[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyda na kiedy indziej. Joga i systemy wschod-
nich medytacji. Jechał sprzedać swoją wiedzę na
te modne tematy, choć jedyne, co wiedział na
pewno, to że coś dziwnego to z nim robi. Może i
poodtykały mu się kanaliki energetyczne, ale chy-
12/19
ba za bardzo, czuł w sobie przeciąg, może ot-
worzył coś jeszcze, coś niedobrego może.
Lubię spędzać urlop w domu. Chuda mniej,
ale się nie wypowiada, rób, co chcesz, to twoje
pieniądze. Urlopu nikt mi nie daje. Sam decyduję.
Potem trenuję siłę własnego postanowienia.
Udowadniam, że jest ważniejsze od pieniędzy.
Jestem w domu, odbieram telefony, nudzę się cza-
sem, ale nie przyjmuję zleceń. Najlepszych nawet.
Koniec. Powiedziałem. Mój ojciec nie był taki
twardy. Od czasu ostatniej piwnicy nie wychodzą
mi z głowy dwie rzeczy: cycki i %7łydzi. To dziwne,
bo kiedy jestem na urlopie, łatwiej mi pozbyć się
jakiejś myśli. Czytam, chodzę do kina, oglądam
albumy, rozmawiam z Chudą, gram w erpegi i
strategie. Gorzej w pracy. Tam wystarczy zaan-
gażować 1/50 mózgu, pozostałe 49/50 się nudzi,
więc myśli, o czym chce. No, ale jestem na ur-
lopie. Oglądam album Kandinsky'ego, a myślę o
dużych fajnych cycach, rozmawiam z Chudą i
wyobrażam sobie, jak by wyglądała... a może
myślę o kimś innym. I jeszcze ci %7łydzi. Skrobią
od spodu w podłogę? Przecież Niemcy ich dawno
zabili. No to jak mogą skrobać? Jezdziły tu spy-
chacze, potem budowlańcy, powstały osiedla
13/19
bloków, tyle lat komunizmu, mieszkali tu sobie
małosolni ludzie Peerelu, libacje, westerny po dzi-
enniku, prosty seks i niedepilowane nogi, spoko-
jny sen rencistów i emerytów, obiady bez
przypraw, pranie się suszyło na balkonach i jakoś
nie skrobali, a teraz nie to, że Chuda jest pierdol-
nięta, bo trochę jest, ale sam coś słyszałem.
Kobieta z podbitym okiem zaciągnęła za sobą
zasłonę przymierzalni, zdjęła okulary przeci-
wsłoneczne, bluzkę, a po namyśle stanik. Ma
prawie czterdzieści lat i takie ładne piersi. Patrzy
na siebie w lustrze. Nie jest chuda. Już widzi,
że wzięła za obcisły sweterek, nawet nie warto
przymierzać, ale przymierza, za obcisły. Irytuje
się.  Może lepiej buty sobie kupię. Zciąga
sweterek, ściąga spodnie, po namyśle majtki, pa-
trzy na siebie i ma ochotę na seks. Przymierza
sukienkę, ledwo wlazła, powstrzymuje się resztką
silnej woli, żeby nie podrzeć jej przy zdejmowa-
niu. Przymierza spódnicę, może być, ma ładne ły-
dki i kolana. Przymierza top, trochę obcisły, ale
może być, przymierza szorty, dobre. Poprawia jej
się humor. Dobrze, że wzięła urlop i nie musi się
pokazywać z tym okiem dziewczynom w biurze.
Stoi nago, patrzy na siebie w lustrze i myśli, że
14/19
nawet niezle. Ma nadzieję, że ktoś ją podgląda.
Ubiera się, myśli już o alkoholu i gdzie by tu
pójść. Przy kasie zdaje sobie sprawę, że zapomni-
ała czegoś założyć. Sprzedawczyni przygląda się
współczująco jej oku. Najpierw ją to wkurza, ale
potem wzrusza ramionami i uśmiecha się szeroko.
 Rzuciłam chuja.
Twarz sprzedającej dziewczyny się rozjaśnia.
 Dam pani pięć procent rabatu.
Chuda z mgiełką melancholii w oku wyszeptała
mi gorącym szeptem w policzek, że narodowość
jej prawdopodobnie jest żydowska, choć pewności
nie ma, bo jej rodzina skrywała ten fakt i przed
światem, i przed nią, więc to tylko intuicja, ale
wiesz... O ja punkowiec nieszczęśliwy, z resztek
agresji i pogardy obrabowany.
 Chuda, błagam, nie pitol takich, przecież
Baryła brzmi twe słowiańskie nazwisko, nie
dopisuj się do długiej listy zbuntowanych lilii wod-
nych, które rozpaczliwie szukają oryginalnego
wyjścia, a wszystkie tłoczą się żałośnie w tym
samym.
Na uszach Chudej pojawiły się czereśnie, w
oczach łzy, a z ust wystrzeliła pestka. Trafiła mnie
lepko, wilgotnie i ulotnie w brodę. Podniecił mnie
ten akt agresji.
15/19
 Tylko się nie obrażaj.  Dotknąłem jej kolana.
 Spadaj  powiedziała.
Nostromo
Lato, Anielewicza, migające listkami lipy, ich
miodowy zapach, pierdolnięta jest ta moja Chuda,
ludzi niewielu, bo upał, ale każdy z nich stuknąłby
się w czoło, gdyby usłyszał, że zła się nie da
przysypać gruzami i ziemią, cierpienie trzeba
uszanować i rozliczyć, a krew, jeśli się jej w porę
nie zmyje i pozwoli obojętnie wsiąknąć w ziemię,
zmieszana z gliną wylezie kiedyś hordą golemów
powolnych jak czołgi, a połamane kości i
sponiewierane ciała obleką się w te resztki szmat,
których im nie ukradziono, sklecą się siłą pod-
biologii w dwunożne zmory znające tylko ból i
będą się tym bólem dzielić, biegając pochylone od
drzwi do drzwi naszych spokojnych mieszkań. Nie
powinienem zostawiać jej samej. No, ale muszę
kupić ziemniaki i kawałek mięsa na obiad. Młode
17/19
ziemniaki, kefir, koperek, życie jest piękne, a
latem tanie. Objuczony ekologicznymi siatkami
wszedłem do sklepu mięsnego. Jagnięcina. Na co
dzień jadam kurczaki, wieprzowinę, czasem
wołowinę, a dziś na widok jagnięciny ślina
wezbrała mi w ustach jak głodnemu psu. Za mną
w kolejce zgarbiony staruszek w marynarce, z
której wiatr, słońce i woda latami usuwały kolor,
kształt i fakturę, patrzył na mnie przez grube
szkła w posklejanej plastrem oprawce.  Baranin-
ka? Zamrugał ogromnymi, powiększonymi oczy-
ma i wysunął pytająco wilgotną sztuczną szczękę.
Mógłby zagrać w parodii Obcego  ósmego
pasażera Nostromo. Odpowiedziałem mu tylko
niepewnym grymasem i właśnie wycelowałem
palec w różowe mięsko, gdy na moim apetycie
pojawiła się skaza. Tłusta, czarna mucha. Wpiła
swoją czarną, bezczelną trąbę w delikatny kotle-
cik.
 Prosto z cmentarza żydowskiego  zażartował
staruszek  tu niedaleko.  Pokazał głową gdzie.
 A skąd pan wie, że nie z Powązek?  zapytała
sprzedawczyni, chcąc żartobliwie zbagatelizować
problem muchy.
Mucha nie poniosła kary. Odleciała leniwie, a
ja opuściłem sklep i idąc nieśpiesznym, sierp-
18/19
niowym tempem, osiągnąłem pierwszy poziom
zrozumienia Chudej, nie zjem, kurwa, tego
obiadu. Swędzi mnie kark i chociaż sprawdzałem
już piętnaście razy ręką, wciąż mam wrażenie,
że coś mi tam łazi. Moje gardło i żołądek stały
się podejrzliwe i gotowe do zrywu, jak u Chudej,
włożę tam kawałek mięciutkiej jagnięcinki, a one:
Alarm! Wielka, włochata mucha kręci się w gar-
dle. Chuda nie wyrzyguje tylko wody i coli light.
Usłyszałem, właściwie poczułem, że gęsta har-
monia warszawskiego upału została zakłócona,
odwróciłem się, dziadek Nostromo się wywalił,
macha rozpaczliwie kończynami, nie podniesie się
sam. Rozejrzałem się. Daleko czyjeś plecy,
samochód, przemknęły dzieciaki na rowerach, ale
też daleko. Nikt mu nie pomoże. Przykra sprawa,
odwróciłem się i ruszyłem w swoją stronę. Jeśli
nie będę jadł, to będę razem z Chudą pił colę
light. No właśnie! Zatrzymałem się. Nie kupiłem
coli light, Chuda się załamie. Zawróciłem. Dzi-
adek wyciągnął do mnie ręce. Pomogłem mu się
podnieść, ale nie mógł sam ustać.  Wezwę pogo-
towie  powiedziałem i wyciągnąłem komórkę.
Stary alien pokręcił głową
Przypisy niedostępne w wersji demonstra-
cyjnej
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \