[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z bratem, i z rodzicami; zdjęcia zrobione w górach, nad mo-
rzem, w mieście. Wierzyła, że pewnego dnia obejrzy ten
album razem z nim i że wtedy on więcej jej o sobie opowie.
Tak bardzo chciała go poznać!
W końcu natrafiła na teczkę z adnotacją: David Kershaw
- historia choroby". Nie otworzyła jej, ale odważyła się za-
pytać:
- Co to takiego, Davidzie?
- Mówiłem ci o moim wypadku i o uszkodzeniu nerwów
dłoni. Może to niezbyt dobry pomysł, żeby lekarz sam siebie
leczył, ale chciałem mieć pewność, że spróbowałem wszy-
stkiego. Są tu prześwietlenia, opisy choroby, diagnozy, roko-
wania, listy od najróżniejszych profesjonalistów. Niestety,
wszyscy oni stwierdzają to samo: że mogą zrobić sporo, ale
nie dość dużo.
S
R
- Jeszcze do tego wrócimy. Ale na razie zajmijmy się
kuchnią.
Poszli rozpakować szklanki, kubki, sztućce, talerze, garn-
ki i patelnie. Cała kuchnia była zawalona papierami, ale wre-
szcie zaczynała wyglądać tak, jakby ktoś rzeczywiście z niej
korzystał.
Potem Jane zajęła się ścieleniem łóżka. Nakładając po-
szwę na kołdrę, nie mogła oprzeć się myśli, że kiedyś będzie
pod nią leżała z Davidem. Czując, że się rumieni, spuściła
głowę, żeby nie zauważył jej zawstydzenia.
Gdy śmieci i puste opakowania zostały wyniesione, Jane
odkurzyła wszystkie pomieszczenia. Rozejrzawszy się po
mieszkaniu, uznała, że zaczyna ono przypominać praw-
dziwy dom, zwłaszcza że na ścianach w salonie zawisły
obrazy!
Choć byli zmęczeni, oboje odczuwali satysfakcję. Okaza-
ło się, że pracowali bez przerwy ponad cztery godziny!
- Wez kąpiel - zaproponował, otaczając ją ramieniem. -
A ja, zgodnie z obietnicą, pójdę po jedzenie.
- Ale też jesteś chyba zmęczony?
- Nic mi nie będzie, czuję się wspaniale. Wykąpię się,
kiedy wrócę. A potem oboje będziemy bezwstydnie leniu-
chować.
Poszła do łazienki, puściła wodę i rozebrała się.
- Wracam za dziesięć minut! - usłyszała z przedpokoju
jego głos, a potem trzaśniecie drzwi.
Już miała stanąć jedną nogą w wannie, gdy nagle wybu-
chnęła gorzkim śmiechem. Gdyby ją teraz słyszał pomyślał-
by, że postradała zmysły.
S
R
- Nie jest zbyt ciepło, ale może miałabyś ochotę posie-
dzieć chwilę na balkonie? - zaproponował, wróciwszy z je-
dzeniem. - Narzuć, proszę, moją marynarkę. Zaraz ci przy-
niosę kieliszek wina.
Siedziała na balkonie, sącząc wino i przyglądając się świa-
tłom na rzece. Cóż za romantyczna sceneria! - pomyślała
i kręcąc głową, uśmiechnęła się smutno pod nosem.
Słyszała, jak David nakrywa stół, wyciąga nowe sztuć-
ce i talerze. Potem odgłosy z kuchni umilkły, zastąpione
przez szum wody w łazience..Dopiła resztkę czerwonego
wina - zapewne bardzo drogiego - i znów roześmiała się do
siebie.
Niedługo potem David wyszedł z łazienki, ubrany w cie-
mnoniebieskie dżinsy i koszulę.
- Kolacja podana - oznajmił.
Włączył płytę z nastrojową muzyką fortepianową i nare-
szcie zasiedli do długo wyczekiwanego posiłku. Jedzenie
było wyszukane, ale Jane szybko opuściły początkowe wy-
rzuty sumienia - uznała, że zasłużyła sobie na tę odrobinę
luksusu.
Po kolacji przeszli do salonu na kawę, do której David
podał też po kieliszeczku likieru miętowego.
- Przywiozłem go z zagranicy, z myślą o jakiejś szcze-
gólnej okazji. No i dziś właśnie się nadarzyła.
Objął ją, a ona położyła mu głowę na ramieniu. Czuła się
szczęśliwa i cieszyła ją jego bliskość. Ale wiedziała już, że...
Nie wytrzymała - wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Co cię tak bawi? - spytał, nieco zbity z tropu.
- Wcale nie wiem, czy to jest zabawne... Raczej tragiko-
miczne. I wcale nie czuję się z tym dobrze. Bo przecież
S
R
wiem, do czego zmierzasz. Ta kolacja, alkohol... pewnie
chciałbyś, żebym została na noc?
- Kłamałbym, mówiąc, że tego nie chcę; ale to zależy
wyłącznie od ciebie.
- Też bym tego chciała, nawet nie masz pojęcia, jak bar-
dzo. Tylko że to niezbyt sprzyjający moment. Po prostu jak
co miesiąc... dopadła mnie kobiecość. Więc moglibyśmy co
najwyżej spać obok siebie w jednym łóżku. A chyba nie cał-
kiem o to nam chodzi? - Chichocząc figlarnie, spojrzała na
niego. - Ojej, gdybyś mógł teraz widzieć swoją twarz! No,
Davidzie, jesteś przecież lekarzem i dorosłym mężczyzną,
chyba rozumiesz, o co mi chodzi?
- Tak, naturalnie, że rozumiem, tylko że... - Wreszcie
i on dostrzegł komizm tej sytuacji. - No cóż, widać nie moż-
na mieć wszystkiego... To co, wypijemy jeszcze kawę?
Dwie godziny pózniej zaproponował jej, żeby mimo
wszystko została, jeśli chce. Myśl o spędzeniu z nim nocy
w tym wygodnym nowym łóżku była jej miła, ale wiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]