[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obudziwszy się wstała, a mąż powiedział do niej ze łzami:
- Zamknęliśmy trumnę, tak musiało się stać.
- Gdy Bóg jest dla mnie okrutny, jakże mogą ludzie być lepsi! - zawołała szlochając i płacząc.
Zaniesiono trumnę do grobu. Niepocieszona matka siedziała obok swych córeczek, patrzyła na nie, nie
widząc ich. Jej myśli odbiegały od domu, oddała się bólowi. Tak minął dzień pogrzebu i wiele innych dni
minęło w tym samym jednostajnym, ciężkim bólu. Patrzyli na nią domownicy wilgotnymi oczami i
smutnym wzrokiem. Nie słuchała ich pocieszeń - i cóż mogli powiedzieć, sami byli zbyt ciężko
zmartwieni.
Zdawało się, że sen opuścił ją zupełnie, a sen byłby jej najlepszym przyjacielem, przywróciłby spokój
duszy. Zmuszali ją, aby kładła się do łóżka, a ona, położywszy się, udawała, że śpi. Pewnej nocy mąż,
słysząc jej oddech, pewien, że od- nalazła spokój i ulgę, złożył ręce w modlitwie i wkrótce zasnął
zdrowym i mocnym snem. Matka podniosła się, narzuciła na siebie suknię i cicho wymknęła się z domu.
Poszła tam, gdzie całe dni i noce podążały jej myśli - do grobu, w którym leżało jej dziecko. Nikt jej nie
widział i ona nie widziała nikogo.
61
Matka weszła na cmentarz, podeszła do małej mogiłki, która była jednym wielkim bukietem pachnących
kwiatów. Usiadła i pochyliła głowę, jak gdyby poprzez gęstą warstwę ziemi mogła zobaczyć swego
chłopczyka. Nie mogła zapomnieć kochanego wyrazu jego oczu, nawet wtedy, gdy był już chory. Jakże
wymowne było jego spojrzenie, kiedy się nad nim pochylała i ujmowała jego delikatną rączkę, której
sam nie mógł już podnieść. Tak, jak siedziała nad jego łóżkiem, czuwała teraz nad jego grobem, ale
tutaj łzy mogły swobodnie płynąć i spadać na grób.
- Chcesz pójść za swoim dzieckiem? - powiedział jakiś głos tuż obok niej. Dzwięczał tak jasno, tak
głęboko, że przeniknął do jej serca. Spojrzała: obok niej stał jakiś człowiek, owinięty w obszerny,
żałobny płaszcz, którego kaptur przykrywał mu głowę. Jego twarz była surowa, ale wzbudzała zaufanie a
oczy promieniały, jak gdyby był młodym człowiekiem.
- Za moim dzieckiem - w jej oczach była prośba pełna rozpaczy.
- Czy odważysz się pójść za mną? - spytała postać - Jestem Zmierć. Skinęła głową. I nagle zdawało się,
że wszystkie gwiazdy płoną takim blaskiem, jak księżyc w pełni; zobaczyła cały przepych barw w
kwiatach na grobie. Powłoka ziemi zapadała się łagodnie a postać rozpostarła nad nią swój czarny
płaszcz! Pogrążała się w ziemi a cmentarz rozpościerał się nad jej głową jak dach. Nastała noc, noc
śmierci.
Rąbek płaszcza uchylił się i oto matka stała w potężnej hali. Panował półmrok. Nagle zobaczyła przed
sobą swoje dziecko i w tejże chwili przytulała je do swego serca, a ono uśmiechało się do niej i było
piękniejsze niż dawniej. Wydała okrzyk, ale nie usłyszano go, gdyż wokół niej rozbrzmiewała cudowna
muzyka. Nigdy jeszcze nie słyszała tak błogich tonów, wydobywały się one spoza ciężkiej i czarnej jak
noc zasłony, która oddzielała halę od wielkiego kraju wieczności.
- Moja droga, miła mamo! - usłyszała głos swego kochanego dziecka, a potem w nieskończonej błogości
poczuła jeden pocałunek za drugim.
- Na ziemi nie jest tak pięknie! Widzisz mamo, czy widzisz to wszystko? Oto szczęście!
Ale matka nie widziała nic, co dziecko pokazywało, nic oprócz czarnej nocy. Patrzyła ziemskimi oczami,
nie tak jak dziecko, które Bóg do siebie prowadził. Słyszała dzwięki, tony, ale nie słyszała słów, w które
pragnęła wierzyć.
- Teraz mogę fruwać, mamo - powiedziało dziecko - pofrunąć ze wszystkimi radosnymi dziećmi tam, do
Boga. Chciałbym tak bardzo frunąć, ale kiedy ty płaczesz, jak teraz, nie mogę cię porzucić, a chciałbym
tak bardzo! Czyż nie mogę pójść z nimi? Przyjdziesz przecież do mnie wkrótce, moja miła mamo!
- Ach, zostań - powiedziała - tylko przez chwilę. Jeden jedyny raz chcę na ciebie spojrzeć, pocałować cię
i utulić w moich ramionach! - Całowała je i tuliła. Wtem z góry zabrzmiało jej imię, głos ten był bardzo
żałosny. Cóż to mogło być?
- Czy słyszysz? - powiedziało dziecko - To ojciec cię woła! I znowu po chwili rozległy się głębokie
westchnienia, jak gdyby płaczących dzieci.
- To moje siostry! - rzekło dziecko - Mamo, chyba o nich nie zapomniałaś? Wtedy wspomniała o tych,
których zostawiła i ogarnął ją lęk. Ich wołanie i westchnienia rozbrzmiewały jeszcze w górze,
prawie o nich zapomniała dla umarłego dziecka.
- Mamo, teraz biją dzwony Królestwa Niebieskiego! - powiedziało dziecko
- Mamo, teraz wschodzi słońce!
Spłynęło na nią olśniewające światło, dziecko zniknęło, a ona wzniosła się w górę. Zrobiło się zimno,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]