[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łam, że nie mam zamiaru wychodzić za mąż, lecz
on jest pewien, że jakoś mnie przekona, bym
zmieniła zdanie. Teraz szuka mieszkania w mojej
Millie Criswell
287
okolicy, na szczęście jeszcze niczego nie znalazł.
- Pokręciła głową, sięgnęła po kieliszek. - Cenię
sobie wolność, wiesz o tym. Nie znoszę żadnych
ograniczeń. Lubię mieć swoją przestrzeń i swobo­
dę. Niestety Ross uważa, że jesteśmy parą.
- Nie utwierdzałaś go w tym?
Patty pokręciła głową.
- Ależ skąd, przysięgam! Dla mnie to był tylko
seks. Rewelacyjny, nawiasem mówiąc, ale nic
więcej. Od razu zapowiedziałam, że nie interesuje
mnie żaden inny układ.
- Ross rozstał się dla ciebie ze swoją dziew­
czyną. Coś mi się widzi, Patty, że nie masz pola
manewru. Chyba że Ellen przekona go, by do niej
wrócił.
Patty westchnęła ciężko.
- Ross uważa, że ona jest nudna.
- Ellen jest cicha i spokojna, nie lubi szpanu.
Podsuwałam jej myśl, by coś ze sobą zrobiła. Nie
wiem, zmieniła fryzurę, makijaż, stroje. Żeby
spróbowała z tobą konkurować. Jednak ona nie
czuje się na siłach.
Nieoczekiwanie twarz Patty pojaśniała.
- Ależ to doskonały pomysł! Nie widzisz tego?
Jeśli Ellen da się namówić na przyjazd do Nowego
Jorku, a ja zrobię z siebie najgorszą zołzę pod
słońcem, to od razu przy niej wiele stracę. No nie?
Samanta zastanawiała się przez chwilę.
- Czy ja wiem? Ellen może mieć opory, by się
288
Bez zobowiązań
posuwać do takich konfrontacji. Nie wiem, czy
zdobędzie się na taki krok. A jeśli przegra porów­
nanie z tobą? To by ją załamało.
- Namów ją, by przyjechała. Nie musi wie­
dzieć, że to obgadalyśmy. Zamówię jej wizytę
w salonie piękności i z góry zapłacę za pełną
metamorfozę. Ty zabierzesz ją na zakupy do
Barney's, pomożesz jej wybrać odlotowe ciuchy
i buty. Weźmiesz na mój rachunek. Potem zaaran­
żujemy przypadkowe spotkanie, gdy będę z Ros­
sem. Uwierz mi, odpadnę w przedbiegach.
Samanta uśmiechnęła się.
- Widzę, że naprawdę bardzo ci zależy na
odstawieniu mojego braciszka, skoro chcesz zadać
sobie tyle trudu i nieźle się wykosztować. Czemu
nie dasz mu kopa i nie każesz się zmywać, tak jak
tylu innym?
- Lubię Rossa. Nie chcę, żeby cierpiał. Poza
tym to twój brat, więc jeśli jest sposób, by uwolnić
się od niego bezproblemowo...
Samanta szeroko otworzyła oczy.
- Chyba zależy ci na nim bardziej, niż mówisz.
- Nie żartuj. Chcę wrócić do mojego normal­
nego życia, to mi odpowiada. Z tego, co od ciebie
słyszałam, na dłuższą metę Rossowi będzie o niebo
lepiej z Ellen. Gdy zobaczy, ile zrobiła, by go
odzyskać, na pewno będzie pod wrażeniem. Nie
mam racji? Może to ja do niej zadzwonię?
Samanta pokręciła głową.
Millie Criswell
- Nie, to raczej średni pomysł. Będzie lepiej
wyglądało, gdy ja zadzwonię.
Spróbuję ją tu
ściągnąć.
- To byłoby wyjście. Im szybciej, tym lepiej.
- Może...Nagle Samanta poczuła przeszywa­
jący ból. Złapała się za brzuch, jej oczy napełniły
się łzami.
- Co się stało? Co ci jest?
- Ja... nie wiem. Mam skurcze. Chyba coś
złego dzieje się z dzieckiem. Na pewno. - Znowu
poczuła bolesny skurcz, krzyknęła rozpaczliwie.
Kelnerzy już do niej biegli.
Patty pochyliła się i pomogła jej wstać. Od razu
spostrzegła, że przyjaciółka krwawi. W dodatku
twarz Samanty zrobiła się biała jak papier.
- Masz krwotok! Zadzwonię po karetkę. Musi­
my natychmiast pojechać do szpitala.
Jeden z kelnerów wezwał pogotowie. Niedługo
potem mknęły karetką na sygnale.
- To wszystko przeze mnie -jęczała Samanta.
- Patty, to moja wina. Powiedziałam, że nie chcę
tej ciąży, to dlatego tak się stało. Ściągnęłam na
siebie gniew boży. O Boże! Teraz stracę moje
dziecko.
- Nie pleć bzdur. To nie twoja wina. Czasami
tak się zdarza, bez powodu. Chcesz, żebym zawia­
domiła twojego lekarza? - Patty wyjęła z torebki
komórkę.
- Nie. Ale zadzwoń do Jacka, proszę. Powiedz
289
290
Bez zobowiązań
mu, co się stało. Niech przyjedzie do szpitala.
Muszę się z nim zobaczyć. Nie chcę przechodzić
przez to bez niego.
- Czy to rozsądne? Przecież powiedziałaś mu,
że ma się nie angażować, że go nie chcesz.
Samanta zaniosła się płaczem.
- Nieważne, co mu powiedziałam! Chcę, żeby
był przy mnie. Patty, błagam cię, dzwoń po niego
i już nic nie mów! - Zajęczała, bo poczuła kolejny
skurcz. - On przyjedzie. Zobaczysz.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
Jack pędził do szpitala jak szalony, bez przerwy
poganiając kierowcę, by mocniej naciskał na gaz.
Samanta na niego czeka, chciała, by był przy
niej. Choćby miał stanąć na głowie, spełni jej
prośbę.
Boże! - modlił się w duchu. Błagam, spraw, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \