[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wychwytywały z ksiąg fragmenty, a następnie gromadziły je w jednym punkcie.
Tam, niczym siarczan miedzi krystalizujący natychmiast z nasyconego roztworu,
wszystkie te drobiny przylgnęły do siebie w wyniku implozji nieentropijnej ener-
gii, i tak oto w środku lasu stanął, jakby był tam od zawsze, Pasztetnik. Stworzony
z elementów licznych rymowanek dla dzieci z całego świata, objawił się fizycznie
przed oczyma zdumionych chłopców i nie mniej zdumionego mola.
* * *
Ciszę rozdarły niesione przez echo uderzenia kopyt o murawę przed zam-
kiem. Czterech jezdzców powracało z przejażdżki. Król Klayth, ciężko dysząc,
zatrzymał konia, przystając tuż przed mostem zwodzonym. Jego rumak zziajał
się z wysiłku i przestępował niespokojnie z nogi na nogę na miękkim podłożu.
Dwaj strażnicy pałacowi przemknęli po moście i zniknęli w zamku. Jadący nieda-
leko za nimi Snydewinder krzyknął jeszcze: Wspaniała przejażdżka, sire, bardzo
przyjemna! , i nie czekając na odpowiedz, przejechał po moście i znikł królowi
z oczu.
Dziwne, pomyślał Klayth. Jestem pewien, że się uśmiechał. Zadziwiające, ile
potrafi zdziałać zwykły koń!
142
Wzorem pozostałych ruszył w stronę zamku, lecz nagle się zatrzymał. Coś
przykuło jego wzrok. Na ziemi, kilka jardów od niego, leżała malutka marche-
weczka, wgnieciona w świeży odcisk podkowy.
Nie widział jej, kiedy wyjeżdżali.
Ale z drugiej strony, zastanawiał się władca, nie przyglądałem się wtedy. To
nie takie oczywiste.
Jeszcze raz popatrzył na miejsce, gdzie kończyło się miękkie podłoże i choć
nie mógł mieć całkowitej pewności, doszedł do wniosku, że wygląda to tak jakby
ciężki wóz wyjechał z zamku i skierował się szlakiem ku górom. Król w zamy-
śleniu pokręcił jeszcze głową, wzruszył ramionami, postarał się zapamiętać, że
powinien wypytać o to lorda kanclerza, i wjechał na most.
* * *
Zaraz, zaraz, czy ja dobrze rozumiem? powiedział powoli Firkin do
tryskającego radością Beczki. Usiłujesz mi wmówić, że to wszystko robota
mola książkowego?
O szsta.
Co?
Tak się nazywa.
O szst?
Cóż, tak to zabrzmiało. Wydawał szczękami taki śmieszny odgłos, brzmią-
cy mniej więcej. . . eee. . . no, O szst.
W porządku tak więc to wszystko robota O szsta?
Zgadza się przytaknął Beczka jak gdyby nigdy nic.
I utrzymujesz, że paszteciki, które przed chwilą zjedliśmy, upiekł Pasztet-
nik, który jeszcze trzy minuty temu był zbiorem słów w książkach rozsianych po
całym świecie?
Tak.
I że tajemniczy dzwięk oraz te śmieszne srebrne cosie były fragmentami
jego postaci, zbierającymi się razem, żeby go urzeczywistnić?
Tak.
. . . i teraz jest realny jak ty i ja. . .
Tak.
. . . i ty zażyczyłeś sobie Pasztetnika. . .
Tak.
. . . i mamy jeszcze dwa życzenia. . .
Tak.
143
. . . i możemy sprowadzić kogokolwiek. . .
Tak.
. . . kto nam się zamarzy?. . .
Tak.
I ja mam w to uwierzyć?
Tak.
Wiedziałem, że to powiesz.
O szst potakiwał wszystkiemu równie gorliwie jak Beczka.
Firkin usiadł i w zamyśleniu wlepił wzrok w mola. Ten odpowiedział pełnym
samozadowolenia spojrzeniem.
Pszam, chłopaki zmącił ciszę Pasztetnik ale jak nic już nie chcecie,
to będę spadał do Bajlandii, tak więc do zobaczyska, w porządalu?
Nie, nie, musisz pójść z nami odezwał się błagalnie Beczka. Proszę.
Kiedy mam do opchnięcia te wszystkie paszteciki!
Firkin wstał, wsunął sobie O szsta do kieszeni i podszedł do Pasztetnika. Jed-
ną ręką obejmując jego wytłuszczone ramię, jął wyjaśniać, że udają się do zamku
Rhyngill, i że dostawca pasztetów jego królewskiej mości brzmi bardzo fajnie,
a poza tym na zamku są ci wszyscy ludzie, sam wiesz, no, rycerze, pisarze, panny,
ooo tak, mnóstwo panien, z twoim wyglądem nie będziesz miał żadnych proble-
mów, straszne mnóstwo panien, na pewno sprzedasz tyle, ile dziennie wypiekasz,
plus coś ekstra, rozumiesz? Zapadła cisza, wszyscy pogrążyli się we własnych
myślach.
Pasztetnik marzył o nowych przepisach, królewskich przepisach. Ma się rozu-
mieć wtedy, kiedy nie marzył akurat o pannach.
Beczka marzył o gorących, parujących pasztecikach.
Firkin rozmyślał o wszystkich herosach ze wszystkich książek, jakie czytał.
Wtedy to, po raz pierwszy w życiu, na tej polance pośród potężnego lasu, na-
prawdę pomyślał o magii na poważnie.
* * *
Cukinia siedziała na wielkim dębowym stole kuchennym, bezmyślnie wyma-
chując nogami. Przerwała to pasjonujące zajęcie, podniosła łyżkę i zaczęła od-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]