[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czerwonych stworzeń. Zmusi je wówczas, by zabrało go z tego kryształowego więzienia
odtworzonego Egremont. Czerwone Zmierć zawiedzie go w nieprzestrzeń, ku wol-
ności.
Musi się to udać. Wszak jestem martwy.
Lecz czy będzie to prawdziwe Zmierć? Czy naprawdę będzie to małe, czerwone
Zmierć, a nie jak wszystko w tym świecie wyłącznie wytwór wyobrazni Jima?
Czy muszę budować klatkę? Wszak potrzebuję tylko taśm Mike a Mullena, które już
posiadam. Potrzebuję tabletek Neo-H, które bez kłopotu wezmę z magazynu leków. No
i wreszcie, rzecz jasna, feromonu. Feromon jest w posiadaniu Weinbergera, a konkret-
nie w jego opieczętowanym mieszkaniu, do którego bez rekomendacji się nie dostanę.
Cóż mi zatem pozostaje innego? Odegranie całej komedii od początku: przede wszyst-
kim budowa klatki...
Lecz czy może pozwolić, by za pół godziny, albo za godzinę zostało popełnione mor-
derstwo? Czy ma moralne prawo pozwolić, by poeta zginął śmiercią nagłą i tym samym
skazać go (i jego poezję) na wiekuiste Piekło?
...a to Oktagon, nasz Urząd Spokoju.
W Egremont, rzecz jasna, nie ma ani jednego kościoła. Egremont jest bowiem mode-
lową, światłą, doskonale przystosowaną społecznością...
Z drugiej strony, tutejszy Norman Harper jest tylko częścią świata wytworzonego
przez umysł Jima. Jak również i Weinberger czekający w tej chwili z ukrytą w kiesze-
ni bronią.
A jednak Marta i przypuszczalnie wszyscy w tym świecie sprawiają wrażenie
zupełnie żywych. Jeśli uszczypnie Martę, ona piśnie, a potem Jim będzie musiał ponieść
wszelkie konsekwencje tego czynu.
Gdyby ją uszczypnął, zaskoczona mogłaby stracić panowanie nad kierownicą. Mo-
gliby ulec wypadkowi.
Co prawda, bezpieczna szybkość piętnastu mil na godzinę nie wyrządziłaby zbyt
wielkich szkód, lecz powiedzmy, że jechaliby dużo, dużo szybciej? Czy można umrzeć
będąc już martwym? A co w takim razie z samobójstwem?
Czy wracałby za każdym razem, wciąż i wciąż od nowa do jednoszynowego pociągu
zmierzającego z Gracchus do Egremont?
Ponad ich głowami piętrzyły się blizniacze, spowite wiszącymi ogrodami piramidy
Domu Zmierci i Szpitala.
Być może to wszystko już się Jimowi przytrafiło wiele razy? Z tą tylko różnicą, że tym
razem, wyjątkowo, pamięta!
Jeśli tak, to pijany anioł imieniem Lal, maleńkie Zmierci i cała kryształowa mgła też
160
są tylko wytworem umysłu Jima.
Ach, jakżeż ten kryształ, w którym tkwi, musi się rozkoszować jego nieszczęściem i
wątpliwościami! O ile kryształ taki w ogóle istnieje...
Możliwe też, że kiedyś istniał prawdziwy świat dawno temu i daleko stąd zu-
pełnie inny niż Egremont, Gracchus i całe społeczeństwo śmierci? Jim próbował sobie
wyobrazić, jak tamto jego życie mogło wyglądać:
Byłem kapłanem, który utracił wiarę albo nigdy jej nawet nie posiadał. Kapłanem
o rozchwianym, sfrustrowanym libido. A Marta, Weinberger i pozostali byli moimi pa-
rafianami, których zupełnie zawiodłem. I Bóg ukarał mnie za to właśnie tym, co obec-
nie przeżywam. Jednak nigdy nie wierzyłem w Boga, istnieje tu wyłącznie nieprzestrzeń
i kryształowa mgła. Nie wierzyłem w Boga, zatem Go tutaj nie ma. Nie istnieje ża-
den Jego Dom.
Ale dlaczego byłem kapłanem? Bo nie potrafiłem sprostać intrygom życia. Radziłem
sobie tylko z prostą śmiercią. Zapewne zabiłem siebie, gdy nie umiałem poradzić sobie
z przebiegłością, polityką życia. Próbowałem uciec od tego w pustkę śmierci. I muszę te-
raz powtarzać i powtarzać w nieskończoność wszystko to, czemu nie sprostałem wów-
czas, gdy żyłem: lepką i zdradliwą pajęczynę stosunków międzyludzkich, namiętności,
pożądań, władzy... Wszystko tak się skomplikowało, że to, co ludzie brali za rzecz natu-
ralną, mnie doprowadzało swą zawiłością do szaleństwa. Uwalnianie więc ludzi od ży-
cia, ciskanie ich w objęcia śmierci byłoby jakimś sposobem, w jaki starałbym sobie ów
świat uporządkować, prawda? Martwi są przecież mniej skomplikowani od żywych (z
tym tylko, że takich tu nie ma!). Upraszczałem więc wszystko, jak mogłem. Upraszcza-
łem, bo niczego nie rozumiałem. Nie rozumiałem seksu, pieniędzy, polityki, stosunków
między ludzmi. O wiele prościej było zostać kapłanem, z tym tylko, że nie wierzyłem.
Lub przestałem wierzyć. Lub ta wiara została mi odebrana...
Gdy skręcali w przejazd między Domem i Szpitalem, Jim pogrążony był w modli-
twie.
Nie otrzymał odpowiedzi. Skąd miałaby nadejść? Wszak to jego nowe życie było tyl-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]