[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ba znam. Tak pomyślałem wchodząc, kiedy zobaczyłem cię z Chloe. Pokaż się ślicznotko. Spójrz na
mnie.
Dotknął jej ramienia; cofnęła się szybko, odwracając się do niego.
- To Josey Cirrini. Cirrini. Jest bogata, ale ćśśś... - powiedziała Chloe.
R
L
T
Josey usiłowała ściągnąć ją ze stołka.
- Chodz, musimy iść.
Chloe obiema rękami wczepiła się w bar.
- Nie mogę. Jeszcze nie usłyszałam jej imienia.
- Chodz, złaz z tego stołka.
- Zostaw tę małą - odezwał się Julian. - Ja ją odwiozę do domu.
- Nic z tego. - Josey ciągle szarpała Chloe, która wczepiła się w bar i tym bardziej się opierała,
im bardziej Josey ją ciągnęła.
- Wiem, że gdzieś cię już widziałem - nie ustępował Julian.
- Chloe? Josey? - rozległ się głos za ich plecami. - Co tu robicie?
Josey puściła Chloe, co miało ten skutek, że Chloe puściła bar. Obie odwróciły się w stronę, z
której dobiegł głos.
- Adam! - krzyknęła Chloe. - Co tu robisz?
Adam zmarszczył brwi. Nie był zadowolony, ale Josey jeszcze nigdy się tak nie ucieszyła na
czyjś widok. Miał na sobie kurtkę z miękkiej brązowej skóry, niebieski golf, dokładnie pod kolor oczu.
Wyglądał cudownie.
- Dzwoniłaś do mnie, Clo. Zostawiłaś wiadomość na mojej sekretarce.
- Ja do ciebie dzwoniłam?
- Pewnie chciałaś zostawić wiadomość dla Jake'a.
- Ups! - Chloe chwyciła Adama za rękę i przyciągnęła go do siebie. Josey musiała się cofnąć
mu z drogi. - Adamie, poznaj Juliana.
Adam nie zwrócił na niego uwagi.
- Chodzmy, Clo - powiedział, usiłując ściągnąć ją ze stołka. Chloe natychmiast znowu przywar-
ła do baru. Josey miała ochotę powiedzieć Adamowi:  Powodzenia. To przyssawka".
- Czekaj - odezwał się nagle Julian i Josey myślała, że protestuje przed odciąganiem od niego
Chloe, ale kiedy na niego spojrzała, przekonała się, że patrzy wprost na nią. To spojrzenie ją poraziło,
obudziło bolesne mrowienie w karku. - To ty! - dodał, celując w nią palcem. - Wiem, kim jesteś. Wła-
małaś się do mojego domu! Zabrałaś mi portfel!
- Chodz, Josey - powiedział Adam. - Pomóż mi z Chloe.
- Jesteś mi winna pieniądze, ty gruba dziwko! Wszystko zaczęło się dziać jak na przyspieszo-
nym filmie.
Julian właśnie wstawał, kiedy Adam odwrócił się i bez najmniejszego ostrzeżenia walnął go
pięścią w szczękę. Julian zatoczył się do tyłu, a ludzie wokół nich przestali rozmawiać.
- Wstajesz. - Adam dosłownie podniósł Chloe ze stołka i odciągnął ją od baru. - Josey, za mną.
Natychmiast.
R
L
T
Josey stała nieruchomo. Adam na poły niósł, na poły ciągnął Chloe.
- Josey, do cholery, z tą kulawą nogą nie dam rady wywlec was obu. Chodz!
Zmusiła się do ruchu. Pobiegła do drzwi i otworzyła je przed Adamem.
- Julian! Julian! - wołała Chloe. - Bardzo przepraszam! Puszczaj!
Zwiat na zewnątrz stanowił zupełne przeciwieństwo wnętrza knajpy. Było zimno, cicho i Josey
natychmiast poczuła się, jakby miała watę w uszach.
- Kto prowadził? - spytał Adam, trzymając w ramionach szamoczącą się Chloe.
Josey otworzyła usta, żeby uszy się jej odetkały.
- Kto prowadził?!
- Ja...
- Gdzie twój samochód?
- Tam.
Adam ruszył przez parking z chrzęstem żwiru.
- Otwórz.
Josey pobiegła za nim i odblokowała drzwi. Sięgnął do klamki i razem wpakowali na tylne sie-
dzenie szamoczącą się burzę rudych włosów i brokatu.
- Siądz razem z nią i daj mi kluczyki.
Zawahała się. Zaczął coś mówić.
- Dobrze - rzuciła, dała mu kluczyki i wcisnęła się obok Chloe.
Zatrzasnął drzwi, obiegł samochód i usiadł za kierownicą.
Wyjechał z parkingu na pełnym gazie, płynnie pokonując zakręt.
Poza coraz rzadszymi protestami Chloe, którą Josey otulała płaszczem, w samochodzie panowa-
ło ciężkie milczenie. Josey objęła Chloe, która po chwili oparła głowę na jej ramieniu.
Adam nie odzywał się aż do mieszkania Chloe. Nie przerwał milczenia nawet, gdy wnieśli
Chloe po długich schodach, które dzieliły starą remizę na cztery apartamenty. Josey wyjęła klucze z
torebki Chloe i otworzyła drzwi.
Poszła za Adamem do sypialni. W pokoju o ścianach z czerwonej cegły dominowało wielkie ło-
że o masywnym czarnym wezgłowiu. To mieszkanie miało wyraznie męski charakter. Trudno było
uwierzyć, że Chloe tu mieszka. Nie odcisnęła tu swego śladu. Nawet nie było tu półek na książki. Jak
Chloe mogła bez nich żyć?
Ledwie położyli Chloe na łóżku, Adam odwrócił się gwałtownie do Josey.
- Jak mogłaś dopuścić do tego, że się tak napruła? - spytał. - Jesteś pijana?
Jeszcze nigdy nie widziała go rozgniewanego - tym bardziej na nią. Nie znała ludzi, którzy
wpadali w prawdziwy gniew. Bywali urażeni, kąśliwi, zdarzały im się obelgi udające komplementy,
ale rzadko jawny gniew.
R
L
T
- Niczego nie piłam - odpowiedziała. - I ciągle starałam się ją stamtąd wyciągnąć. Nie miałam
pojęcia, że zamierzała się spotkać właśnie z Julianem.
- Więc go znasz? Chyba mi nie powiesz, że naprawdę włamałaś się do jego domu i ukradłaś mu
portfel?
Zawahała się przez chwilę.
- To nie był jego dom i nie jego portfel.
- Ukradłaś portfel komuś innemu? - spytał z niedowierzaniem.
- Niczego nie ukradłam. Odzyskałam portfel przyjaciółki.
Adam zacisnął szczęki, aż zagrały mu mięśnie.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? Matka wie, że to robisz? Tego już nie wytrzymała.
- Mam dwadzieścia siedem lat! Co moja matka ma z tym wspólnego? Ale tak o mnie wszyscy
myślą, tak? Biedna Josey. Gruba, nietowarzyska, zahukana przez matkę, niedorównująca wielkiemu
ojcu. Mam już powyżej uszu martwienia się, co ludzie powiedzą, co myśleli o mnie, kiedy byłam
dzieckiem. I mam dość takich min! - dodała, wskazując jego twarz.
- Jakich?
- Pełnych litości!
Cofnął się o krok, jakby się jej przestraszył. Gdyby nie była tak wściekła, gdyby nie miała za
sobą kiepskiego dnia, pewnie by się roześmiała.
- Słuchaj - podjął. - Chcę tylko powiedzieć, że Chloe jest teraz w kiepskim stanie. Powinnaś ją
popychać w stronę Jake'a, a nie włóczyć ją po takich mordowniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \