[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moje spodnie, wpychał swój język w moje usta, potem rozsuwał moje nogi i wsuwał dwa
palce we mnie. Czasami nie byłam wcale wilgotna i gdy wybrał niewłaściwe palce,
czułam jego obrączkę w swojej pochwie.
Co czułaś w takim momencie?
Drut kolczasty. Po prostu drut kolczasty. Zardzewiały drut kolczasty w mojej pochwie i
jego język w moich ustach. Każda litera wygrawerowana na tej obrączce była jak
zahaczający i rozrywający mnie kolec. Joanna 30.01.1978. Zaczynało boleć przy J ,
pierwsze łzy przychodziły przy pierwszym a , przebijało mnie przy 30 . Urodziłam się 30
stycznia. W dniu jego ślubu, tylko że osiem lat wcześniej. Gdy przychodził do mnie w
urodziny, miał zawsze dwa bukiety. Jeden dla mnie. Ten mój urodzinowy. Przepiękny.
Taki, aby obejmując go, trzeba było wyciągać obie ręce. Drugi dla żony. Kładł go na
parapecie w kuchni. Tak, aby go przemilczeć. Udawać, że jest jak jego aktówka. Bez
znaczenia. Tak, aby nie leżał w salonie, gdy kochamy się na podłodze, lub w sypialni,
gdybyśmy zdążyli tam dotrzeć. Gdy po wszystkim przestawał mnie całować i odwracał
się, wstawałam z podłogi w salonie lub z łóżka w sypialni i naga szłam do łazienki. On
zazwyczaj leżał i palił papierosa. Wracając z łazienki przez przedpokój, zauważałam ten
bukiet. Podchodziłam do szafy w przedpokoju, brałam ten największy wazon z fioletowe-
go szkła, nalewałam wody, szłam do kuchni i wstawiałam kwiaty dla jego żony. Bukiet
taki, aby obejmując go, trzeba było wyciągać obie ręce. Także przepiękny. Bo on nigdy
nie kupuje kwiatów w pośpiechu. Nigdy. On kupuje kwiaty tak naprawdę dla siebie, aby
cieszyć się widokiem radości, którą nimi sprawia. Mnie. I swojej żonie także.
Róże dla niej były zawsze purpurowe. Wstążki zawsze kremowe. Za folią między
kwiatami zawsze biała koperta. Niezaklejona. Kiedyś miałam ją już w dłoniach. On leżał
w pokoju, palił papierosa, zmęczony i uspokojony tym, co zrobiliśmy przed chwilą, a ja
stałam naga w kuchni przy bukiecie purpurowych róż dla jego żony i przyciskałam do
piersi kopertę, w której były słowa mogące mnie jedynie zranić. Pamiętam, że spojrzałam
na tę kopertę i widząc pisane jego ręką słowo Joanna, poczułam w sobie po raz drugi ten
drut. Ale tym razem już w całej sobie, wszędzie. Odłożyłam wtedy tę kopertę za folię.
Opadła między purpurowe róże dla jego żony. Musiałam odwrócić się od tego wazonu,
aby więcej nie patrzeć na niego, i stałam odwrócona plecami do okna, naga, drżąc z
zimna i z bólu, i z poniżenia, i z litości nad sobą, czekając, aż drżenie przejdzie. Aby
niczego nie zauważył.
Potem wracałam na podłogę lub do łóżka, wtulałam się w niego i zapominałam o
wszystkim. Pomagał mi w tym. Czasami miałam wrażenie, że wie, co działo się ze mną
w tej kuchni i chce mi to wynagrodzić. Tak jak gdyby pocałunkami chciał zatkać dziury we
39
mnie po tym kolczastym drucie. I zatykał. Bo on kocha kobiety tak samo jak kupuje dla
nich kwiaty. Głównie po to, aby czuć radość, patrząc na nie, gdy są szczęśliwe. I to jest
chyba to, co tak bardzo uzależnia mnie od niego. To uczucie, że nie można przeżyć bez
niego czegoś równie dobrego albo czegoś lepszego . Po prostu nie można.
Czasami wydawało mi się, że to absurd. %7łe to tylko moja niedorozwinięta wyobraznia.
Kiedyś odważyłam się i powiedziałam to swojemu kolejnemu psychoterapeucie. To, co
usłyszałam, było jak wykład, który miał mnie chyba wprowadzić w stan podziwu.
Powiedział, że to nie ma nic wspólnego z wyobraznią i że to jest edypalny przejaw
pragnienia bycia żoną swojego ojca i uczynienia z niego swej własności oraz pragnienia
rodzenia mu dzieci . Wyobrażasz to sobie?! Taki palant! Takie coś mi powiedział. Mnie,
która nie miała ojca od drugiego roku życia. A przed drugim rokiem życia miała go ponoć
sześć miesięcy i dwadzieścia trzy dni zanim trawler, na którym był oficerem, uderzył w
górę lodową i zatonął koło Nowej Fundlandii. Wyszłam w połowie drugiej terapii i nawet
nie chciało mi się trzasnąć drzwiami. Mógłby poczuć się zbyt dobrze, myśląc, że udało
mu się mnie zdenerwować. Edypalny przejaw pragnienia . Coś takiego! Zarozumiały
psychol w czarnym golfie, spodniach, które chyba nigdy nie widziały pralni, i z brzydkim
kolczykiem w uchu. Mówić coś takiego mnie, która zaraz po Dzieciach z Bullerbyn
przeczytała Psychologię kobiety tej genialnej Horney!
To na pewno nie był edypalny przejaw pragnienia . To były jego usta. Po prostu. I dłonie
także. Wtulałam się w niego, a on dotykał i całował. Wszystko. Usta, palce, łokcie, włosy,
kolana, stopy, plecy, nadgarstki, uszy, oczy i uda. Potem oczy, paznokcie i znowu uda. I
trzeba było mu przerywać. Aby wreszcie przestał całować i aby wszedł we mnie, zanim
zrobi się za pózno i będzie musiał wstać, ubrać się i zejść do taksówki, która zawiezie go
do żony.
I gdy pózniej wychodził do domu, zabierając bukiet z wazonu w kuchni, miałam to
wyrazne uczucie, że nie można bez niego przeżyć czegoś równie dobrego . Po prostu
nie można. I że to akurat mam takie ogromne szczęście z nim przeżywać. I że tego nie
wyjaśni żaden psycholog i że sama Horney, gdyby jeszcze żyła, także nie potrafiłaby
tego wyjaśnić. I że nawet gdyby mogła, to ja i tak nie chciałabym tego słuchać.
Czasami z korytarza lub już z ulicy wracał, wbiegał na moje czwarte piętro, wpadał
zdyszany do mieszkania, aby podziękować mi, że włożyłam kwiaty do wazonu. I wtedy
bolało mnie najbardziej. Bo ja tak samo jak on chciałam przecież, aby to przemilczeć.
Udawać, że ten bukiet jest jak jego aktówka. Bez znaczenia. Nie udało się to nam nigdy.
Ja za każdym razem wyciągałam fioletowy wazon, a on zawsze wracał, aby
podziękować.
A wracał, bo nigdy niczego nie bierze za oczywiste. I to jest - i zawsze był - także
kawałek tego nieosiągalnego czegoś równie dobrego , czego nie przeżyje się z innym
mężczyzną. On się nad wszystkim zastanawia, pochyla troskliwie lub w najgorszym przy-
padku wszystko dostrzega. Traktuje wdzięczność jak coś, co powinno się wyrazić tak
40
samo jak szacunek. Najlepiej natychmiast. I dlatego nie wiedząc nawet, jaki ból mi tym
sprawia, wbiegał zdyszany na czwarte piętro, całował mnie i dziękował za to, że kwiaty
wstawiłam do wazonu. I gdy on zbiegał do taksówki schodami, ja wracałam do sypialni
lub do salonu, gdzie przed chwilą mnie całował, dopijałam resztki wina z jego i mojego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]