[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Obudz się! - wrzasnął histerycznie. - Obudz się. Niosą nas.
Czołg trząsł się i chybotał. Niektóre z krabów podpierały go z dołu, podczas gdy inne trzymały w górze. Ich skorupy stanowiły
idealny środek
96
transportu. Kraby zmierzały w kierunku zbocza przystani.
Sierżant zaczął krzyczeć, bijąc po twarzy swojego nieprzytomnego kolegę, lecz głowa kaprala nie stawiała oporu. Pod
wpływem ciosów opadała bezwładnie to na prawo, to na lewo. Kraby się zatrzymały. Czołg przechylił się do przodu i przez
ułamek sekundy wydawało się, jakby był zawieszony w powietrzu. Potem runął w dół. Potężny plusk. Mętna woda zamknęła
się nad nim. Z głuchym łoskotem zarył w muliste dno i zaczął się w nim pogrążać. W środku panowała cisza. Trzej mężczyzni
byli martwi.
Siły Zbrojne pospieszyły z odsieczą, gdy tylko rozległ się pierwszy wystrzał z czołgu. Ledwie ucichł, a już dwie ciężarówki
załadowane wojskiem ruszyły na miejsce ataku krabów. W ciągu trzech minut dojechały do przystani. W tym czasie kraby
rozprawiły się z czołgiem.
Kierowca pierwszej ciężarówki, widząc co się dzieje, nacisnął hamulec. Stwory znajdowały się już wszędzie. Droga była nimi
nabita. Zmierzały w kierunku miasta. Próba wycofania pierwszej ciężarówki nie powiodła się. Kierowca drugiej miał trudności
ze skrzynią biegów. Nie było nadziei na uniknięcie konfrontacji ze zbliżającymi się potworami.
%7łołnierze wyskoczyli z samochodów i rzucili
7 - Noc krabów 7 /
się na ziemię, ciskając przed siebie granaty i chwytając za broń.
Cała przystań oraz aleje miasta zapełniły się hukiem wystrzałów. Błyski eksplozji rozświetlały ciemności. Chmury dymu waliły
ze zburzonego schronu morskiego, który teraz stanął w płomieniach.
Kraby powoli parły naprzód. Drogę zagradzały płonące jeszcze zgliszcza, lecz one nie zwracały uwagi na płomienie. Były
nieczułe na ogień!
Kapitan Oliver z Królewskiej Piechoty trzymał w ręce dymiący pistolet. Miał okopconą twarz, gdzieś przepadła jego czapka.
Przegrali. Było to oczywiste. Nie zamierzał więc nadaremnie poświęcać życia swoich żołnierzy. Przekrzykując zgiełk wezwał do
odwrotu.
Wycofując się, żołnierze zostawili ciężarówki. Za nimi znajdował się opustoszały plac z lokalami rozrywkowymi, huśtawkami i
barami szybkiej obsługi. Rzucili się w jego kierunku.
Zewsząd wybiegali przerażeni ludzie. Mężczyzni w piżamach i szlafrokach zabierali swoje rodziny jak najdalej od pola walki.
Kobiety i dzieci krzyczały.
Kapitan Oliver obserwował, jak dwie ciężkie, transportowe ciężarówki podzieliły los czołgu. Kraby uniosły je z łatwością,
przerzucając przez strome zbocze przystani. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Rzędy budynków stanęły w pło-
98
mieniach. Płonąca belka spadła przed kroczącym krabem. Odrzucił ją tylko na bok i szedł dalej.
- Nawet ogień nie jest w stanie ich zatrzymać! - wymamrotał Oliver. - Jakby przyszły z samego piekła!
Dojeżdżały nowe transporty, coraz więcej żołnierzy z północy. Ustawiali mozdzierze i kierowali bezpośredni ogień w zwarte
szeregi krabów. Te rozstępowały się, ale już w następnej sekundzie były znowu razem. Ani jednej ofiary!
O 3.30 król krabów ogłosił odwrót. Dał sygnał jak zwykle kleszczami. Niczym dobrze wyszkolona armia, potwory skierowały się
z powrotem w stronę przystani i w ciągu kilku minut zni-knęły z oczu patrzących na nie ludzi.
Bitwa o Barmouth była skończona. Ruszyły wozy strażackie. Wojsko przystąpiło do oczyszczania terenu. Ci, którym ocalały
domy, wracali do mieszkań. Wielu opłakiwało swoich bliskich. I każdy zastanawiał się kiedy kraby powrócą - bo co do tego, że
wrócą, nikt już nie miał wątpliwości.
W ratuszu miejskim panowała nerwowa i gorąca atmosfera. Było duszno. Zroszeni potem mężczyzni siedzieli po obu stronach
długiego stołu. Słychać było pracujących na zewnątrz robotników, którzy usuwali gruzy. Ulice nagle zapełniły się turystami,
którzy chcieli zobaczyć
99
skutki inwazji. Ignorowali oni bezustanne wezwania policji, aby trzymać się z dala od miejsca tragedii.
Cliff Davenport poluzował krawat i rozejrzał się wokół. Obszerna sala pękała w szwach. Musiały tu być ze dwie setki ludzi,
wśród których przeważali przedstawiciele sił zbrojnych - zarówno grube ryby ze szczytów hierarchii wojskowej, jak i zwykli
oficerowie. Obecny był również burmistrz z doradcami. Oczywiście nie brakowało też prasy.
- Panowie - Grisedale wstał i zwrócił się do zebranych. - Ostatniej nocy to miasto przeżyło atak, nie dający się porównać z
niczym, czego dotąd doświadczyło w swojej historii. Przewidywaliśmy taki rozwój wydarzeń od czasu inwazji na Wyspę Muszli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]