za drzwi i zamknął je. Następnie wy-
ciągnął do mnie obie ręce, spojrzał z uśmiechem i spytał:
 Sahib, to bałwochwalcy? Tak?
 To ty ich tak nazywasz  odparłem.
 I ja ich dotknąłem!
Spojrzał na mnie rozradowany i ciągnął:
 To chyba to samo, co mój sahib uczynił na parowcu, gdy uniósł do góry tego chłopca. Nie
umyję sobie ani palców, ani dłoni, ponieważ nie zbrukali mnie, bo przecież wszyscy ludzie są
stworzeniem boskim. Czy teraz jesteś ze mnie zadowolony? Czy moja religia nie zwyciężyła
znowu, jak wtedy gdy powiodłem tego Amerykanina do Menahouse, mimo, że mnie obraził?
 Nie! Za każdym razem zwyciężyło coś innego!
 Co takiego?
 Nie mogę ci tego powiedzieć, bo mi zabroniłeś.
 Maszallach\ Ja tobie czegoś zabroniłem? Tobie? To bardziej nieprawdopodobne niż to, że
medal ma trzy strony!
 Postawiłeś mi warunek, bym nigdy nie mówił o chrześcijaństwie.
 A co to ma wspólnego z moim zwycięstwem?
 To, że to nie twoja religia zwyciężyła, a moja.
Spojrzał na mnie z takim zdumieniem, że mówiłem dalej wyjaśniająco:
 A kto wtedy i dzisiaj powiedział ci, że jesteś wprawdzie Sejjidem Omarem, ale wcale nie
dobrym człowiekiem? Kto wymógł na tobie w Menahouse, abyś przyprowadził Amerykanina? A
kto dzisiaj pieszcząc dziecko, pokazał ci, jak powinno działać dobro, o którym dopiero co mówi-
łeś?
Spuścił oczy, zwiesił ramiona  pewny znak, że był mocno zmieszany. Ale w tym momencie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \