[ Pobierz całość w formacie PDF ]

następnym razem pomordują ich dzieci. Chad osądził, że sprawcy nic rekrutowali się spośród
neofaszystowskich skinheadów. Tak skromny wynik napastowania byłby poniżej ich
godności. Ci dręczyciele mieli po dwanaście, najwyżej trzynaście lat.
Dzięki swej znajomości z radnym George'em Rugmannem Rudderem Riaz znalazł
rodzinie mieszkanie w bengalskim okręgu, ale musiało to trochę potrwać, więc postanowił
podjąć działanie. Razem z Hatem, Chadem, Shahidem i innymi studentami z college'u miał
zamiar strzec Bengalczyków, póki się stamtąd nie wyprowadzą i na własną rękę poszukać
napastników.
Kierowca poszeptał przez otwór na listy, szczęknęły niezliczone zamki i kobieta
otworzyła drzwi. Całe mieszkanie, ze swoim podniszczonym umeblowaniem, zabitymi
oknami i fioletowym widokiem miasta rozciągającego się w dole, oświetlał jedynie włączony
telewizor i osłonięta lampa. Kobieta chciała, by wrogowie sądzili, że wystraszona rodzina już
się wyniosła.
Czwórka rozbrykanych, bynajmniej nie przestraszonych małych dzieci natychmiast
przylgnęła do Chada. Ten już przy wejściu opróżnił swoje kieszenie ze słodyczy i wcisnął im
wszystkie drobne, jakie miał przy sobie, chociaż małe dziecięce rączki nie mogły tego
zmieścić.
- Co ci jest, Chad? - zapytał Shahid.
- Po prostu nie mogę patrzeć, jak moi ludzie cierpią - wyjąkał. - Muszę wziąć się w
garść.
- Jeśli ta kobieta zobaczy cię, jak buczysz, będziemy dla niej raczej marnym oparciem.
- Masz rację. - Głośno wytarł nos. - Jesteś uparty jak osioł, ale czasem gadasz do
rzeczy.
Hat przechylił zieloną torbę i wysypał z niej kije do krykieta, pałki, kastety, tasaki i
noże do krojenia mięsa ofiarowane przez rzeznika.
- Miałeś już kiedyś do czynienia z bronią? - zapytał go Chad.
- Muszę przyznać, że nie - odpowiedział Shahid. - A ty?
- Owszem. Pokażę ci.
Kiedy Chad entuzjastycznie demonstrował najbardziej efektywny sposób obchodzenia
się z tasakiem, Hat niczym rasowy liniarz badał układ mieszkania, ustalał wszystkie możliwe
wejścia i wyjścia oraz punkty najtrudniejsze do obrony. Potem ku zdumieniu Chada i uciesze
Tahiry rozpakował swoją torbę podróżną, którą przygotowała mu matka; szczoteczkę do
zębów i nić dentystyczną umieścił na półce w łazience, a czerwoną baseballową czapeczkę
powiesił w przedpokoju. W tym czasie siedząca w kącie Tahira przygotowała dla niego
pobieżne studium terenu.
- Hat wiecznie się uczy - powiedział Chad, obserwując jego poczynania. - Jest zdolny
i jego ojciec bardzo nalega, żeby został księgowym.
- To jego ojciec prowadzi tę restaurację, którą tak lubi Riaz?
- Tak - przyznał Chad chmurnie. - Ale za to nie lubi nas. Bo uważa, że chcemy
odwieść Hata od pomysłu zostania księgowym. Co zresztą nie jest prawdą. My tylko
uświadamiamy mu, że każdy księgowy musi spotykać wiele kobiet. I podawać im rękę. A
poza tym księgowi codziennie piją i robią machloje z odsetkami. Nie wiemy, czy wśród nich
Hat nie będzie się czuł obco.
Shahid stał już w korytarzu przy telefonie, żeby zadzwonić do Deedee, kiedy Riaz
ogłosił czas modlitwy.
W Karaczi, namówiony przez swoich kuzynów, Shahid był kilka razy w meczecie.
Podczas gdy ich rodzice popijali nielegalną whisky i oglądali przysłane z Anglii kasety
wideo, nastoletni krewni Shahida wraz z przyjaciółmi gromadzili się w piątki w ich domu,
aby udać się wspólnie na modlitwę. Religijny entuzjazm młodszego pokolenia, idący w parze
z niezachwianymi przekonaniami politycznymi, bardzo go zaskoczył. Pewnego razu Shahid
pokazywał swojej kuzynce kilka ćwiczeń jogi, na co jej brat zareagował tak gwałtownie, że
omal nie wyrządził krzywdy siedzącej ze stopami przy uszach dziewczynie. Joga kojarzyła
mu się "z tymi cholernymi Hindusami". Tenże kuzyn odmawiał także mówienia po angielsku,
chociaż w jego rodzinie posługiwano się nim na co dzień; twierdził, że pokolenie jego ojca, ze
swoim angielskim akcentem, zachodnimi stopniami naukowymi i brytyjskim snobizmem
przyjęło, że miejscowi ludzie są gorsi. Wszyscy oni powinni zostać, wzorem Gandhiego,
zmuszeni do zamieszkania na wsi, pomiędzy chłopami.
W domu ojciec, zapytany o sprawy religii, odpowiadał z upodobaniem: "Istotnie, mam
głęboką wiarę. %7łe w życiu liczy się jedynie ciężka praca, aż pot będzie ci się lał po rowku!"
Shahid i Chili nie zostali wychowani w żadnym wyznaniu. A kiedy wujowi Tipoo zdarzało
się czasem modlić w domu, ojciec zrzędził i pytał, dlaczego Tipoo musi robić taki hałas
akurat wtedy, kiedy on ogląda powtórkę swojego ulubionego programu: Zwiat w ogniu wojny!
Ale teraz Shahid obawiał się, że jego ignorancja skarze go na bezludną wyspę. W
obecnych czasach każdy człowiek przywiązuje wielką wagę do własnej tożsamości, mieniąc
się mężczyzną, kobietą, gejem, czarnym, żydem - i szafuje tym określeniem, z którego czuje
się najbardziej dumny, tak jakby brak etykietki miał go pozbawić miana istoty ludzkiej.
Shahid także chciał być jednym ze swoich. Jednak najpierw musiał ich poznać, ich przeszłość
i nadzieje na przyszłość. Na szczęście nieoceniony Hat służył mu pomocą. Kilkakrotnie
oderwał się od swoich studiów i odwiedził Shahida, przynosząc mu odpowiednie książki;
siedział u niego godzinami, objaśniając fragmenty historii islamu i główne prawdy wiary.
Potem, zrobiwszy miejsce na podłodze, demonstrował, co i jak robić.
Podczas modłów Shahid nie bardzo wiedział, o czym powinien myśleć, ani też jaki
powinien być jego intelektualny wkład w obrzędowe czynności. Dlatego, na kolanach, sławił
realną rzeczywistość świata, fakt egzystencji, niewytłumaczalne zjawiska życia, sztuki,
poczucia humoru, a także miłości; robił to półgłosem, który sam w sobie stanowił kolejny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \