[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nienaturalne zawieszenie broni. Wkrótce Gawain szuka jej warg i znowu nie mogą mówić,
lecz informacje zostały przesłane, wszystkie przekazniki się włączają. George najpierw czuje,
jak jego penis, niczym nadmuchiwana dętka rowerowa, na powrót zrywami nabiera
kształtów; potem zaś jego ruchy, zrazu bardzo wolne, aż cal po calu bezwstydny gość zajmuje
miejsce, wypełnia całą wolną przestrzeń i jeszcze się rozpycha, naciąga ścianki, odsuwa dno,
gdy siÄ™ na nie natyka.
- Rozgość się, czuj się jak u siebie - szepcze mu w usta.
Gawain stęka miarowo nie odpowiadając, ona zaś powtarza, że go kocha, bo porusza
ją do głębi za każdym razem, gdy się nie pilnuje, co rzadko mu się zdarza, i że swoim
orgazmem zajmie się pózniej, nie zamierza go przepuścić. Uwielbia być o krok od szczytu i
móc jeszcze się go spodziewać, czuć, że jest tuż. Z Gawainem nie ma strachu, potrafi go
pózniej wypłoszyć stamtąd, gdzie się przyczaił.
George kocha także owo utajenie, owo oczekiwanie przy stole, na spacerze, na plaży,
w słońcu. Miłość nieprzerwana w sumie, pożądanie, które waha się, czy ustąpić, które
utrzymuje między nimi owo leciuteńkie drżenie powietrza, tętnienie życia, nadające
niewymierną wartość wszystkim chwilom spędzanym razem.
Orgazm jest w gruncie rzeczy osamotnieniem. Człowiek chroni się w delikatny
mechanizm szczytowania i w momencie ekstazy to w nim samym następuje rozładowanie
napięcia. Tego wieczoru George nie ma ochoty być sama ani przez sekundę. Wysoko ceni
sobie rozkosz, która nie walczy o spełnienie, krąży po zakamarkach ciała, by dłużej trwać, i
niesie człowieka na tej samej fali, kołysząc zachwycającą pewnością, że nic się nie równa
takim chwilom i że wreszcie można wykorzystać potencjał wszystkich swoich zmysłów, by
wkroczyć do interioru, naszej ziemi utraconej.
Po raz pierwszy Gawain i George mają przed sobą przyszłość: dziesięć dni. Czują się
bogaci, rozleniwieni, nigdzie im siÄ™ nie spieszy. Nawet walizek jeszcze nie rozpakowali!
Wstają z łóżka zataczając się. Pierwszy raz w życiu będą wspólnie układali swoje rzeczy w
jednej szafie. Mijając się w pokoju, patrzą na siebie z tkliwą wdzięcznością zarówno za to, co
każde od drugiego bierze, jak i za to, co daje.
Gawain nie przywiózł w walizce prawie żadnych swoich rzeczy, całe miejsce zajmuje
mu drugubica! Tylko maniak albo marynarz potrafi zabrać na wakacje sieć! Twierdzi, że
obiecał ją przywiezć koledze z Bretanii, którego ma tutaj, tak samo jak ma kolegów we
wszystkich portach świata. Conan pożyczy mu statek. Popłyną z nim na połów, wszystko już
jest ustalone.
- Ale chyba przywiozłeś sobie jakąś koszulkę oprócz tej? - pyta George, pokazując
trzymaną w dwóch palcach jadowicie czerwoną szmatkę.
- A dlaczego? nie podoba ci się? Kupiłem ją w Dakarze.
- No i bardzo dobra będzie do Dakaru, gdzie nie będę musiała jej oglądać! Tutaj
pozwolisz, że ci ją skonfiskuję? Dostaję od niej oczopląsu.
- Rób, jak uważasz, Karedig. Lubię, jak się mną zajmujesz. Nikt mi nigdy nie mówił,
co mam kupować, a ja się na tym nie znam. No i w ogóle gwiżdżę na to, kupuję, co jest.
Stoi przed nią wspaniały, gładki, silny, o szczęśliwych oczach, bardziej niż zwykle
niebieskich pod ciemnymi brwiami, na granicy młodości i wieku dojrzałego, ledwie
przekroczywszy czterdziestkÄ™.
- A ja na to nie gwiżdżę, życzę sobie, żebyś był równie piękny ubrany, jak nagi. A
skoro ci to nie przeszkadza, to póki tu jesteśmy, schowam też te twoje plecione sandały! Masz
bardzo fajne trampki, a prócz nich bosaki.
- A co ze spodniami? Też zabierasz?
- Możesz je sobie wkładać... od czasu do czasu.
Tuli ją w ramionach, przyciska do swojego bezwstydnego seksu, rozczulony, że
George się z nim obchodzi niczym matka, jakiej nie miał.
Drugiego dnia spacerują po Victorii, miniaturowej stolicy kraju, przesiąkniętej jeszcze
duchem francuskim, którego Anglicy, pozbawiwszy nas wszystkiego, od roku 1814
bezskutecznie usiłują stąd wyrugować. Niebawem mieszkańcy Seszeli, gdy uzyskają obiecaną
przez Wielką Brytanię niezależność, wypiszą na pierwszych własnych znaczkach pocztowych
sÅ‚owa «Zil elwagnées Sesel», co znaczy «dalekie wyspy Seszele». JÄ™zyk kreolski wyraznie
dowodzi, że Francja Ludwika XIV pozostawiła ślad niezatarty i w sumie pozytywny na tych
wyspach, których nazwy zdają się zaczerpnięte wprost z oper Rameau. W rzeczywistości
zatoczki Poules-Bleues (Niebieskich Kur) i A-la-Mouche (Na SztucznÄ… MuchÄ™), Bois-de-
Rose (Drzewka Różanego) i Boudin (Kiszka), wyspy Aride (JaÅ‚owa), Félicité (Szczęśliwa),
Curieuse (Osobliwa), jak i Cousin (Kuzyn), Cousine (Kuzynka) czy Praslin, ochrzczona tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]