[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddaleniu to płaskie, to najeżone górami, jakby z chmur tkanymi śniły się wybrzeża, malując
barwami powietrznymi... widok był zachwycający.
Na statku panowała cisza, ledwie przerywana rzucanymi niekiedy rozkazami kapitana i
wykrzykami majtków.
Cazita znikła była, wsunęła się do namiotu kobiet tureckich i bawiła się tymi spowitymi w
białe obsłony mumiami, usiłując z ust ich zakwefionych dobyć jakie słówko. Znudzone Tur-
czynki równie ciekawe a rade jej, uśmiechały się, przypatrując dziecku, które brały za jakąś
almę... Dwaj Turcy zza dymu fajek poglądali ku namiotowi, spod którego opony maleńkie
19
nóżki Cazity w pantofelkach żółtych migały się dziwną pokusą. Oba cmokali ustami i głowa-
mi kiwali ku sobie znacząco. Z namiotu szalone śmiechy słyszeć tylko było.
W tej chwili spod pokładu, od wschodków wiodących do izby kapitana, ukazała się nie-
spokojna głowa kobiety, która w innym rodzaju, ale nie mniejsze mogła uczynić wrażenie nad
pierwsze zjawisko.
Głowa ta, której oczy zdawały się czegoś szukać po pokładzie, należała widocznie do pod-
żyłej niewiasty, która może niegdyś była piękną, ale teraz stała się po prostu okropną.
Podobnych spotyka się wiele i w Wenecji, i po całych Włoszech, gdzie kobieta dojrzewa
prędko, starzeje wcześnie i brzydnie niesłychanie. Zdaje się, że za karę może, te, które słynęły
niegdyś z piękności, stają się potem najpoczwarniejsze.
Ciotka Cazity, jakkolwiek blisko spokrewniona z tą znakomitą pięknością, nic a nic do niej
nie była podobną. Na szerokich ramionach i karku grubym, pofałdowaną okrytym skórą, osa-
dzone było to oblicze olbrzymich rozmiarów, kolorytu niepewnego, ciemnego, a rysów do
zbytku wyrazistych.
Czarne niegdyś, krucze włosy pani Anunziaty, których część uciekła, a reszta wysiwiała,
ułożone były dość niedbale, nie pokryte niczym, ledwie z tyłu szpilką przetknięte. Wichrzyły
się one w nieładzie wcale niemalowniczym. Duży nos, usta grube, cała dolna część twarzy
porosła jak u dwudziestoletniego młodzieńca puchem czy mchami, okryta skórą zmarszczoną
i dziwacznie pokrajaną, składały fizjognomią wybitną, niemiłą, chociaż wyraz jej dobrocią i
łagodnością uderzał, tym dziwniejszą, im mniej spodziewaną na takim obliczu.
W Wenecji i Trieście, gdzie pani Anunziata miała krewnych, utrzymywało się dotąd poda-
nie o wielkiej i wspaniałej jej piękności, ale historie opowiadane o tym sięgały lat już dwu-
dziestu kilku. Zlady tych wdzięków pozostały chyba w oczach czarnych, wspaniale opraw-
nych, ale których wyraz wiele przygasł. W tej chwili właśnie oczy te niespokojnie biegały,
szukając czegoś czy kogoś; na ostatek usta zniecierpliwione poruszyły się i tubalny głos ode-
zwał:
Cazita! Cazita! Cazita!
Za każdym powtórzeniem rosnął on, potężniał i stawał niecierpliwszy.
Spod opon namiotu, jak ptaszę furkające z gniazda, wyleciało dziewczę, śmiejąc się, prze-
skoczyło gruby zwój lin okrętowych, i nie zatrzymało aż na brzeżku, nad samą głową signory
Anunziaty, którą zjawieniem się swym widocznie rozpromieniło.
Patrzę na pokład, po kątach, wszędzie po skrzynkach, po dziurach, a nie mogę tego
trzpiota znalezć zawołała Ciotka, grożąc palcem po nosie. E! ty, bałamucie jakiś niego-
dziwy, aż mi się serce ze strachu ścisnęło... nie wiedziałam, gdzie cię szukać...
Ależ ciotko Anunziato śmiejąc się odparło dziewczę jeszcze w Trieście, gdym wpa-
dła do ogrodu signory Marii, mogliście się trwożyć o mnie; ale tu... cóż mi się tu stać może na
tym ciasnym statku, gdzie oko ojca czuwa nade mną?
Co ci się stać może! powtórzyła Anunziata albo ja wiem, czego się ja boję; dosyć, że
byleś mi z oczów znikła, lękam się o ciebie, nawet tu... nawet tu. Ot tak!
Rozczuliła się stara i uczuła potrzebę otrzeć rozczulenie fartuchem.
Patrzaj no dodała zwracając rozmowę już dobrze z południa, może by się co zjeść
dało... hę? powietrze morskie zaostrza apetyt, zapytaj no ojca, i on może nie od tego.
E! e! mnie się wcale jeść nie chce szepnęło dziewczę, i chcąc być bliżej ucha ciotki,
przypadło na pokładzie, a nachyliwszy się nad starą, mówić poczęło.
Ciotko Anunziato, czyście wy kiedy widzieli Polaka?
20
Polaka? nie, zdaje mi się, że nigdy odpowiedziała ciotka. Był jeden w Wenecji niedaw-
no, mówią, że bardzo bogaty, co zamiast pieniędzy woził z sobą cegły złote, ale mi go nie
pokazali...2
Otóż ja wam innego pokażę szczebiotała Cazita jest tu jeden, i taki piękny, ciotko
Anunziato, taki piękny, że się na niego nie mogę napatrzeć...
Ciotka z oburzenia nad tym bezwstydem aż splunęła, uderzając dziewczę po rękach.
Wstydz bo się ty, jakaś... Już ty mi szukać będziesz oczyma i wybierać pięknych męż-
czyzn! patrzajcie no ją! dam ja ci! ho! ho!
Ciotko Anunziato śmiejąc się, wcale nieustraszona grozby tymi, mówiła Cazita ciot-
ko Anunziato, otwórz dobrze oczy... patrz, tam, za mną... na pokładzie w lewo... dalej, dalej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]