[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tę troskę możesz odrzucić. Ten człowiek nie przypadł mi do gustu i to w całym znaczeniu
tego słowa.
Ogromny ciężar spadł mu z serca, więc żywiej zaczął mówić:
 Człowiek, który pluje na me obrazy, nie ma ani za grosz talentu na zięcia dyplomaty.
Przeciwnie, ten, o którym myślę i którego chce także Juarez, to mężczyzna, że lepszego i ze
świecą nie znajdziesz. Zgadnij, kto to taki?
 Powiedz raczej sam, kogo masz na myśli.
 %7łebym się tylko tak nie zblamował przed nim. Ani na chwilę nie wpadło mi do głowy, kim
jest, więc postępowałem z nim, jak z jakimś przybłędą. Pomyśl tylko, jak mogłem wpaść na ten
pomysł i zarzucać mu, że cudze sarny po lesie wlecze dla innych?
Już wiedziała o kim mówi. Zarumieniła się i odwróciła nieco, chcąc ukryć zmieszanie.
 No, nie zgadujesz?  pytał.  Mam na myśli Czarnego Gerarda!
Poczęła brząkać szklankami, nie odzywając się.
 No!  zawołał.  Może i tego nie chcesz?
Zapanowała nad sobą, odpowiadając:
 Już ci powiedziałam, co w tym przypadku jest najważniejsze.  Czy ciebie zechce? Tak, to
prawda! Ale mnie się zdawało, że ty go nie możesz znieść i że nie chcesz o nim nic wiedzieć. W
ostatnim czasie nawet nie spojrzałaś na niego i dzisiaj, choć ostatkiem sił nas uratował, nie po-
szłaś zobaczyć, jak mu się wiedzie.
Stanęła koło drugiego stołu, odwrócona tyłem i milcząca.
 No, broń się!  zawołał.
Dziwny, doniosły jęk rozległ się po pokoju, jęk, jakby ktoś gwałtem wszystko zdusił w sobie,
lecz nie mogąc dłużej trzymać, wybuchnął. Głośne łkanie było dalszym ciągiem. Zakrywszy oczy
rękami i szlochając głośno, wybiegła z pokoju.
Pirnero patrzył za nią przerażony.
 Co to było?  mruczał. -To płacz i jęk, o jakim w Pirna ani nie śnią. Widać nie chce o nim
słyszeć, to pewne. Biedne dziecko! Mam ją naprawdę przykuć do niego, pomimo, że jej serce
czuje odrazę? O nie, niech raczej całe gubernatorstwo diabli porwą! Dziecko jest najważniejsze,
bliższe i milsze, niż cała prowincja i jakieś tam ordery z Rzymu lub Konstantynopola. Niech się
w piekło zapadnie cała polityka. Urodziłem się takim geniuszem, a cóż wymyślam  ot, nieszczę-
100
ście. Muszę jej powiedzieć i zapewnić, że co do mnie, nie potrzebuje nawet popatrzyć na tego
Gerarda!
Wstał, by odszukać córkę, ale wszedł wprost na Sępiego Dzioba. Odzież jego była poplamiona
krwią, najlepszy znak, że nie próżnował podczas walki i dzielnie się potykał z wrogiem. Pirnero
stanął mimo woli, obserwując go uważnie od stóp do głów.
 O Jezu, jak wy wyglądacie, senior!  zawołał.
Amerykanin rzucił na niego niezbyt przychylne spojrzenie i odparł:
 Myślę, że muszę wyglądać inaczej, niż ten, co siedział za piecem, podczas gdy nam koło
uszu świstały kulki. Zrozumieliście mnie, senior?
Pirnero wyprostował się i z dumą rzekł:
 Może mnie macie na myśli? Chcecie może powiedzieć, że ja nie walczyłem?
 Nie było tego widać.
 Mylicie się gruntownie. Najkrwawsza walka odbyła się tu, w mym domu. Kule świstały w
powietrzu, jak muchy nad piecem.
 Biliście się także?
 Ja? Wódz?  pytał Pirnero.
 Do diabła, pan dowodziłeś?
 Naturalnie, to oczywiste.
 O, to zmienia postać rzeczy. Proszę o wybaczenie, nic o tym nie wiedziałem. Dajcie mi kie-
liszek julepu, bym wasz talent wojenny jako wodza należycie mógł oblać.
 Julep dostaniecie, ale co do podziwu, jaki chcecie mi okazać, to powiadam, że się o to wcale
nie staram, ani mi na tym nie zależy. Zbyt dobrze jestem znany, jako dobry polityk i strateg. Mo-
żecie to sobie na przyszłość zapamiętać.
Począł kroczyć z dumnie podniesioną głową do baru, by nalać kieliszek wódki, a stawiając go
przed gościem, zapytał:
 Dziwi mnie, dlaczego jeszcze tu przychodzicie?
Zapytany popatrzył na niego i odrzekł:
 Myślę, że dla julepu.
 Ale dlaczego właśnie teraz?
Amerykanin zaokrąglił wargi i zwróciwszy się do niego, splunął mu tuż koło nosa, tak, że Pir-
nero cofnął się o krok, a następnie rzekł:
 A dlaczego nie teraz?
 Myślę, że wszyscy poszli do obozu Indian!
 Indian widziałem już dosyć podczas mego życia.
 Ale dzisiejszych ceremonii, zapewne nie?
 Ceremonie, ceremoniami, a Indianin Indianinem. Dlaczego sami nie poszliście się temu
przypatrzeć?
 Dobry wódz nie ma prawa opuszczać centrum walki?
 Hm mruknął Amerykanin rozbawiony. Kto jest tym wodzem: wy czy Juarez?
 Obaj. Prezydent Juarez również spełnia swój obowiązek i ani mu w głowie wychodzić z
domu do Indian.
 Jest tutaj?
 Naturalnie.
 Gdzie?
 Na górze w swoim pokoju.
 Muszę z nim mówić. Proszę mi pokazać, gdzie mam go szukać.
 Zaprowadzę was. Proszę iść za mną, senior Sępi Dziób.
101
Rzeczywiście zdobył się na grzeczność i poprowadził strzelca na górę.
Kiedy doszli do pokoju, Pirnero zapukał do drzwi i spokojnie czekał na odpowiedz. Ponieważ
nie było odzewu, z wolna otworzył drzwi i wsunął się do środka. Pokój był pusty.
 Czyżby prezydent poszedł do Indian?  powiedział zaskoczony  W takim razie tylko ja je-
den, wytrwałem na stanowisku. Ale tam naprzeciw słyszę głosy. Jeżeli się nie mylę to i jego głos
można rozróżnić.
 Kto jest naprzeciw?
 Tam leży hrabia Rodriganda, którego o mało nie zabili. Spróbuję zapukać.
 Odważycie się przeszkadzać?
 Oczywiście. Jestem na tak dobrej stopie z Juarezem.
Podszedł do drzwi pokoju, z którego słychać było rozmowę i zapukał. Otworzył Mariano.
Juarez wychodząc ze swego pokoju spotkał się ponownie ze Sternauem. Kilka uwag, które
wymienili zrodziły w prezydencie chęci powtórnego zobaczenia hrabiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \