[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy ja tam... nie. Ani razu nie weszłam z papierosem. Ty tam grzebałaś, jak mnie nie
było, a potem już robiłam trasę sypialnia-biblioteka-jadalnia i z powrotem. Aazienki nie liczę.
Ciekawe...
- No właśnie - mówiłam dalej w zamyśleniu. - Dziwię się samej sobie, ale słońce świeciło
i jakoś wpadło mi w oko. Służba nie pali. Gryzie mnie to idiotyczne spostrzeżenie i nie wiem, co
z nim zrobić.
Moja siostra odstawiła kieliszek, potem ujęła go znów i wypiła zawartość.
- Co tu będziemy się łudzić, moja droga, ktoś nam składa wizyty. Nie wiem, którędy
włazi, bo dom jest zamykany, trzeba, by sprawdzić. Pewnie pan Heaston, albo zostawił
pomocnika. Ty się sama zastanów, chcesz przeszukać budowlę, dwie kretynki nie zgadzają się na
sprzedaż, a za to same gmerają, co byś zrobiła? Zajęte robotą w bibliotece, uchetane, nic nie
widzą, nic nie słyszą, śpią w nocy martwym bykiem. W przekupienie służby nie wierzę, wszyscy
troje więcej dbają o ten majdan niż my. Szczerze ci powiem, że wolałabym zastanowić się nad
tym jutro, bo dzisiaj robię sobie relaks.
Też zbuntowałam się nagle i postanowiłam zrobić sobie relaks.
- Nawet nie wiem, czy trzeba się będzie zastanawiać. Niczego przecież nie kradnie, a
diamentu niech szuka, ile mu się podoba. No, ewentualne listy... W gabinecie więcej nie ma,
sprawdziłam, a jutro odwalimy notariusza i zajmiemy się resztą ...
Relaks zrobiłyśmy sobie rzetelny, udało nam się obudzić koło południa, tylko po to, żeby
niemrawo czekać na przybycie notariusza. Pokojówka przyniosła do jadalni śniadanko i
zatrzymała się, jakoś zmieszana i zakłopotana.
- Bardzo przepraszam jaśnie panienki. Czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście, prosimy.
- Czy jaśnie panienki wysłały gdzieś Gastona? Nie ma go od rana, a nie uprzedził, nic nie
powiedział...
Popatrzyłyśmy na siebie i na nią, nieco zaskoczone, ale na razie jeszcze bez niepokoju.
- Nie - odparłam, a Krystyna potrząsnęła głową, co mogła uczynić bezboleśnie, bo nie
miałyśmy żadnego kaca. Wino było rzeczywiście szlachetne. - Nie widziałyśmy go od wczoraj i
nie dawałyśmy żadnych poleceń. Nic nie wiemy.
- Dziękuję bardzo - powiedziała zmartwiona pokojówka, dygnęła szalenie staroświecko i
poszła sobie.
Krystyna popatrzyła za nią, podniosła się od stołu i też dygnęła.
- Warto było odwalić tę galerniczą robotę, chociażby po to, żeby zobaczyć, jak baba po
pięćdziesiątce dyga - oświadczyła. - Słuchaj, czy ja to robię tak samo? Zdaje się, że babcia
usiłowała nauczyć nas w dzieciństwie dygania.
- I całkiem niezle jej wyszło - pochwaliłam. - Idzie ci to pierwszorzędnie. Możesz się
zatrudnić jako pokojówka.
- Pewno mogę, ale nie chcę. Jak myślisz, co się stało z Gastonem?
Dygnęła jeszcze dwa razy i usiadła z powrotem przy stole. Nie wytrzymałam, wstałam z
krzesła i też dygnęłam.
- No...? A ja?
- Może być. Babcia miała talent pedagogiczny albo może mamy to w genach. Dawniej
wszystkie dziewczynki dygały, teraz już tylko niektóre. Szkoda, to ładne.
Odczepiłam się od salonowych ćwiczeń gimnastycznych i usiadłam na swoim miejscu.
- Co do Gastona, gdyby był o jakieś cztery dychy młodszy, podejrzewałabym, że się
gdzieś zabradziażył z panienkami. Ale w tym wieku...?
- Może wziął przykład z nas, tylko załatwił to w piwnicy i gdzieś tam jeszcze śpi?
- Niewykluczone, chociaż wątpię. Jak odzyskam trochę wigoru, mogę go poszukać.
Trzyma się świetnie, ale latka robią swoje, zasłabł gdzieś albo co.
- Możemy wysłać Petronelę na wieś, niech się popyta, czy ktoś go nie widział. Za chwilę,
niech odpocznę. Ale...! - przypomniała sobie nagle. - Czy któraś z nas zadysponowała jakiś obiad
dla pana Terpillona?
- Nie wiem. Ja nie. Chyba że ty.
- Ja też nie. Cholera. Trzeba to zrobić zaraz.
Zadzwoniła na pokojówkę, bo takie tu panowały obyczaje. Poszłybyśmy do niej, zamiast
ją ciągać do siebie, ale nie było wiadomo, gdzie jej szukać, a błąkaniem się po zamku z wielkim
krzykiem: Pierette, Pierette!!!" obudziłybyśmy tylko zgorszenie. Przyszła po chwili z nadzieją w
oczach, zapewne sądziła, że przypomniałyśmy sobie coś o kamerdynerze, ale musiałyśmy ją
rozczarować. Wyjaśniłam, że spodziewamy się gościa, pana notariusza, i trzeba go będzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]