[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konstable niewiele mogliby przeciwko nim wskórać, ale
władze miasta, zaniepokojone przemarszem tak wielkiej bandy,
mogły wezwać milicję albo dragonów, o czym Harward musiał
wiedzieć.
Coś przyszło jej do głowy. Przypuśćmy, że posłużono się
fortelem i niektóre z wozów mogły nie zawierać towarów
pochodzących z przemytu. Skąd Nicholas będzie wiedział, za
którymi jechać?
Gdyby tylko mogła wymyślić jakiś sposób, by mu pomóc.
Powolutku, bezszelestnie, zaczęła zdzierać koronkę z halki.
Może uda jej się ją wysunąć przez szparę w wozie?
Lecz właśnie w tym momencie wozy stanęły i Sophie
usłyszała Harwarda, który powiedział do kogoś:
- Sprawdzę, co u niej. Nasza mała pani Firle jest bystra
i być może obmyśla jakąś intrygę.
- Co może zrobić? - warknął ktoś. - Jest związana, jeśli
jednak chcesz, zajmę miejsce Wata i będę miał na nią oko.
- To nie będzie potrzebne - roześmiał się Harward. -
Dobrze wybrałem. Kto jak kto, ale Wat z pewnością za nią nie
przepada.
- Nie ruszaj się! - dobiegł ją szept Wata. - Udawaj, że
śpisz.
Sophie zastygła w bezruchu. W tym momencie ktoś
odchylił plandekę i do środka wpadło światło.
Choć leżała na brzuchu, czuła na sobie baczny wzrok
Harwarda. Wydawało jej się, że zanim się odezwał, minęła
wieczność.
223
- Musiałeś uderzyć ją mocniej, niż myślałem 
powiedział wreszcie, najwyrazniej usatysfakcjonowany. -
Dobra robota, Wat! Uważaj na nią. Już raz naraziła cię na
solidną chłostę.
Plandekę zaciągnięto i Sophie znów otoczyła ciemność.
- Mowa! - mruknął do siebie Wat. - Ale to nie jej
zawdzięczam bliznę, którą będę miał od śmierci.
Sophie odczekała, aż wozy znów ruszą w drogę, a potem
powiedziała cicho:
- Dziękuję!
W odpowiedzi jedynie niewyraznie mruknął.
- Ile masz dzieci, Wat? - spytała. - Nie powiesz mi, jak
się nazywają?
- Po co to pani? - Mówił opryskliwym głosem. Jak
słusznie się domyśliła, każdy kontakt z Harwardem wprawiał
go w przerażenie.
- Myślałam, że czas minie nam szybciej, jeśli o nich
porozmawiamy. Ja mam małego synka.
- Widziałem go. Bystry z niego chłopaczek. Nie
powinna pani wchodzić w interesy z panem Harvardem. Nie
pomyślała pani, że to niebezpieczne?
- Nie miałam wyboru. Niełatwo mu odmówić.
- To prawda! Ale cóż, co się stało, to się nie odstanie.
Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
- Miałeś opowiedzieć mi o swoich dzieciach.
- Najstarsza jest Emily, potem moja mała Amy.
Chłopak jest najmłodszy. To jeszcze niemowlę.
- Och, Wat! Pytałeś, dlaczego naraziłam się na
niebezpieczeństwo. A ty?
- Mówiłem już pani. Czy kiedyś pani dziecko płakało z
głodu? Nie mogłem już tego znieść...
- Wat, a jeśli zostaniesz pojmany? Co wtedy stanie się
z całą rodziną?
224
- Pomrą z głodu - zabrzmiała ponura odpowiedz. - Ale
niech się pani nie martwi. Nie pozwolę się dopaść...
Po chwili milczenia Sophie powiedziała ostrożnie:
- Może jest jakiś inny sposób, Wat. Gdybyś mi
pomógł, wstawiłabym się za tobą. Mam wpływowych
przyjaciół.
- Martwemu nic po nich. Nie mogę tego zrobić, proszę
pani. Ledwie zeskoczy pani z wozu, i już będzie po pani. Po
mnie też.
- I tak mnie zabije. Wiesz o tym, prawda?
- Proszę tak nie mówić. Jest pani im potrzebna.
- Jak długo?
Kiedy nie odpowiedział, odwróciła się i zamknęła oczy.
Cóż, musi pomóc sobie sama. Znów szarpnęła koronkę i szwy
wreszcie puściły. Wahała się jednak. Czy odważy się
przeprowadzić swój plan?
Wzdłuż wozu wlekli się mężczyzni. Do jej uszu dobiegały
strzępki cichej rozmowy. Wystarczyłoby mignięcie koronki, by
przywołali Harwarda. Już był podenerwowany. Wyczuła to w
jego głosie, choć udawał pewnego siebie. Gdyby próbowała
dawać jakieś tajemne znaki, zorientowałby się, że ktoś za nimi
jedzie, a wtedy najpewniej urządziłby zasadzkę, natomiast dla
niej i dla Wata oznaczałoby to koniec.
