[ Pobierz całość w formacie PDF ]

więc piszesz testament. Mary. Zabawne! Bardzo zabawne!
Ze śmiechem odwróciła się i szybko odeszła uliczką. Pielęgniarka Hopkins
spoglądała za nią zdumionym wzrokiem.
 Także historia  powiedziała.  Co się jej stało?
Elinor zdążyła zrobić ledwie kilkanaście kroków i śmiała się jeszcze, gdy
poczuła na ramieniu czyjąś rękę. Zatrzymała się raptownie i odwróciła głowę.
Doktor Lord spoglądał jej prosto w twarz. Czoło miał zmarszczone.
 Z czego się pani tak śmieje?  zapytał.
 Prawdę mówiąc... nie wiem.
 Szczególna odpowiedz.
Panna Carlisle zarumieniła się lekko.
 Chyba nerwy lub... coś w tym sensie  podjęła.  Zajrzałam właśnie
przez okno do domku pielęgniarki rejonowej i zobaczyłam Mary Gerrard
zajętą spisywaniem testamentu. To mnie tak rozśmieszyło... Nie mam
pojęcia, czemu.
 Naprawdę?... Nie ma pani pojęcia?
 Zupełnie nie rozumiem... jestem strasznie roztrzęsiona... Mówiłam już
panu, doktorze.
 Zapiszę coś pani na uspokojenie.
 Wyborny sposób!  rzuciła z ironią Elinor.
 Wiem, że nie najlepszy  podchwycił lekarz.  Ale niewiele więcej można
zrobić, jeżeli ktoś nie chce powiedzieć, co mu dolega.
 Mnie nic nie dolega!
 Nic?  powiedział spokojnie Peter Lord.  Moim zdaniem chyba niejedno.
 Przeżywam swego rodzaju kryzys nerwowy... To wszystko.
 Nawet poważny kryzys nerwowy... Ale nie to miałem na myśli  zrobił
nieznaczną pauzę.  Długo zostanie pani w Hunterbury?
 Wyjeżdżam jutro z rana.
 I nie chce pani tu zamieszkać?
 Nie. Za nic. Pewno... Pewno sprzedam posiadłość, jeżeli otrzymam
znośną propozycję.
 Rozumiem  powiedział bezbarwnie.
 Przepraszam  rzekła panna Carlisle.  Zpieszę się do domu.
Stanowczym gestem wyciągnęła do lekarza rękę, którą na moment
zatrzymał w swojej dłoni.
 Proszę pani  rozpoczął ciepłym tonem  czy zechce mi pani powiedzieć,
co pani myślała, kiedy przed chwilą śmiała się pani tak dziwnie?
Szybko wyrwała rękę.
 Co myślałam?
 Właśnie to chciałbym wiedzieć  doktor Lord miał poważny, zasępiony
wyraz twarzy.
 Cała historia wydała mi się komiczna. Nic więcej.
 %7łe Mary Gerrard pisała testament? Dlaczego? Przecież to krok zupełnie
rozsądny. Oszczędza wielu pózniejszych kłopotów i... Chociaż niekiedy może
być zródłem kłopotów.
 Ma pan rację. Każdy powinien spisać swą ostatnią wolę. Nie to mnie
rozśmieszyło.
 Niewątpliwie powinna to była zrobić pani Welman.
 Niewątpliwie  przyznała Elinor z nutą szczerego przekonania i
zarumieniła się.
Peter Lord zapytał nieoczekiwanie:
 A pani?
 Ja?
 Właśnie! Dopiero co zgodziła się pani, że każdy powinien spisać ostatnią
wolę. Czy pani to zrobiła?  powiedział lekarz.
Elinor przyglądała mu się bez słowa przez kilka minut. Pózniej
wybuchnęła śmiechem.
 Niebywałe! Nie, doktorze. Nie napisałam testamentu. Na myśl mi to nie
przyszło. Jestem zupełnie podobna do cioci Laury. Wie pan co? Pójdę teraz
do domu i niezwłocznie napiszę do pana Seddona.
 Bardzo rozumne posunięcie  orzekł Peter Lord.
Szanowny i Drogi Panie!
Zechce Pan przygotować do podpisu mój testament. Będzie
bardzo prosty. Chcę pozostawić wszystko Roderickowi
Welmanowi.
Szczerze życzliwa
Elinor Carlisle
Elinor skończyła pisać w bibliotece i spojrzała na zegar. Za kilka minut
odchodziła poczta.
Wysunęła szufladę biurka i w tym momencie przypomniała sobie, że rano
nakleiła ostatni znaczek, lecz zapas ma w swoim pokoju na piętrze.
Poszła tam, a gdy ze znaczkiem w ręku wróciła do biblioteki, Roddy stał
pod oknem.
 A więc wyjeżdżasz jutro  powiedział.  Stare, kochane Hunterbury.
Dobrze nam tutaj było.
 Nie wezmiesz mi za złe, jeżeli sprzedam tę posiadłość?
 Skąd znowu, Elinor! Moim zdaniem to najrozumniejsze posunięcie.
Zapadło milczenie. Panna Carlisle sięgnęła po list, przebiegła go
wzrokiem. Następnie zakleiła i opatrzyła znaczkiem kopertę.
Rozdział szósty
List pielęgniarki O Brien do pielęgniarki Hopkins, z czternastego lipca:
Droga Siostro!
Od kilku dni zamierzam napisać do Pani. Dom tutaj ładny, a
galeria obrazów podobno sławna. Ale nie tak wygodnie, jak w
Hunterbury. Rozumie Siostra, co mam na myśli, prawda? Na
głuchej wsi trudno o dobrą służbę, więc pokojówki są
niewyrobione, a niektóre nawet mało uprzejme, chociaż ja nie
mam zwyczaju sprawiać kłopotu SWOJ osobą. Myślę, że
przysyłane na tacy potrawy mogłyby być gorące, prawda?
Brak mi też urządzenia do gotowania wody, a herbatę nie
zawsze parzy się wrzątkiem! Poza tym, jak wszędzie. Pacjent 
sympatyczny starszy pan  ma obustronne zapalenie płuc, ale
kryzys już minął.
Chciałabym napisać o czymś, co zaciekawi Siostrę, bo to
najdziwniejszy pod słońcem zbieg okoliczności. W salonie, na
fortepianie stoi fotografia w grubej srebrnej ramce i  proszę
sobie wyobrazić!  to ta sama, co tamta z podpisem  Lewis , o
którą, jak mówiłam Siostrze, poprosiła w swoim czasie
nieboszczka pani Welman. Naturalnie zainteresowało mnie, kto
to może być, więc spytałam kamerdynera, a on powiedział, że
to brat lady Raltery, sir Lewis Rycroft. Mieszkał w niedalekim
sąsiedztwie i poległ na wojnie. Smutna historia, prawda? Od
niechcenia zapytałam, czy był żonaty, i usłyszałam, że tak, ale
biedna lady Rycroft została umieszczona w zakładzie dla
umysłowo chorych wkrótce po ślubie. Do dziś dnia żyje.
Szczególne wydarzenie, prawda?
Wszystkie nasze domysły okazały się mylne. Z pewnością
oni, to znaczy ten Lewis i pani W., byli w sobie zakochani, ale
nie mogli się pobrać z powodu tej żony w zakładzie dla
umysłowo chorych. Historia jak z filmu! %7łe też ona pamiętała
przez tyle lat i przed śmiercią chciała spojrzeć na jego
fotografię! On poległ w 1917 roku, jak mówi kamerdyner. Istny
romans, prawda?
Nie ma tutaj kina. Coś okropnego, tak zagrzebać się na wsi!
I co się dziwić, że trudno o wykwalifikowane pokojówki!
Na razie kończę i serdecznie pozdrawiam Siostrę. Proszę o
wiadomości.
%7łyczliwa Eileen O Brien
List pielęgniarki Hopkins do pielęgniarki O Brien z czternastego lipca:
Droga Siostro!
U nas wszystko po staremu. Tylko w Hunterbury pustki.
Służba odeszła. Na bramie napis:  Do sprzedania . Wczoraj
spotkałam panią Bishop, która zamieszkała u siostry, mniej
więcej o milę stąd. Wytrąciła ją z równowagi zamierzona
sprzedaż Hunterbury. Trudno się dziwić. Była przekonana, że
panna Carlisle wyjdzie za pana Welmana i młodzi osiedlą się
w odziedziczonej posiadłości. Pani B. twierdzi, że zaręczyny
zerwane! Panna Carlisle wyniosła się do Londynu niedługo po
wyjezdzie Siostry. Spostrzegłam parę razy, że zachowuje się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \