[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do kadzi, aż prysnęło dokoła.
- Pani, ja nie jestem twojÄ… damÄ… do towarzystwa tu,
w zagrodzie! Jestem jedną z twoich służących i tak chy
ba najlepiej, bo Helena nigdy nie nadawała się do zaba
wy, a już na pewno nie dla pań!
Amelia podniosła brwi. Tę dziewczynę doprawdy
trudno zrozumieć. Jednego dnia nieśmiała, wystraszona,
byle się tylko nie wyróżnić, drugiego dnia niczym uoso
bienie siły i woli działania, niestraszna jej żadna robota.
- Dobrze już, dobrze, zrobisz jak zechcesz, ale ja nie
mam ochoty, żeby ludzie gadali, że my na Karlsgârd zle
dbamy o naszych służących.
- Gdyby się dowiedzieli, że Chętną Helenę wyzna
czono do ciężkich robót, raczej by cię pochwalili - od
parła Helena wesoło.
Amelia wiedziała, że dziewczyna ma rację. Wśród lu
dzi panowało mocne przekonanie, że pot i długie dni
pracy to najlepsza kuracja na zepsutą moralność i nie
przyzwoite myśli.
- Chyba pójdę przynieść coś do picia dla was wszyst
kich trzech.
Helena z uznaniem patrzyła za gospodynią z Karls
gârd.
To ona powinna mieć taką matkę, bogatą i piękną,
150
lecz bez zachcianek i strachu przed ciężką pracą, gdy te
go potrzeba. Johanna miała wielkie szczęście, ale i po
siadaniu takich rodziców również towarzyszą kłopoty,
zwłaszcza gdy ściągnie się na nich wstyd i przysporzy
zmartwień, tak jak na pewno się stało, gdy Johanna ucie
kła z Ravim.
Ręce Heleny opadły, chwyt jakby utracił siłę, skrzy
wiła się i tak mocno zacisnęła powieki, że aż przed ocza
mi zatańczyły białe kreski.
Ravi!
Potrzebowała kilku głębokich oddechów, by zwal
czyć ból. Usiłowała go od siebie odegnać, jakby to był
rój rozzłoszczonych os.
Gdy znów usłyszała dreptanie Amelii po kamiennych
płytach, pranie leżało na taczce gotowe do płukania.
Tamte dwie dziewczyny zrobiły sobie chwilę odpoczyn
ku przed ostatnim kursem do strumienia.
Amelia przyniosła gruby bieżnik i delikatne szklanki.
Służące bały się ich dotykać zaczerwienionymi, roz-
pulchnionymi od wody palcami. Augowe mydło ni
szczyło skórę i gdy chłodne szklanki spoczywały w dło
niach, wydawały się niemal koić ból. Amelia nalała
zmieszanego z wodą soku z wiśni i śliwek z gozdzikami.
- To coś innego niż kwaśne mleko, które dostają ko
siarze - zachichotała młodsza z dziewcząt.
- Ale też i dzisiaj dzień tingu w okręgu - nerwowo
zauważyła druga.
Amelia wymieniła z nią prędkie spojrzenia. Wiedziała,
że sÅ‚użba z Karlsgârd bardzo siÄ™ martwi pomimo pocie
szających słów Bendika. Ludzie doskonale wiedzieli, że
sprawa będzie rozpatrywana dzisiaj, i jeśli ting postano
wi się nią zająć, gospodarzy czeka ciężka walka w obro
nie swoich praw. Może jednak los będzie im sprzyjał, mo-
151
że żądania Storlendet w ogóle zostaną odrzucone, może
w dzień świętego Jana będą mieli za co wypić i na poważ
nie potraktują dawne rytuały?
- Na pewno również w tym roku będę budzić pola
należące do Karlsgârd - spokojnie oÅ›wiadczyÅ‚a Amelia.
Dziewczyny wypiły słodkokwaśny płyn, uśmiechnę
Å‚y siÄ™.
Były tu już dostatecznie długo, by cieszyć się z takich
dorocznych wydarzeń, i oczyma wyobrazni widziały
wszystkie minione lata, kiedy to gospodynie w czerw
cowy dzień szły wraz z dziećmi, błogosławiąc i wylewa
jÄ…c odrobiny mleka na pola.
- Ale zabawy świętojańskiej w tym roku nie będzie.
Chyba żeby zapłonęły wici albo ognisko do spalenia
ubrań zarażonych i słomy ze wszystkich łóżek chorych.
- Ale czy Johanna nie mówiła, że zaraza trochę przy-
cicha?
- Owszem, lecz w wielu zagrodach ludzie nie usłu
chali jej próśb, kosiarze wędrują z miejsca na miejsce.
Byłoby cudem, gdyby któremuś z nich nie deptała po
piętach paskudna stara baba.
Helena kiwnęła głową.
- Słyszałam o tym, podobno stare kobiety rzeczywi
ście roznoszą zarazę. Gospodarz z Royse zawsze się bał
starych bab. Nigdy nie przyjmował ich do siebie, cho
ciaż miał taki obowiązek Tylko dla mężczyzn godził się
uprzątać miejsce w oborze...
Amelia odwróciła się do Heleny zaskoczona, że dziew
czyna naprawdę powiedziała coś o sobie bez proszenia.
Chciała wypytywać ją dalej, wykorzystać ten naturalny
ton, lecz na jej oczach Helena znów zamknęła się w sobie.
- Diabła tam, świetnie go rozumiem, nie ma nic gor
szego od śmierdzących staruch!
152
Amelia westchnęła, mrucząc coś, że wszyscy wszak
kiedyś będą starzy.
Dziewczęta wyczuły niepokój w powietrzu i pode
rwały się na nogi, żeby jeszcze popracować przed połu
dniowym posiłkiem.
- Nie martwcie siÄ™ o owsiankÄ™, ja siÄ™ dziÅ› tym zajmÄ™
- powiedziała Amelia. - Heleno, a ty możesz iść zbudzić
Benjamina, mały już się chyba wyspał.
Helena kiwnęła głową, lecz z niechęcią.
Amelia nie zwlekała dłużej, prędko sprzątnęła szklan
ki, dzbanek, obrus i mieszadełko. Resztę napoju wyko
rzysta może jutro do zupy owocowej albo zachowa dla
Johanny, gdy córka wróci do domu wieczorem.
Jaki on mały, pomyślała Helena. Zwiadomość, że
chłopczyk cierpi na tajemniczą chorobę, napełniała ją je
szcze większym lękiem przed wzięciem go na ręce. Jo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]