Musiała coś wymyślić, ale umysł odmawiał jej
posłuszeństwa. Oczyma duszy widziała tylko Nicholasa, z
Kitem na kolanach, roześmianych i bezpiecznych.
Jakaż była głupia. Nicholas naprawdę ją kochał. W głębi
serca wiedziała o tym przez cały czas. Dlaczego w takim razie
odesłała go z kwitkiem, zarzucając mu, że ją obraził, co było
kompletną bzdurą? Znała odpowiedz. Postąpiła tak z
tchórzostwa. Po doświadczeniu z Richardem bała się ponownie
zaufać jakiemukolwiek mężczyznie, dlatego skorzystała z
pierwszej lepszej wymówki. Zaszlochała. Jej ukochany nigdy
225
się nie dowie, jak bardzo tego żałowała. Zostawiła go bez
słowa miłości, a teraz było za pózno, by to zmienić.
- Proszę nie rozpaczać, pani Firle - powiedział ciepło
Wat. - Nie powiedziałem, że pani nie pomogę, tylko muszę
znalezć jakiś sposób.
- Przecież mówiłeś, że nie zdołam uciec...
- Nie tutaj i nie w tej chwili, proszę pani, ale postaram
się coś wymyślić. Po przyjezdzie do Londynu wszyscy będą
zajęci. Może nadarzy się okazja.
Sophie złapała go za rękę.
- Nie zapomnę twojej życzliwości, Wat, cokolwiek się
stanie.
- Drobiazg, proszę pani. Mówiłem już pani, że nie
godzę się na morderstwa.
Kolejne godziny wlokły się w nieskończoność, ale kiedy
dotarli na przedmieścia stolicy, przynajmniej drogi stały się
lepsze. Sophie była pewna, że zbliżają się do celu.
- Niech pani teraz nie zrobi żadnego głupstwa -
ostrzegł ją Wat. - Proszę zostawić wszystko mnie. Będę się
rozglądał.
Sophie wyczuła, że bardzo zwolnili. Zmieniło się jeszcze
coś. Wiatr ucichł, a hałas uliczny dobiegał z daleka.
Uniosła się nieco, zaczęła poruszać rękami i nogami. Była
bardzo zesztywniała po wielu godzinach leżenia na dnie wozu.
Jak długo trwała ta podróż? Na pewno jest już dzień.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęła. - Widzisz coś?
Wat właśnie poluzował plandekę z tyłu wozu i wyjrzał na
zewnątrz.
- Niech mnie diabli. W tej mgle nie da się zobaczyć
nawet własnej ręki.
- To może być nasza szansa! - W Sophie wstąpiła
nadzieja. Chodz ze mną, Wat! Wymkniemy się, nikt nas nie
zauważy. Zapewniam cię, że nie pożałujesz.
226
- A dokąd byśmy poszli, proszę pani? Nigdy tu nie
byłem, ale słyszałem, że na ulicach jest niebezpiecznie,
szczególnie podczas mgły. Na pewno ktoś dałby nam w głowę
i obrabował.
Sophie zakaszlała, bo jakieś opary podrażniły jej gardło,
mimo to nie dawała za wygraną.
- A co nas tutaj czeka? Dobrze wiesz, że Harward nie
dopuści, bym wyszła z tego żywa. A co stanie się z tobą?
Pomyślałeś o tym?
Wat milczał.
- Przypuśćmy, że czekają na ciebie konstable -
ciągnęła. -Mogli zastawić pułapkę.
- Pan Harward poradzi sobie z nimi. Jest nas zbyt
wielu.
- Ale za mało, by pokonać kompanię milicji albo
oddział dragonów. Chcesz siedzieć w Newgate z trumną przed
oczami i wysłuchać ostatniego kazania w życiu, zanim
wyprowadzą cię z celi i powieszą?
Usłyszała, jak gwałtownie wciągnął powietrze, ale
zastanawiał się zbyt długo, bo właśnie w tym momencie
Harward podniósł plandekę z tyłu wozu.
- Obudziłaś się, moja droga? - spytał. - Zdawało mi się,
że słyszałem, jak kaszlesz. Ta mgła jest bardzo nieprzyjemna,
to prawda, ale to nieodłączna cecha Londynu. Wyznaję, że
lubię moje wyprawy na wieś.
- Jestem o tym przekonana - odparła gorzko. - Muszą
przynosić panu spory dochód.
- To prawda, moja droga! Ale proszę nie tracić ducha,
pani Firle. Jesteśmy prawie u celu. Niebawem znajdzie się pani
bezpiecznie pod dachem.
Sophie ogarnęła rozpacz. Gdyby Wat nie zawahał się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \